Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Fatima się wypełni

Treść

(M. MAREK)
Homilia ks. bp. Jana Sobiły, biskupa pomocniczego diecezji charkowsko-zaporoskiej na Ukrainie, wygłoszona w bazylice Świętego Krzyża w Warszawie z okazji Dnia Modlitwy i Pomocy Materialnej Kościołowi na Wschodzie, 7 grudnia br.

Kochani w Chrystusie Panu,
Siostry i Bracia!

Dzisiaj w całej Polsce modlimy się – tak jak już wspomniał na początku świętej Liturgii ksiądz dyrektor – ksiądz Leszek, który kieruje pomocą dla Wschodu – modlimy się za Kościół na Wschodzie. I najpierw trzeba by nam podziękować przede wszystkim Bogu Ojcu. Dzisiaj mamy siódmy dzień miesiąca, jest to dzień poświęcony Bogu Ojcu. Dziękujemy Mu za to, że 23 lata temu otworzyły się granice byłego Związku Radzieckiego. Wierni, którzy przez 70 lat przeżywali swoisty Adwent, bo ludzie czuli, że to musi się skończyć, że ta gehenna musi się kiedyś zakończyć, że Bóg wysłucha modlitwy, że to oczekiwanie, żeby znowu pojawili się kapłani w kościołach, że ten dzień przyjdzie. I to się stało. I nie bez przypadku jest też to, że w czasie otwarcia granic wschodnich, kiedy rozpadł się Związek Radziecki, Polska miała bardzo dużo powołań, tak do kapłaństwa, jak i do zakonu. I bardzo dużo kapłanów i sióstr zakonnych pojechało na Wschód. Wielu z nich pozostawiło wielkie, piękne parafie w Polsce, a pojechali czasem dla kilkunastu osób, żeby być. Żeby spełniło się wreszcie to wielkie oczekiwanie tylu dziesiątek lat, kiedy nasi rodacy pragnęli, aby była Msza św., żeby się wyspowiadać. Tylu naszych rodaków los porozrzucał po różnych krańcach ziemi. Czasami los ich sponiewierał. I dzisiaj pragniemy otoczyć szczególną naszą miłością i modlitwą tych, którzy doświadczyli wielkiej biedy i cierpienia na Wschodzie. Jednych wyrżnięto na Wołyniu, innych wywieziono w gułagi, jeszcze innych rozstrzelano. Wielu wywieziono na straszną biedę, do wyrębu tajgi syberyjskiej.

Potrzeba kapłanów

Opowiadała kiedyś kobieta, która przeżyła gehennę ciężkich robót na Syberii. Mówiła tak: jeść się chciało, nie było w co się ubrać, a mrozy straszne, ale najbardziej doskwierał nam brak kapłana. Miałam tylko jedno pragnienie, żeby jeszcze chociażby raz w życiu zobaczyć kapłana, żeby się wyspowiadać, żeby przyjąć Komunię Świętą. A więc to jedno pragnienie, które nosiła w sercu, w jej życiu się spełniło. Przyjechał kapłan tam, na wschodnie tereny, i ona mogła się przed śmiercią wyspowiadać, przyjąć Komunię Świętą. Bóg Ojciec, przez przyczynę Matki Przenajświętszej, naszej Królowej, Niepokalanej Maryi, dał łaskę naszym rodakom, że doczekali takich czasów nowych, że kapłani przyjechali, ale nie tylko kapłani, lecz i siostry zakonne.

Pragnę pokazać taki jeden obraz tam ze Wschodu i dobroć polskich duchownych. Kiedyś powiedział mi śp. pan prezydent RP Lech Kaczyński, kiedy był w Doniecku z wizytą, i mówił tak: „Najlepsze, co Polska ma, to kapłani. Najlepsze, co eksportujemy, to są kapłani. Jadę czasami do takich zakątków ziemi naszej, że nigdy bym się nie spodziewał, że tam spotkam polskiego księdza. A tu – mówi – na lotnisku witają mnie polscy kapłani, polskie siostry zakonne. To jest rzeczywiście wielki dar dla świata. To jest coś najpiękniejszego i najważniejszego, co Polska daje światu”.

