Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ewangelia

Treść

XX niedziela zwykła

Jezus powiedział do swoich uczniów: "Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął! Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie. Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie rozdwojonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej".
Łk 12, 49-53

Ogień, który oczyszcza duszę
Ewangelia ma taką własność, że bardzo trudno pozostać wobec niej obojętnym. Nie wynika to bynajmniej z jakiejś jej szczególnej własności literackiej czy artystycznej, ale z tego, że dotyka ona spraw najbliższych człowiekowi. Budzi zachwyt i generuje nienawiść, której próżno szukać gdziekolwiek indziej.
Nigdy na ziemi nie było spokoju. Nie mam tu na myśli owego "świętego" spokoju, który jest antyewangeliczny i destrukcyjny z zasady, choć stroi się w piórka spełnionego obowiązku. Nic tak nie zabija ducha jak stagnacja, bezruch. Bagno może i pięknie wygląda, gdy stroi się w bogactwo form życia i barwy kwiatów, ale przecież w jego głębi kryje się błotnista maź i zgnilizna. Nieszczęsny wędrowiec, który niepomny przestróg, zapędzi się za daleko. Zawsze - a było tak od początku - słowo Prawdy budziło sprzeciw. Kamienowano proroków. Wypędzano ich. Wykpiwano i zamykano w kazamatach.
Czy coś się zmieniło? Zdarza się np., że do wysokich urzędów unijnych nie dopuszcza się katolików tylko dlatego, że są katolikami. Dalej: dlaczego niemal można mieć pewność, iż w okolicy dużych świąt kościelnych np. portal internetowy Onet zamieści jakiś tekst oszczerczy, bluźnierczy czy pełen jadu bądź budzący wątpliwości w młodych sercach? Dlaczego? Sensacja się dobrze sprzedaje, to fakt, ale chodzi tu o coś więcej: to popękane sumienie krzyczy. I krzyczą poranione ludzkie serca na forach internetowych, gdzie znajdują swoje ujście frustracje i wewnętrzny ból samotności, a często też lęk i niepewność przyszłości pozbawionej fundamentów, na których można by budować prawdziwe życie, a nie jego plastikowe namiastki.
Ewangelia ma w sobie coś takiego, co głęboko porusza. Wpisana jest w niej nieuchronność. To jest ów biblijny ogień. Nie jest on podobny do płomienia, który trawi drewno w piecu czy niszczy ogromne połacie lasów. Jest inny. To ogień, który oczyszcza duszę. Wytapia z niej to wszystko, co jest brudne i niepotrzebne - tak jak w piecu hutniczym z chropowatej rudy wytapia się złocista miedź, srebrzy się ołów, iskrzy cynk. Tu nie ma miejsca i czasu na półprawdy, głaskanie i obietnice, "że jakoś tam będzie". Ci, którzy tak mówią, stawiają na chrześcijaństwo bezbarwne i mdłe, któremu amputowano wszystko to, co trudne i pachnące ewangelicznym radykalizmem i brakiem zgody na tolerancję zła i kłamstwa. Tylko że sól, która straci swój smak, nadaje się na wyrzucenie i podeptanie. O to chodzi?
Jezus za to, że nie godził się na to, poniósł okrutną śmierć. Ale przecież nie była ona finałem życia. I dziś niesie ogień. Nie bój się go. Nie pozwól się zastraszyć. To nic, że usadzą cię na ostatnim miejscu w "towarzystwie". Czas pokaże, kto miał rację...
Marcin Jasiński
"Nasz Dziennik" 2007-08-18

Autor: wa