Ewangelia
Treść
Siódma niedziela zwykła
Gdy po pewnym czasie Jezus wrócił do Kafarnaum, posłyszeli, że jest w domu. Zebrało się tylu ludzi, że nawet przed drzwiami nie było miejsca, a On głosił im naukę.
Wtem przyszli do Niego z paralitykiem, którego niosło czterech. Nie mogąc z powodu tłumu wnieść go do Niego, odkryli dach nad miejscem, gdzie Jezus się znajdował, i przez otwór spuścili łoże, na którym leżał paralityk. Jezus, widzŕc ich wiarę, rzekł do paralityka: "Synu, odpuszczają ci się twoje grzechy". A siedziało tam kilku uczonych w Piśmie, którzy myśleli w duszy: "Czemu On tak mówi? On bluźni. Któż może odpuszczać grzechy, jeśli nie Bóg sam jeden?". Jezus poznał zaraz w swym duchu, że tak myślą, i rzekł do nich: "Czemu nurtują te myśli w waszych sercach? Cóż jest łatwiej powiedzieć do paralityka: 'Odpuszczają ci się twoje grzechy', czy też powiedzieć: 'Wstań, weź swoje łoże i chodź?'. Otóż, żebyście wiedzieli, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów - rzekł do paralityka: Mówię ci: Wstań, weź swoje łoże i idę do domu!". On wstał, wziął zaraz swoje łoże i wyszedł na oczach wszystkich. Zdumieli się wszyscy i wielbili Boga, mówiąc: "Jeszcze nigdy nie widzieliśmy czegoś podobnego".
Mk 2, 1-12
"Nasz Dziennik" 2009-02-21
Autor: wa