Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Formuła 1 - Przed Grand Prix Australii

Treść

Robert Kubica? A może Kimi Raikkonen, Felipe Massa lub Fernando Alonso? A może jednak Jenson Button lub Rubens Barrichello? Faworytów niedzielnego Grand Prix Australii, pierwszej eliminacji mistrzostw świata Formuły 1, jest kilku, a co ciekawe, nie ma wśród nich broniącego tytułu Lewisa Hamiltona. Sam Brytyjczyk mówi wręcz, że jeśli zdobędzie jeden punkt, wyjedzie z Melbourne zadowolony.

Inaugurujący sezon wyścig zawsze był pełen niewiadomych, teraz ich lista jest wyjątkowo długa. Po ogromnych, wręcz rewolucyjnych zmianach, jakie przeszła F1, trudno cokolwiek wyrokować i przewidywać. Opierając się na wynikach testów, można wnioskować, iż tradycyjnie szybkie i niezawodne powinny być bolidy w barwach Ferrari (Raikkonen i Massa), szanse na sukces ma BMW-Sauber (Kubica i Nick Heidfeld), mocne może być Renault (Alonso). Największą rewelacją ostatnich tygodni były jednak pojazdy nowego zespołu w stawce, Brawn GP. Button i Barrichello osiągali rewelacyjne czasy, niekiedy nawet lepsze od konkurencji o pół sekundy na okrążeniu. Wszyscy - fachowcy, rywale z toru - byli zaskoczeni takim obrotem sprawy, bo nikt nie sądził, iż team mający niespełna miesięczną historię (teoretycznie, pamiętamy bowiem, iż powstał na bazie Hondy, przejmując cały jej inwentarz), może spisywać się tak znakomicie. Czy podobnie wypadnie podczas niedzielnego wyścigu? Zobaczymy, na razie ma... kłopoty. Ferrari, BMW-Sauber, Renault i Red Bull skierowały oficjalny protest przeciw dyfuzorom (element aerodynamiczny wpływający na przyczepność bolidu) zamontowanym właśnie w pojazdach Brawn GP (zdaniem wielu, przesądzającym o rewelacyjnych czasach) oraz Toyoty i Williamsa. Wspomniana czwórka już kilka dni temu uznała, że rywale nie zastosowali się do przepisów, przedstawiciele Międzynarodowej Federacji Samochodowej orzekli, iż tylko wykorzystali w nich lukę. Protest został jednak odrzucony.
Rok temu w Melbourne triumfował Hamilton, drugi był Heidfeld. Kubica nie dojechał do mety, został staranowany przez Japończyka Kazuki Nakajimę. Teraz mało kto spodziewa się, aby mogło dojść do powtórki. Przyczyną jest fatalna forma McLarena, który nie zdążył na czas przygotować należycie bolidu. - Nie jesteśmy wystarczająco szybcy, prace co prawda idą do przodu, ale przed nami długa droga. Nie spodziewam się, abyśmy w Melbourne mogli zdobyć choćby punkt - przyznaje zafrasowany Brytyjczyk. W sukces wierzy natomiast ekipa BMW-Sauber. - Chcemy rozpocząć sezon podobnie jak przed rokiem - mówi szef zespołu, Mario Theissen. Kubica dodaje: - Jestem szczęśliwy, że sezon wreszcie się zacznie i wszelkie spekulacje zostaną przerwane. Jestem bardzo ciekawy, jak zaprezentują się poszczególne zespoły. Generalnie lubię tory uliczne, nic zatem dziwnego, iż Albert Park zaliczam do grona moich ulubionych obiektów. Tutaj trzeba być szalenie precyzyjnym, błąd drogo kosztuje. W niedzielę szczególnie istotny będzie pierwszy zakręt, nowe, szerokie przednie skrzydła nie ułatwią walki o pozycje, może dziać się sporo nieprzewidywalnych wydarzeń. Jak wszystko się zakończy, nie wiem, jestem tylko przekonany, iż będzie interesująco.
BMW podjęło też ostateczną decyzję w sprawie KERS. System odzyskiwania energii kinetycznej zostanie zamontowany w bolidzie Heidfelda, Kubica w Melbourne z niego nie skorzysta. - Nasz KERS jest już gotowy, ale Robert nie miałby w Australii z niego zbyt dużo korzyści. Jest wysokim i stosunkowo ciężkim kierowcą, jeszcze nie osiągnęliśmy idealnego balansu w jego samochodzie. W kolejnych wyścigach w zależności od specyfiki toru i on jednak KERS użyje - mówi Theissen.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2009-03-27

Autor: wa