Fiesta w Portugalii
Treść
Portugalczycy, pracownicy sektora publicznego, w proteście przeciwko rządowym planom zamrożenia tegorocznych wynagrodzeń ogłosili wczoraj jednodniowy strajk. W całym kraju zamknięte były szkoły, sądy i szpitale.
Liderzy związków zawodowych podkreślają, że jest to prawdopodobnie największy strajk pracowników budżetówki na przestrzeni wielu lat. - Służby publiczne się nie cofną. Będą stawiały opór, aby zmienić stanowisko rządu - stwierdziła Ana Avoila, przedstawicielka Wspólnego Frontu, czyli zrzeszenia portugalskich związków zawodowych. Jej grupa strajkowała przed jednym z lizbońskich zakładów ubezpieczeń społecznych. Zgodnie z jej szacunkami, strajkuje od 70 do 90 proc. pracowników sektora publicznego. Wczoraj nie strajkowali jedynie pracownicy transportu publicznego.
Jest to już kolejny tego typu strajk na południu Europy. Sytuacja w Portugalii przypomina tę z Hiszpanii i Grecji, gdzie również doszło do licznych protestów i strajków po tym, jak rządy ogłosiły cięcia płac w niektórych gałęziach gospodarki. Zarówno władze w Madrycie, jak i Atenach oraz Lizbonie swoje decyzje tłumaczą koniecznością redukcji narastającego długu, a także fatalnym stanem gospodarki spowodowanym globalnym kryzysem ekonomicznym. Takie wyjaśnienia nie przekonują portugalskich związkowców, którzy twierdzą, że już od lat, bez względu na sytuację ekonomiczną, stale doświadczają redukcji wynagrodzeń oraz innych przywilejów. Mimo że wskaźniki ekonomiczne pokazują, iż Portugalia powoli wydostaje się z kryzysu, to jednocześnie bezrobocie w tym kraju jest najwyższe od dwudziestu pięciu lat i przekracza 10 procent. Dzięki m.in. cięciom w budżetówce rząd chce obniżyć deficyt poniżej 3 procent i w 2013 r. osiągnąć wzrost na poziomie 9,3 proc PKB. Jeśli rząd nie zmieni swoich planów, związki zawodowe grożą kolejnymi strajkami, które mogą doprowadzić do paraliżu kraju. Jednocześnie zachęcają związkowców z sektora prywatnego, aby przyłączyli się do ich protestu.
Łukasz Sianożęcki, Reuters
Nasz Dziennik 2010-03-05
Autor: jc