I oto jeden obraz ofiarności. Zawsze pamiętam posługiwanie jednej siostry zakonnej – to werbistka Aleksandra. Były to lata 90. Sytuacja w sklepach na Ukrainie, w Rosji podobna jak u nas w latach 80. Na półkach, pamiętam, był wtedy tylko ocet i musztarda. Otwierały się kaplice, ale nic nie było. Ani ornatu, ani kielicha, ani obrusa – nic, nic, nic. Gołe ściany. I pamiętam, jak ta siostra Aleksandra, była prowincjalną wtedy Sióstr Werbistek, miała problem z kręgosłupem, bardzo ją bolało, i ona pociągiem z Polski dojeżdżała do Lwowa, a potem jeszcze dobę trzeba jechać ze Lwowa do Zaporoża – zawsze ciągnęła ze sobą wielkie walizki. Zawsze się zastanawiałem, jak ona to uniesie. Przywoziła wszystko to, co trzeba było do kaplicy, dla biednych, jedzenie, odzież. Wiozła to z taką miłością i z taką troską, tak jakby jechała do rodzonej matki albo do rodzonej siostry czy brata. I tu mamy pokazane to polskie duchowieństwo, jak polscy kapłani, polskie siostry zakonne, z jaką miłością pojechali na Wschód. Że przywieźli wielką miłość, mając troskę i poparcie tu, w Polsce. Pragnę dzisiaj wyrazić podziękowanie wszystkim Polakom, biskupom, że my tam możemy być, dlatego że mamy was.

Pomoc i wsparcie

Ja też jako biskup jeżdżę po parafiach, spotykam wielu biednych. Kapłani czasem nie mają czym zapłacić za gaz, za elektrykę i biskup jedzie, żeby im pomóc, żeby pobyć z nimi. Ja mogę pojechać, dlatego że polscy biskupi mnie wspierają. Nie ma takiego biskupa w Polsce, który by się nie spytał: jak tam żyjesz? W czym mogę ci pomóc? Ilekroć jestem u jakiegoś z biskupów, oni zawsze pytają: co ci trzeba? Pomożemy. I już ponad 20 lat polscy kapłani przyjeżdżają, tacę zbierają. Kiedyś dzwonię do jednego znajomego księdza, a on mówi: tydzień temu był ksiądz z Białorusi, a trzy tygodnie temu był z Kazachstanu, a za tydzień przyjedzie z Rosji ksiądz na tacę zbierać. To wszystko, co tam na Wschodzie jest: kaplice, kościoły, to wszystko są wasze ofiary. Taka miłość, solidarność i odpowiedzialność za losy Kościoła na Wschodzie daje nam możliwość bycia tam w tych trudnych czasami momentach.

Wielu kapłanów i sióstr zakonnych zostawiło piękne placówki, piękne parafie. Dlatego dzisiejsza niedziela to jest wielka wdzięczność nas tam, na Wschodzie, skierowana ku Bogu i wam. Bo dzięki waszej modlitwie, pomocy materialnej możemy tam funkcjonować. Możemy pomagać ludziom dlatego, że przywozimy z Polski pomoc – wasz grosz, który składacie dziś też w całej Polsce. Przez ponad 20 lat już korzystamy z tej dobroci i pragnę w imieniu wszystkich duchownych osób, kapłanów, moich braci z Ukrainy, z Rosji, z Białorusi, z Mołdawii, z Gruzji, ze wszystkich krajów Wschodu, z tych krajów, które kiedyś wchodziły w skład Związku Radzieckiego, powiedzieć wam wielkie „dziękuję”, wielkie „Bóg zapłać”. Pragnę też podziękować wszystkim organizacjom, fundacjom, Ministerstwu Spraw Zagranicznych. Konsulaty polskie udzielają też wielkiej pomocy. Dziękujemy wszystkim, którzy włączają się, żebyśmy tam mogli być – wielkie „Bóg zapłać”.

Przyjeżdżam do Warszawy ze Wschodu. Przedwczoraj byłem w Doniecku na pogrzebie Polaka, który został zastrzelony tam, w Doniecku. Uczestniczył w wypadku, było nieporozumienie, został postrzelony w nogę i od tych ran zmarł w szpitalu. Ludzie prosili mnie, aby przyjechali jednak polscy kapłani. Mówią: nam bardzo potrzeba polskich kapłanów. Nasi księża musieli wyjechać, jak się wojna zaczęła, dlatego że było niebezpieczeństwo, że będą schwytani dla okupu, że nie wystarczy nawet zebrać pieniędzy, żeby wykupić ich. Dlatego podjęliśmy decyzję, żeby czasowo, kiedy były te wielkie bombardowania, księża i siostry zakonne mogli wyjechać do tych miast, gdzie możliwe jest prowadzenie duszpasterstwa. Ale ludzie dzwonią i mówią: niech ksiądz biskup coś zrobi, żeby księża wrócili. Nas jest teraz trochę mniej, ale niech wrócą, bo jest bardzo trudno bez Mszy Świętej, bez Komunii Świętej. Niech księża wrócą.

