EWANGELIA
Treść
«Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął! Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie.
Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie rozdwojonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej».
Łk 12, 49-53
***
„Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, aby on już zapłonął”. Od wieków Jezus czeka, aby płomień Jego miłości zapłonął w naszych sercach i duszach. Gdy narodził się na ziemi, w sercach ludzi wzbudził przeróżne uczucia. Jedne były pełne radości, inne niepokoju. Gdy zaś Jezus rozpoczął swoją działalność publiczną, poruszenie było ogromne. Ale nie chodziło Mu o to, by zaniepokoić ludzi dla samego niepokoju. Chodziło o wybudzenie ich ze śpiączki, która ogarniała wielu. Chodziło o wyrwanie ich ze stagnacji, z lenistwa, z opieszałości, ze śmierci. O poruszenie, by ludzie zobaczyli siebie, swoje życie z innej perspektywy. By spojrzeli prawdzie w oczy i zobaczyli, jakie są ich relacje z Jezusem, ich Bogiem.
Człowiek żyjący w letargu często nie zdaje sobie sprawy lub też przed samym sobą to ukrywa, iż jego życie nie zdąża do pełni. Taki stan to powolne duchowe konanie. Bez czujności, bez stałej gotowości do walki o wieczność, każdy człowiek jest na to narażony.
Jezus przychodzi dziś do każdego z nas, by obudzić, by poruszyć serca, abyśmy na nowo zaczęli czuwać. Jego działanie to nie czcze nawoływanie. Działanie Jezusa to czynna miłość! Jego sposobem na przebudzenie jest ukazanie potęgi i mocy Bożej miłości. Wobec jej wielkości nikt nie może przejść obojętnie! Każdy jakoś reaguje. A ta reakcja zależna jest od stanu serca, od jego otwartości bądź zatwardziałości.
Jezus przychodzi rzucić na ziemię ogień przeogromnej miłości, która rozlewa się na świat ogromem miłosierdzia.
W godzinie Kalwarii na usta Jezusa ciśnie się pytanie „czemu?” i to pytanie jeszcze dobitniej wyraża bolesne zdumienie wobec cierpienia, którego nie sposób wyjaśnić, którego dopuściła się ręka (ukochanego) człowieka.
To pytanie Jezusa w związku z Ofiarą ma również znaczenie teologiczne: przez tę ofiarę Chrystus w pełnej solidarności z grzesznym człowiekiem miał doświadczyć poczucia opuszczenia przez Boga. To tragiczne doświadczenie sprawia, że Jezus wydobywa ze swoich wnętrzności do Boga Ojca okrzyk „czemu?” i tutaj Jezus tworzy nową formę solidarności z nami, którzy tak często kierujemy do Boga słowa skargi, a nieraz rozpaczy.
W obecnym świecie w naszym narodzie, sąsiedztwie i rodzinach czy może w nas samych nie brak przeciwstawiania się Bogu, niezgadzania się z Jego wolą – gdy przychodzi cierpienie związane np. z chorobą. Niejednokrotnie brakuje nam wiary. Zdarza się, że ludzie nie zgadzają się z Bożym prawem, nazywając je średniowieczem, i odrzucają Chrystusa, bo życie też nie poukładało się im tak, jak sobie planowali. Dlatego dzisiaj warto zadać sobie pytanie, jakie skierował do pielgrzymów w 1995 roku Święty Jan Paweł II, papież:
„Czy można odrzucić Chrystusa i wszystko to, co On wniósł w dzieje człowieka? Oczywiście, że można. Człowiek jest wolny.
Człowiek może powiedzieć Bogu: nie.
Może powiedzieć Chrystusowi: nie.
Ale – pytanie zasadnicze: czy wolno?
I w imię czego «wolno»? Jaki argument rozumu, jaką wartość woli i serca można przedłożyć sobie samemu i bliźnim i rodakom, i narodowi, ażeby odrzucić, ażeby powiedzieć «nie» temu, czym wszyscy żyliśmy przez tysiąc lat?! Temu, co stworzyło podstawę naszej tożsamości i zawsze ją stanowiło”.
Postawa Jezusa cierpiącego, opuszczonego, może nawet pozbawionego nadziei, ale nawiązującego z Bogiem dialog, uczy nas, że owszem, gdy cierpimy, gdy jest nam ciężko i nie radzimy sobie z niczym, nie powinniśmy milczeć, obrażać się na Boga. Ale wręcz przeciwnie, trzeba wypowiadać do Boga słowa, ale z tą samą ufnością i synowskim oddaniem, z jakim uczynił to Jezus.
Taka postawa pozwoli nam na przebudzenie się ze stagnacji i opieszałości życiowej, uczyni nas ludźmi czujnymi i spowoduje w nas chęć do podejmowania ciągłej walki z tym, co złe w naszym życiu – z grzechem. Zachęci nas do podejmowania konkretnego działania. Dopiero wtedy w sposób pełny zapłonie w naszych sercach ogień miłości Chrystusa.
Miłość Jezusa zapłonęła na Krzyżu. A Krzyż stał się największym, najbardziej rozpoznawalnym znakiem Bożej ofiarnej miłości, miłości doskonałej, do końca, po ofiarę ze swego życia na rzecz ukochanej ludzkiej osoby.
Autor: o. Szczepan Hebda CSsR
Źródło: slowo.redemptor.pl
Źródło: radiomaryja.pl, 14 sierpnia 2016
Autor: mj
Tagi: EWANGELIA