Feralne cegiełki, kuszące kredyty
Treść
Aż 13,8 mln zł będzie mógł wydać w tegorocznej kampanii wyborczej każdy z komitetów wyborczych kandydata na prezydenta. Nikt nie zamierza wykorzystywać tego limitu, choć blisko będzie sztab Donalda Tuska. Limit dla ogólnopolskiego komitetu zarejestrowanego w wyborach do Sejmu i Senatu wynosi ponad 30 mln zł. Z zapowiedzi przedstawicieli sztabów wynika, że żaden z nich nie zamierza wykorzystać tej puli. Wiele z nich zaciąga kredyt na kampanię, licząc na późniejszą subwencję z budżetu państwa.
Zgodnie z ordynacją wyborczą do Sejmu i Senatu, finansowanie kampanii wyborczej jest jawne, a "wydatki ponoszone przez komitety wyborcze w związku z zarządzonymi wyborami są pokrywane z ich źródeł własnych". Zgodnie z art. 110 komitety mogą pozyskiwać i wydatkować środki od dnia wydania przez Państwową Komisję Wyborczą postanowienia o przyjęciu zawiadomienia o powstaniu danego komitetu (w tej chwili taki dokument otrzymało ponad 130 komitetów). Limit wydatków dla komitetu wyborczego, który zarejestrował listy we wszystkich okręgach wyborczych, wynosi niemal 30 mln zł.
Środki finansowe komitetu wyborczego partii politycznej mogą pochodzić jedynie z funduszu wyborczego tej partii, tworzonego na podstawie przepisów ustawy o partiach politycznych, a koalicyjnemu komitetowi wyborczemu i komitetowi wyborczemu wyborców środki finansowe mogą być przekazywane jedynie przez osoby fizyczne.
Część partii, jak Prawo i Sprawiedliwość, na tę kampanię czekało od dawna, kumulując środki otrzymywane z subwencji budżetowych. W tej sytuacji nie dziwi fakt, że partię stać na wykupywanie spotów telewizyjnych w najlepszym paśmie antenowym. Co innego z Platformą Obywatelską czy Socjaldemokracją Polską - żadne z tych ugrupowań nie pobiera pieniędzy z budżetu, a mimo to ich kampanię na dziś można określić jako przeprowadzaną z największym rozmachem. Ogromnych billboardów z podobiznami Donalda Tuska i Marka Borowskiego nie brakuje w całej Polsce. To skutek tego, że kampanię prezydencką, w odróżnieniu od parlamentarnej, można finansować również z anonimowych "cegiełek" oraz wpłat od firm. Stąd będzie pochodzić gros pieniędzy na reklamowanie Macieja Giertycha (LPR), Jarosława Kalinowskiego (PSL), Marka Borowskiego (SdPl) i Henryki Bochniarz (Partia Demokratyczna - demokraci.pl). Na pieniądze od osób prawnych liczy Andrzej Lepper (Samoobrona). Lechowi Kaczyńskiemu (PiS) mają wystarczyć pieniądze od partii i wpłaty od osób fizycznych. Kampanię Włodzimierza Cimoszewicza (SLD) ma wspierać głównie Sojusz Lewicy Demokratycznej. Kandydat liczy też na wsparcie obywateli, a jego sztab zamierza wydać do 6 mln zł.
Komitet kandydata na prezydenta może także, w odróżnieniu od tego z wyborów parlamentarnych, pozyskiwać środki już po wyborach. To może okazać się pomocne dla tych komitetów, które zamierzają finansować kampanię z kredytu bankowego. Dotyczy to głównie Tuska, którego komitet zaciągnął zobowiązania na 12 mln zł. Będzie to więc najprawdopodobniej najdroższa kampania prezydencka, bo np. sztab Kaczyńskiego nie zamierza wykorzystywać nawet tego limitu (dopiero niedawno Państwowa Komisja Wyborcza postanowiła zwiększyć go z 12 do 13,8 mln zł.).
Kredyt, choć znacznie niższy, chciałby uzyskać też komitet wyborców Zbigniewa Religi. Jak jednak nieoficjalnie wiadomo, ma spore kłopoty z jego uzyskaniem. Za kandydatem nie stoi bowiem żadna partia polityczna, która mogłaby takie zobowiązanie poręczyć. Inaczej jest w przypadku Samoobrony, która zamierza na wybory parlamentarne wydać ok. 10 mln zł, a na prezydenckie - 4-5 mln. Zdecydowana większość tych sum ma pochodzić z kredytu.
O ile komitety Tuska i PO zapowiadają bogatą kampanię mimo braku subwencji budżetowych (czym ugrupowanie chlubiło się całą minioną kadencję, mimo że jej brak wynikał jedynie z kłopotów z rejestracją partii politycznej przed wyborami 2001 r.), to Polskie Stronnictwo Ludowe będące w podobnej sytuacji (PKW odrzuciła ich sprawozdanie finansowe) zapowiada tanią kampanię, zresztą też z kredytu w wysokości 3-4 mln zł. Dodatkowym źródłem finansowania mają być wpłaty od samych kandydatów. W wielu komitetach, choć nie wszystkie mówią o tym głośno, są odpowiednie stawki za otrzymanie znaczącego miejsca na liście wyborczej.
Mikołaj Wójcik
"Nasz Dziennik" 2005-08-12
Autor: ab