Falstart Białego Domu?
Treść
Stany Zjednoczone zamierzają wypełnić obietnicę prezydenta Baracka Obamy dotyczącą "nowego startu" w relacjach ze światem muzułmańskim. W jaki sposób? Poprzez oferowanie programów współpracy, promocję przedsiębiorczości i edukacji - oznajmiła przebywająca w Maroku amerykańska sekretarz stanu Hillary Clinton. Z drugiej strony okazuje się, że kraje islamskie nie są wcale chętne do rozmów i poszukiwania nowych płaszczyzn wspólnych relacji. Irański ajatollah Ali Chamenei oznajmił, że jego kraj nie ma zamiaru toczyć żadnych rozmów "pod dyktando USA".
W trakcie forum w Marakeszu Clinton mówiła, że programy mają być nakierowane na wzmocnienie: współpracy naukowej i technologicznej, aktywizacji kobiet i dialogu religijnego. - Zobowiązujemy się do budowania szczebli nowych szans, by pomóc w rozwoju ogromnego talentu, jaki drzemie w ludziach z tego regionu - powiedziała sekretarz Clinton.
Wystąpienie szefowej amerykańskiej dyplomacji oceniono jako swoisty dalszy ciąg czerwcowego apelu Obamy z Kairu, w którym to obiecał poszukiwanie nowych rozwiązań dla skomplikowanych relacji USA ze światem muzułmańskim. Z drugiej strony, jak podkreślają komentatorzy, relacji tych nie poprawiają coraz ściślejsze więzi Waszyngtonu z Izraelem. Państwo żydowskie w ostatnim czasie znów nasiliło swoją działalność na terytorium Palestyny i np. rozbudowuje osiedla na Zachodnim Brzegu Jordanu. Clinton zaznaczyła, że jej rząd będzie poszukiwał takiego rozwiązania, które uwzględnia pokojowe istnienie dwóch pełnoprawnych państw - Izraela i Palestyny. - Jesteśmy zdeterminowani i wytrwali w pogoni za tym celem - dodała. Jak podkreślała, w jej opinii wszystkie obietnice złożone przez prezydenta Obamę są prawdziwe. - Wierzę, że przy waszym wsparciu wszystko to możemy osiągnąć - mówiła Hillary Clinton.
Takiej otwartej postawy nie przejawiają jednak przedstawiciele innych krajów. Zwłaszcza tam, gdzie islam jest głęboko zakorzeniony, a przywódcy religijni decydują o politycznym obliczu kraju. Najwyższy autorytet duchowy Iranu ajatollah Ali Chamenei stwierdził, że kraje muzułmańskie nie powinny dać się zwieść takim pojednawczym gestom, zwłaszcza swojemu największemu wrogowi jakim są Stany Zjednoczone. Jak dodał, w jego mniemaniu USA są "naprawdę aroganckim mocarstwem". - Amerykański rząd jest naprawdę zarozumiały, a naród irański nie da się oszukać jego pozornym pojednawczym zachowaniem, dopóki Ameryka nie porzuci takiego podejścia - ostrzegał swoich rodaków Chamenei. Ajatollah już wielokrotnie twierdził, że USA dążą do obalenia władzy w Teheranie i ograniczenia wpływów przywódców religijnych na politykę tego kraju. Wiąże się to przede wszystkim z wywieraniem przez międzynarodową społeczność - z Waszyngtonem na czele - nacisku na Iran w celu zamrożenia rozwoju programu nuklearnego. Teheran twierdzi niezmiennie, że używa techniki atomowej jedynie do produkcji prądu, a Waszyngton nalega na szybsze wprowadzenie w życie projektu Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA), która zakłada przekazanie przez Iran do końca 2009 roku około 80 proc. posiadanego niskowzbogaconego uranu do Rosji. Tam miałby on być wzbogacony, następnie przekazany do Francji i przerobiony na rdzenie paliwowe, które wykorzystane zostaną w reaktorze badawczym w Teheranie, gdzie produkuje się izotopy medyczne używane w terapii chorób nowotworowych.
Łukasz Sianożęcki
"Nasz Dziennik" 2009-11-04
Autor: wa