Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Fluidy Millera

Treść

Jak poinformował nas płk Zbigniew Rzepa, rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej, w sektorze nr 1 wraku tupolewa, w którym miały być też szczątki kokpitu, znaleziono ciało śp. gen. Andrzeja Błasika i 12 innych ciał, w tym także prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Jeden z lekarzy, który brał udział w akcji wydobywania ciał z miejsca katastrofy, mówił wcześniej "Naszemu Dziennikowi", że ciało prezydenta Kaczyńskiego znajdowało się obok środkowej części kadłuba.
W sektorze nr 1 znaleziono też ciało nawigatora Artura Ziętka. Ale już zwłoki dowódcy Tu-154M mjr. Arkadiusza Protasiuka, drugiego pilota ppłk. Roberta Grzywny oraz mechanika ppor. Andrzeja Michalaka znajdowały się w sektorach nr 2 i 3. To kolejny dowód zaprzeczający twierdzeniom, że gen. Błasik był w kokpicie tupolewa, a miało tego dowodzić właśnie znalezienie jego ciała obok zwłok nawigatora.
Okazuje się, że nie wszyscy członkowie tzw. komisji Millera badającej okoliczności katastrofy na Siewiernym brali udział w odsłuchiwaniu nagrań z rejestratora głosu z Tu-154M. Jednak pod raportem widnieją podpisy wszystkich jej członków.
Dziś w południe premier Donald Tusk spotka się z członkami Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, która badała katastrofę smoleńską. Deklarację, że wszyscy członkowie komisji uznali, iż w kokpicie słychać słowa wypowiadane przez gen. Andrzeja Błasika, złożył na łamach "Naszego Dziennika" ppłk pil. mgr inż. Robert Benedict. Szef podkomisji lotniczej wskazał jednoznacznie, że "wszyscy członkowie komisji jednomyślnie i jednogłośnie zgodzili się z tym, że te trzy wypowiedzi należą do pana generała Błasika". - Cała komisja się z tym zgadzała. Komisja była całym ciałem, więc wszystkie 34 osoby, które były w komisji, zgodnie zgodziły się z tym, że to są wypowiedzi pana generała Błasika. Każdy z tymi nagraniami się zapoznawał i każdy te nagrania miał do swojej dyspozycji - zapewniał Benedict.
Nagrań z CVR nie odsłuchiwał w ogóle choćby prof. Marek Żylicz, członek komisji Jerzego Millera, który zajmował się kwestiami prawnymi. - Nie brałem udziału w odsłuchaniu nagrań - mówi prof. Żylicz, który nie potrafił nawet wskazać, kto z członków komisji słuchał nagrania oraz kto zidentyfikował głos dowódcy Sił Powietrznych. - Na pewno byli to ci członkowie komisji, którzy badali sprawę przebiegu ostatnich minut lotu, badali sprawę pilotażu. Opierali się prawdopodobnie na ekspertyzie Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Głównej Policji - zauważa Żylicz. "Nasz Dziennik" próbował wczoraj ustalić, który spośród innych członków KBWLLP zidentyfikował głos gen. Andrzeja Błasika. Wiadomo, że nie był to ppłk Benedict. "Nie, nie rozpoznałem pana gen. Błasika z uwagi na to, że co prawda pracowałem z nim wcześniej, ale nie byłem tak dużym znawcą głosu, by móc to określić" - powiedział. - To jest plotka - mówi z kolei płk pil. mgr inż. Mirosław Grochowski, odnosząc się do sugestii, jakoby to on miał zidentyfikować głos gen. Błasika. Przyznał, że nie identyfikował głosu dowódcy Sił Powietrznych ani w Moskwie, ani w Warszawie. Dopytywany, czy komisja dysponowała rosyjskim protokołem z rozpoznania głosu gen. Błasika oraz materiałem zdjęciowym dokumentującym miejsce odnalezienia jego ciała, Grochowski stwierdził, że nie był w Moskwie przez cały czas i że tą sprawą zajmował się Edmund Klich. - Proszę jego pytać - kwituje Grochowski.
Głosu gen. Błasika nie rozpoznał też ppłk Bartosz Stroiński, pilot 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego. - Byłem tam krótko, dojechałem tam już wtedy, gdy eksperci dokonali właściwych odsłuchów nagrań. Ja byłem poproszony tylko o identyfikację głosów załogi - wyjaśnia ppłk Stroiński.
Żylicz: Presja na termin
Wśród załączników do raportu komisji Millera nie ma rosyjskiego protokołu rozpoznania głosu gen. Błasika. - Ponieważ raport był oparty na ówczesnych danych, a był niesłychany nacisk na termin, więc oparto się na takich materiałach, jakie były. Ale ponieważ nie ma to istotnego znaczenia dla przyczyn wypadku, bo one zostały właściwie określone w raporcie Millera, więc byłoby wskazane, by eksperci z komisji Millera porozumieli się z ekspertami IES i próbowali wyjaśnić te różnice. Skąd te różnice są, na jakiej podstawie najpierw rozpoznano głos gen. Błasika, a potem go nie zidentyfikowano - uważa prof. Żylicz. Jego zdaniem, istnieją ku temu podstawy racjonalne. - Komisja Millera pracowała pod szalonym naciskiem opozycji, mediów, ale i swojego rządu, by kończyć jak najszybciej. Z chwilą gdy ustaliła istotne przyczyny wypadku, zakończyła swoją pracę. - Dlatego nie czekała na zakończenie pracy ekspertów powołanych przez prokuraturę - tłumaczy. W jego ocenie, komisja nie może odpowiadać za takie, a nie inne rozpoznanie kontekstu sytuacyjnego, na podstawie którego przypisała głos Błasikowi. - Bo to nie ona ten obraz opisywała. To opisywali Rosjanie. Można było powołać się na ustalenia biegłych rosyjskich - konstatuje Żylicz, dodając, że nie wie i nie będzie oceniał, czy Rosjanie działali uczciwie, czy też nieuczciwie. - Nie ma takiej możliwości, by konfrontować ustalenia ekspertów dwóch różnych organów. Można konfrontować osoby, których ustalenia są rozbieżne w toku tego samego postępowania. Eksperci powołani przez prokuraturę pracowali pod odpowiedzialnością karną. Z komisji Millera - nie. Prokuratura mogłaby wystąpić o opinię uzupełniającą - ocenia mecenas Marcin Madej.