Przetrwać zimę

Jeszcze raz pragnę wyrazić wdzięczność tym kapłanom, którzy trwają na posterunku. Ksiądz Leszek, jego brat chrystusowiec – ks. Mikołaj Pilecki, nie zważając na bardzo trudną sytuację, powrócił do Doniecka i funkcjonuje. Byłem w tym mieście przedwczoraj i widziałem. Ludzie tam mieszkają i ci Polacy mówią: my chcemy tu zostać. Może ktoś tam chce wyjechać, ale my chcemy tu być, chcemy tu zostać. Trzeba tutaj być, trzeba się modlić, żeby tym ludziom pomóc modlitwą. I dlatego niech kapłani będą z nami.

Dlatego, drodzy Bracia i Siostry, pragnę wam dzisiaj powiedzieć: jesteśmy tam, bo mamy was. Gdyby nie twoja modlitwa, gdyby nie modlitwa w tych parafiach, gdzie codziennie się modlą za Wschód, to pewnie niejeden kapłan by nie wytrzymał, bo jest tam trudno. Ale mamy was i wytrzymujemy. Dzięki wam mamy co jeść. Mamy też czym podzielić się z biednymi. Codziennie przychodzą biedni. W Zaporożu, gdzie mieszkam, codziennie ktoś przychodzi z tych uciekinierów z Donbasu, z Doniecka, z Ługańska. Przychodzą młode mamy z malutkimi dziećmi, przychodzą kobiety ciężarne, proszą o cokolwiek, o kurtkę, o jedzenie, na lekarza, na dentystę, bo uciekli bez żadnych środków. Czasami nawet nie zdążyli dokumentów ze sobą zabrać, bo było bombardowanie i trzeba było od razu uciekać. I my możemy im pomóc, dlatego że mamy was.

Jakie rozwiązanie dla Wschodu, dla Donbasu na dzisiaj? Ja myślę, że przede wszystkim trzeba pomyśleć, żeby Donbas przetrwał zimę. Nie trzeba myśleć o jakichś szerokich planach na razie, czy Polaków zabierać z Donbasu do Polski, czy nie. Nie wszyscy zechcą przyjechać. Trzeba im pomóc przetrwać tę zimę. Jak byłem w Doniecku, to było minus 20 stopni i sporo śniegu. Przyjechałam do Warszawy, patrzę, a u was wiosna. I tym ludziom, którzy czasami są w bardzo trudnej sytuacji, trzeba pomóc po prostu przetrwać tę zimę.

I dlatego myślę, że Bóg z tej całej wojny, z tego konfliktu, który jest bardzo trudny do rozszyfrowania, o co chodzi, wyprowadzi dobro. Myślę, że to, o czym mówiła Matka Najświętsza w Fatimie, to się spełnia teraz. Rosja musi się nawrócić, Rosja się nawróci. Nawróci się Ukraina. A nawróci się dzięki temu, że polscy kapłani, polskie siostry zakonne wiozą tam serce pełne wiary i miłości. Pokazują bezinteresowną miłość. W naszych parafiach są obiady dla biednych i my się nie pytamy, czy ty jesteś katolik, prawosławny, niewierzący. Nie ma znaczenia. Jak człowiek jest głodny i zziębnięty, patrzy, z jaką miłością polscy kapłani i siostry zakonne dają jeść absolutnie wszystkim ludziom.

I niech Bóg błogosławi Polskę za to, że daje pięknych duchowo kapłanów i siostry zakonne. Niech Bóg wynagrodzi wszystkim, którzy dzielą się swoim sercem z tymi, którzy na dobroć twojego serca, szczególnie w tym czasie, w tę zimę, która się tam zaczyna, bardzo czekają. Amen.

Nasz Dziennik, 9 grudnia 2014

Autor: mj