Fałszują znaczenie słów
Treść
Eurokonstytucja nie jest konstytucją, a Unia nie będzie pod jej rządami superpaństwem - usiłował przekonywać w Senacie minister Jan Truszczyński, zapewniając, że jest to dokument korzystny dla Polski. - Rozległa, mętna, zawierająca jurydyczny bełkot - mówili o eurokonstytucji senatorowie prawicy. Jej przyjęcie spowoduje chaos prawno-ustrojowy nie do opisania - ostrzegli.
- Eurokonstytucja nie jest żadną kon stytucją, lecz traktatem międzynarodowym - przekonywał senatorów minister Jan Truszczyński, przedstawiając izbie wyższej informację na temat tego dokumentu. Najważniejszym skutkiem jej przyjęcia będzie - jego zdaniem - przekształcenie Unii Europejskiej w "jednolitą organizację międzynarodową".
- To dlaczego tu jest napisane "Konstytucja dla Europy"? Czy ona rzeczywiście statuuje organizację międzynarodową, czy raczej superpaństwo? - nie dawał za wygraną senator Henryk Dzido.
Ta wymiana zdań stanowi próbkę tego, co przedstawiciele rządu zamierzają zaserwować społeczeństwu w trakcie tzw. kampanii informacyjnej przed referendum: zamiast nazywania rzeczy po imieniu - zakłamanie, odwracanie znaczenia słów i wymowy faktów. Minister zapowiedział, że gotowość udziału w kampanii zgłosiły już liczne organizacje pozarządowe. Przypomnijmy, że znaczna część takich organizacji w trakcie kampanii przed referendum akcesyjnym finansowana była z zagranicy.
Truszczyński podkreślał, że eurokonstytucja jest korzystna dla Polski, ponieważ rzekomo wzmacnia rolę parlamentów narodowych, demokratyzując Unię, usprawnia podejmowanie decyzji przez Radę, poszerzając zakres spraw, w których decyduje większość, a nie jednomyślność wszystkich członków, zwiększa bezpieczeństwo wewnętrzne wspólnoty, m.in. przez wspólne prowadzenie polityki azylowej, kontroli granic, współpracę policyjną i sądową, a wreszcie wzmacnia rolę Unii w świecie - dzięki wspólnej polityce zagranicznej prowadzonej przez jednego ministra spraw zagranicznych.
Nawiązując do rezygnacji przez rząd Belki z korzystnego nicejskiego systemu głosowania w Radzie Europejskiej na rzecz systemu podwójnej większości, Truszczyński wygłosił ryzykowne stwierdzenie, że "skuteczność obrony polskiego interesu narodowego nie zależy w relatywnie dużym stopniu od ilości głosów (sic!), lecz od zdolności zawierania koalicji...". O tym, że mając dużo głosów, łatwiej tę koalicję stworzyć, nawet się nie zająknął. Pytany o skutki odrzucenia eurokonstytucji, minister zapowiedział, że w takim wypadku na dane państwo będą wywierane naciski w celu ponownego przeprowadzenia procedury ratyfikacyjnej, a nie wykluczył również, że "zostanie ono zapytane, jak dalej widzi swój status w Unii". Wspomniał też, że niektóre kraje mogłyby wtedy rozpocząć marsz do utworzenia "twardego jądra" Unii - chodzi o Francję i Niemcy.
- W czym pan dostrzega te korzyści dla Polski? - polemizował z Truszczyńskim senator Jan Szafraniec, przypominając, że eurokonstytucja jest w wielu miejscach sprzeczna z Konstytucją RP, a będzie aktem nadrzędnym. - Wartości chronione w polskiej Konstytucji eurokonstytucja deprecjonuje - podkreślił senator Szafraniec, wskazując na zagrożenie Polski eutanazją, zabójstwami nienarodzonych i legalizacją związków homoseksualnych.
Mówienie o wzmocnieniu roli parlamentów narodowych Szafraniec nazwał kpiną. - Przecież konstytucja europejska mówi wyraźnie, że stanowieniem prawa zajmą się organa UE, a parlamenty narodowe będą... informowane - powiedział. Podkreślił też, że wspólny minister spraw zagranicznych UE uniemożliwi Polsce prowadzenie własnej polityki zagranicznej. Przeciwko konstytucji europejskiej wypowiedział się również senator Adam Biela, który poinformował, że w opinii środowiska prawniczego eurokonstytucja wywoła "chaos prawno-ustrojowy nie do opisania". - Rozległa, mętna, zawierająca jurydyczny bełkot - tak opisał ją senator Robert Matusiak.
Europejski bubel znajduje oczywiście uznanie w oczach senatorów SLD.
Małgorzata Goss
"Nasz Dziennik" 2005-02-03
Autor: ab