Przypomnijmy, że prof. Żylicz, ekspert komisji Millera, jeszcze przed publikacją raportu wypowiadał się na łamach "Gazety Wyborczej", mówiąc o polskiej bylejakości i naciskach na pilotów. Była też mowa o nieodpowiednim przygotowaniu załogi, fatalnym szkoleniu oraz posługiwaniu się wysokościomierzem radiowym, a nie barycznym. Tezy raportu Millera ekspertyza IES całkowicie podważyła.
Dwóch - nie trzech?
"Gazeta Wyborcza" wsadziła wczoraj do kokpitu drugiego generała - Tadeusza Buka, dowódcę Wojsk Lądowych, bo w ekspertyzie IES odczytano słowa: "tadek" i "generałowie". Jerzy Miller w wywiadzie dla "GW" nie tylko mówi, iż jest przekonany, że Błasik był w kokpicie, bo tam jakoby znaleziono jego ciało, ale że członkowie komisji "wyczuwali", że brakuje im tam jeszcze jednej osoby. "Wynikało to z kontekstu różnych słów, które były odczytane dla nas przez Centralne Laboratorium Kryminalistyczne. Ale nie wiedzieliśmy, o kogo chodzi, nie mieliśmy żadnej szansy tego uzupełnić. Brakowało tego imienia. Ale teraz zaczynamy rozumieć i inne fragmenty rozmów, które CLK pokazało. I dlatego mówię, że krakowska ekspertyza była bardzo potrzebna" - twierdzi Miller. Zapewnia, że członkowie komisji przez dłuższy czas słuchali nagrania z tupolewa. Ale również on nie potrafił powiedzieć, kto pierwszy zidentyfikował głos gen. Błasika. - Czyżby komisja oparła się na jakiegoś rodzaju fluidach, które raczej przynależą jasnowidzowi? - ironizuje Bartosz Kownacki, pełnomocnik Ewy Błasik, wdowy po dowódcy Sił Powietrznych. - Komisja ma się opierać na faktach. A dlaczego dwóch, a nie trzech, bo może zaraz będzie wrażenie, że było trzech generałów w kokpicie? - pyta prawnik.
W najnowszym stenogramie nagrań, które na zlecenie prokuratury wykonał IES, rzeczywiście jest wyraz "tadek?", "generałowie", pada też słowo "staszek". Podczas konferencji prasowej prokuratorzy wojskowi zapewniali, że mikrofony umieszczone w kokpicie zbierały dźwięki z odległości 5 metrów. Słowa te padły więc zapewne z salonki prezydenckiej. Poza tym, wedle tego, co mówiła prokuratura, drzwi do kabiny pilotów mogły być otwarte. - Byłoby to realne wytłumaczenie. Kokpit tupolewa jest za mały, by mogły w nim usiąść jeszcze dwie osoby - mówi Kownacki. - Żaden z nas, ani ja, ani moi koledzy nie byliśmy na poufałej stopie ani z panem gen. Błasikiem, ani z panem gen. Bukiem - komentują piloci z rozformowanego specpułku.
Będzie nowa komisja?
Powołanie nowej komisji, która zajęłaby się analizą stenogramów z IES, jest prawnie możliwe. Możliwość taką daje znowelizowana we wrześniu 2010 r. ustawa Prawo lotnicze. Wypadkami w lotnictwie lotnictwa państwowego zajmuje się Inspektorat MON ds. Bezpieczeństwa Lotów. Zgodnie z Prawem lotniczym może utworzyć stałą komisję w tym inspektoracie, która będzie badała wypadki lotnicze lotnictwa państwowego. Byłaby ona naturalnym spadkobiercą KBWLLP. Szef inspektoratu przedstawia propozycję składu komisji ministrowi obrony narodowej, który zatwierdza go w porozumieniu z ministrem spraw wewnętrznych. Ostatecznie o powołaniu komisji decyduje premier. Dziś Donald Tusk spotka się z Jerzym Millerem, przewodniczącym Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, która badała przyczyny katastrofy smoleńskiej, oraz jej członkami. Po spotkaniu szef rządu ma zdecydować, czy wznowić prace komisji. Premier ocenił, że odczyt nagrań czarnych skrzynek Tu-154M, którego dokonał krakowski Instytut Ekspertyz Sądowych im. prof. Jana Sehna, nie podważa konkluzji raportu komisji Millera, nie wynika z nich również - jego zdaniem - jednoznaczna potrzeba wznowienia prac komisji. Tusk zastrzegł jednak, że aby uniknąć wszelkich wątpliwości w tej sprawie, postanowił zorganizować spotkanie, na które zaprosił jej przewodniczącego Jerzego Millera, wiceszefa komisji, a także szefów zespołów, które pracowały w ramach KBWLLP. - Poproszę ich także o ocenę i rekomendacje, czy są przesłanki, abym mógł czy powinienem skorzystać z tego przepisu, który premierowi daje prawo do wznowienia pracy komisji - zaznaczył Tusk.
Anna Ambroziak
Nasz Dziennik
Piątek, 20 stycznia 2012, Nr 16 (4251)

Autor: jc