Eutanazjolog w pogotowiu
Treść
Nederlandse Vereniging voor een Vrijwillig Levenseinde (NVVE), największe stowarzyszenie promujące w Holandii eutanazję, planuje utworzenie specjalnych grup lekarzy i pielęgniarek działających na zasadzie pogotowia, które po kontakcie telefonicznym dojeżdża do domu pacjenta. Grupy te będą się specjalizowały w przeprowadzaniu śmierci na życzenie w domach. NVVE ma ogólne przyzwolenie stowarzyszeń lekarskich w promowaniu swych śmiercionośnych praktyk.
NVVE zależy, by jeszcze lepiej móc odpowiedzieć na zapotrzebowanie osób, które pragną położyć kres swojemu życiu. Na początku tego roku stowarzyszenie planowało utworzenie specjalnej kliniki eutanazyjnej. Jednak okazało się, że popyt na tego rodzaju "usługi" nie jest tak duży, jak początkowo szacowano. Stąd też pomysł nieco zmodyfikowano. - Większość ludzi, którzy wyrażają wolę śmierci, chętniej umarłoby w swoim domu. Powołanie specjalnych grup lekarzy i pielęgniarek działających na zasadzie pogotowia jest kwestią rozwoju opieki - stwierdza bezrefleksyjnie odpowiedzialna za projekt Petra Jong. NVVE ocenia, że zapotrzebowanie "na śmierć" kształtuje się na poziomie 1000 eutanazji rocznie.
Organizacja zamierza "uśmiercać" na życzenie nie tylko pacjentów poważnie chorych, ale także osoby, u których wykryto początki demencji, cierpiących na przewlekłe choroby psychiczne, a także ludzi starszych. Stowarzyszenie, lekarze kształceni w tym kierunku będą mogli częściej dokonywać eutanazji niż lekarze ogólni, którzy - jak pokazały sondaże - nierzadko mieli zastrzeżenia i niezbyt chętnie wyrażali zgodę na podejmowanie tego typu działań. Komentując tę sytuację, ks. bp dr hab. Józef Wróbel, kierownik Katedry Teologii Życia na KUL, zauważa, że jest to kolejny krok w kierunku przepaści, działanie, które Kościół przewidywał już w momencie, kiedy zalegalizowano eutanazję w kilku określonych sytuacjach. - Jako moraliści etycy już od dawna mówiliśmy, że zezwolenie na eutanazję jest staczaniem się po równi pochyłej, to otwarcie puszki Pandory. Wystarczy zacząć, a później szuka się dalszych usprawiedliwień, coraz to łatwiejszych rozwiązań - wskazuje. Przypomina, że z początku w niektórych krajach, w tym także w Holandii, dopuszczano eutanazję tylko wtedy, gdy ktoś ekstremalnie cierpiał i nie można mu było pomóc. - Ale myśmy od początku mówili, że to jest otwarcie furtki, przekroczenie pewnej granicy, a później nie będzie możliwości, by ten ruch zahamować, tylko pójdzie się po tej linii jeszcze dalej i jeszcze szybciej - wyjaśnia. Ksiądz biskup zwraca również uwagę, że lekarze od dawna uczestniczą w tym procederze, ale teraz znowu chce się wprowadzić nową jakość tego działania - ad hoc, na gorąco.
Ustosunkowując się do planów NVVE, oficjalne holenderskie stowarzyszenie lekarzy KNMG (Koninklijke Nederlandsche Maatschappij tot bevordering der Geneeskunst) wyraziło jedynie wolę poznania ich szczegółów. Nie pojawił się nawet cień krytyki wobec samego projektu i coraz bardziej liberalnych pomysłów. Stowarzyszenie przypomniało jedynie, że pacjenci, którzy chcą umrzeć, powinni mieć zapewnione prawo do rozmowy, opieki oraz stały kontakt z lekarzem. Kontakt ten jest konieczny, jak podkreślają, by lekarz mógł ocenić, czy prośba rzeczywiście jest poważna, czy cierpienia pacjenta faktycznie są nie do zniesienia i czy nie ma nadziei na skuteczne leczenie. Kwestie te, jak dodają, są szczególnie trudne do oceny przez osoby cierpiące na demencję, chore psychicznie czy po prostu znajdujące się w depresji spowodowanej samotnością. W takich wypadkach trudno jest mówić o świadomym wyborze przez te osoby życia lub śmierci. Można jedynie domyślać się, że mogą działać pod wpływem sugestii osób, które rzekomo poprzez eutanazję proponują im "pomoc".
Anna Bałaban
Nasz Dziennik Środa, 23 listopada 2011, Nr 272 (4203)
Autor: au