Finał piłkarskiego Pucharu Polski
Treść
Piłkarze Groclinu Dyskoboli Grodzisk Wlkp. zdobyli wczoraj Puchar Polski. W rozegranym na stadionie GKS Bełchatów wielkim finale podopieczni trenera Macieja Skorży pokonali Kolportera Koronę Kielce 2:0, w każdym elemencie będąc zespołem zdecydowanie lepszym. Groclin sięgnął po PP po raz drugi w historii, jednocześnie zapewniając sobie udział w kolejnej edycji Pucharu UEFA. Radość zatem jest podwójna.
Faworytem - przynajmniej teoretycznym - wczorajszego spotkania była Korona, lepiej spisująca się w ligowych rozgrywkach. Tymczasem już na samym początku to Groclin przejął inicjatywę, spychając rywala do obrony. Skorża świetnie przygotował swych piłkarzy pod względem taktycznym; mądrością, płynnością i szybkością gry grodziszczanie całkowicie zaskoczyli kielczan. Nic dziwnego, że w 16 min było 1:0. Bramka okazała się piękna, ale i kuriozalna zarazem. Piłkę na 25 metrze przejął bowiem Radosław Majewski (świetny występ młodego pomocnika) i natychmiast uderzył. Strzał był ładny, futbolówka leciała szybko, ale wydawało się, że Maciej Mielcarz bez problemu ją złapie. Tymczasem bramkarz Korony uznał, że najpewniej minie słupek po zewnętrznej stronie i cofnął ręce. Po chwili ukrył z rozpaczy twarz w dłoniach, bo zatrzepotała w siatce, a Groclin prowadził 1:0...
To było pierwsze z dwóch kluczowych wydarzeń meczu. Drugie miało miejsce trzynaście minut później: Mariusz Zganiacz nie wytrzymał nerwowo i w starciu tuż przy linii autowej odepchnął Jarosława Latę. Sędzia Grzegorz Gilewski nie miał żadnych wątpliwości i pokazał rozgrywającemu Korony czerwoną kartkę. Kielczanie w krótkim czasie stracili nie tylko gola, kluczowego zawodnika, ale i wiarę, że mogą odwrócić losy meczu.
Jeśli ktoś sądził, że po przerwie Korona zaatakuje, srodze się rozczarował. Drugie 45 min należało bezdyskusyjnie do Groclinu, który całkowicie zdominował wydarzenia na boisku. Podopieczni Skorży rządzili absolutnie, a jedyną niewiadomą stały się rozmiary ich wygranej. I prawdę mówiąc gdyby wynik brzmiał 5:0 - kielczanie nie mogliby mieć pretensji do nikogo (prócz siebie oczywiście). Sam Takesure Chinyama mógł bowiem pokonać Mielcarza przynajmniej trzy razy, ale miał fatalnie rozregulowany celownik. Napastnik z Zimbabwe częściowo zrehabilitował się w 77 min, gdy razem z Piotrem Piechniakiem przeprowadził efektowną akcję, zakończoną skutecznym uderzeniem Laty. W tym momencie Groclin prowadził 2:0 i mecz był rozstrzygnięty. Korona grała już zupełnie bez wiary, a grodziszczanie spokojnie kontrolowani przebieg wydarzeń na boisku.
Sukces niespodziewany, ale jak najbardziej zasłużony - wczoraj drużyna z Wielkopolski była przynajmniej o klasę lepsza. To piękny prezent z okazji jubileuszu 85-lecia istnienia grodziskiego klubu.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2007-05-02
Autor: wa