Europodręcznik nie może kłamać
Treść
Proponowany przez niemiecką minister Annette Schavan wspólny europejski podręcznik historii nie ma większych szans - wynika z ostatnich konsultacji ministrów edukacji z krajów Unii Europejskiej w niemieckim Heidelbergu. Planom takim sprzeciwiają m.in. Holendrzy i Brytyjczycy. Zastrzeżenia wyraził także reprezentujący Polskę minister Roman Giertych. Pomysłu nie odrzuca natomiast całkowicie niemiecka Polonia, podkreślając, że gdyby udało się umieścić w nim prawdziwe informacje o polskiej historii, łatwiej byłoby walczyć z jej zafałszowywaniem na Zachodzie, a np. Niemcom - zrozumieć Polaków.
Opracowanie nowego europodręcznika historii zaproponowała kilkanaście dni temu niemiecka minister edukacji Anette Schavan, uznając jego powstanie za duży krok na drodze do większej europejskiej integracji. Sprawa omawiania wspólnego europejskiego podręcznika nie była co prawda głównym tematem zeszłotygodniowego spotkania szefów resortów edukacji państw unijnych w Heidelbergu, ale niemiecka propozycja wywołała tak dużo zamieszania, że opinię w tej sprawie wygłosili również uczestnicy niemieckiej konferencji.
Niemiecka minister edukacji nie jest z tej opinii zadowolona, gdyż oprócz Polski inicjatywę wspólnego podręcznika historii skrytykowali ministrowie Wielkiej Brytanii i Holandii. Przedstawiciel Holandii Gerard Maas stwierdził wprost, że taka koncepcja nie pasuje do holenderskiego sposobu przedstawiania historii. Podobnie zareagował przedstawiciel Wielkiej Brytanii, który - jak piszą niemieckie agencje - wraz z polskim ministrem obawia się, że za propozycją Annette Schavan kryje się niemiecka próba fałszowania historii.
Polonia niemiecka również nie bardzo dowierza dobrym intencjom Niemców. Zwraca jednak uwagę, że gdyby udało się odpowiednio przygotować projekt i nakłonić Berlin do uwzględnienia stanowiska polskich historyków, wspólny podręcznik mógłby być szansą na to, by Niemcy wreszcie dowiedzieli się czegoś o naszej prawdziwej historii.
Zbigniew Kostecki, przewodniczący Kongresu Polonii w Niemczech, stwierdził w rozmowie z "Naszym Dziennikiem", że taki podręcznik - z pewnymi zastrzeżeniami - ma rację bytu. - Nie może być tak, że podręcznik opracuje Francja razem z Niemcami, a zatwierdzi ten projekt Władimir Putin - podkreśla, trochę ironizując, Kostecki. - Jeżeli jednak udałoby się stworzyć grupę historyków z państw UE, którzy w sposób obiektywny i zgodny z prawdą potrafiliby opracować podstawowe informacje historyczne, to byłoby to z korzyścią dla wszystkich. Niemcy ciągle nie wiedzą dużo o Polsce, a na niemieckiej tak zwanej prowincji nie wiedzą nic. Wreszcie skończylibyśmy z pisaniem historii przez Erikę Steinbach i jej podobnych - podkreśla Kostecki.
Przewodniczący Polskiego Stowarzyszenia Szkolnego SAWA Waldemar Malinowski ma podobne poglądy. - Nie wiedzą nic o naszej wspólnej historii. Na przykład, moim zdaniem, Niemcy prawie nic nie wiedzą o rozbiorach Polski. Taki podręcznik byłby okazją do przedstawienia całej Europie polskiej historii, która jest bardzo słabo znana, a przecież decydowała o rozwoju całego kontynentu - mówi Malinowski.
Również przewodniczący Polskiej Rady w Niemczech Aleksandr Zając w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" stwierdził, że Niemcy nie mają się z czego uczyć prawdziwej historii, gdyż w ich dzisiejszych podręcznikach nadal uczą się np. o Niemczech w granicach z 1937 roku. Ich podręczniki do nauki historii nadal omijają tematy dla nich "trudne". - Porównałbym to do nauki historii w okresie komunizmu w Polsce, gdzie niewygodne sprawy były albo przemilczane, albo pomijane, jak np. sprawa Katynia. Pomysł wspólnego nowego europodręcznika historii może być dobry, ale pod warunkiem, że zwycięży w nim jedynie prawda - podkreśla szef Polskiej Rady w Niemczech.
Waldemar Maszewski, Hamburg
"Nasz Dziennik" 2007-03-05
Autor: wa