Federer - marzenia się spełniają
Treść
Drugi z rzędu triumf Amerykanki Sereny Williams w rywalizacji pań. Pierwszy w karierze niezwykle utalentowanego Szwajcara Rogera Federera wśród panów. I wreszcie wygrana utytułowanej Amerykanki Martiny Navratilovej w mikście. To najważniejsze wydarzenia zakończonego w niedzielę wielkoszlemowego turnieju na trawiastych kortach Wimbledonu. Ta najbardziej prestiżowa i najsłynniejsza impreza tenisowa i w tym roku nie zawiodła oczekiwań. Emocji, dramatów, niespodzianek i pięknych spotkań bowiem nie brakowało.
Kogo można uznać za bohatera tegorocznych zmagań? Wybór jest trudny, ale chyba po raz kolejny Czeszkę z amerykańskim paszportem, czyli niezłomną Martinę Navratilovą. Kiedy w 2000 r. ta licząca sobie dziś 46 (!) wiosen zawodniczka powróciła na tenisowe korty (z których wycofała się w 1994 r.), wielu uznało to za szaleństwo, głupotę, by nie użyć mocniejszych słów. Tymczasem okazało się, że nadal potrafi zachwycić i zaskoczyć swoich przeciwników. Oczywiście nie w rywalizacji indywidualnej, bo i zdrowie, i kondycja już zapewne nie te co niegdyś, ale w deblu czy mikście wielkie doświadczenie i wciąż wielkie umiejętności Navratilovej są bezcenne. W niedzielę Amerykanka i pochodzący z Indii Leander Paes pokonali pewnie parę rosyjsko-izraelską Anastazja Rodionowa - Andy Ram i zwyciężyli w turnieju miksta. Tym samym Navratilova wyrównała rekord słynnej Billie Jean King dwudziestu zwycięstw w Wimbledonie. A warto podkreślić, że pierwszą wygraną w londyńskim turnieju zanotowała ponad ćwierć wieku temu - w 1976 roku z Chris Evert w grze podwójnej kobiet. Aż trudno w to uwierzyć. Serena Williams i Roger Federer urodzili się pięć lat później...
Niedzielny triumf był 58. wygraną Navratilovej (18. w singlu, 31. w deblu i 9. w mikście) w turnieju wielkoszlemowym. To wynik bez precedensu. Ba, licząca sobie 46 lat i 261 dni Amerykanka jest najstarszą zawodniczką, która zwyciężyła w imprezie Wielkiego Szlema. Coś niesamowitego.
Innym bohaterem tegorocznego Wimbledonu był - to już zupełnie inne pokolenie! - Roger Federer. To wschodząca gwiazda światowego tenisa. Dość powiedzieć, że niedzielne zwycięstwo było jego pierwszym w turnieju wielkoszlemowym. Ale sięgnął po nie jak najbardziej zasłużenie. Bo grał nie tylko niezwykle skutecznie, ale i pięknie dla oka. - Kiedy byłem chłopcem, lubiłem oglądać transmisje z Wimbledonu. Żartowałem nawet, że kiedyś wygram ten turniej. Dzisiaj nie wiem, co mam powiedzieć. Jestem zszokowany tym, że udało mi się spełnić marzenie, choć wciąż nie wiem, jak tego dokonałem. Nie potrafię opanować wzruszenia i radości z tego, że wspierali mnie tu bliscy i znajomi z Bazylei - powiedział po meczu, po czym się rozpłakał.
Przed triumfem w Wimbledonie Federerowi nie udało się ani razu osiągnąć półfinału imprezy zaliczanej do Wielkiego Szlema. Najdalej dochodził w tym cyklu do 1/4 finału: przed dwoma laty w Wimbledonie i Roland Garros.
Co ciekawe, dużego doświadczenia i bogatej w sukcesy kartoteki nie miał i jego rywal, Australijczyk Mark Philippoussis. Tylko raz - w 1998 r. w US Open - grał w finale turnieju wielkoszlemowego, zresztą bez powodzenia. Ale Australijczyk jest już bohaterem kortów z jeszcze innego powodu. Dwa lata temu w Londynie doznał kontuzji, w wyniku której nie mógł zejść z kortu o własnych siłach. Do szatni odwieziono go na wózku inwalidzkim. Kilkanaście miesięcy wracał do zdrowia i walczył o powrót do sportu. I tę walkę wygrał.
Pisząc o bohaterach Wimbledonu 2003, nie sposób pominąć kolejnego Australijczyka, Todda Woodbridge'a. Ten doświadczony tenisista, wspólnie ze Szwedem Jonasem Bjoerkmanem, wygrał bowiem rywalizację debla. I było to jego 8. zwycięstwo na londyńskiej trawie. Więcej, była to też jego 76. wygrana deblowa w karierze. Więcej triumfów mają na koncie tylko Amerykanin John McEnroe (77) i Holender Tom Okker (78).
Nie zapominajmy także o Amerykance Serenie Williams, najlepszej wśród pań. O ile jednak sukcesów Navratilowej, Federera i Woodbridge'a nie sposób było przewidzieć, o tyle jej zwycięstwo było planowe i... nie mogło być inaczej. Oczywiście klasę wielkich faworytów poznaje się także po tym, że nie zawodzą pokładanych w nich nadziei i Serena pod tym względem jest bez konkurencji. Warto też dodać, że młodsza z sióstr Williams obroniła tytuł wywalczony rok wcześniej, co przed nią udało się zaledwie czterem tenisistkom. Wśród nich jest rywalka Sereny z wimbledońskiego finału, Venus Williams.
Następny turniej na londyńskiej trawie już za rok.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik 8-07-2003
Autor: DW