Europa nie uznaje wygranej Łukaszenki
Treść
Białoruska Centralna Komisja Wyborcza ogłosiła wczoraj oficjalnie zwycięstwo Aleksandra Łukaszenki w niedzielnych wyborach prezydenckich. Jednak opozycja nie uznaje ich wyników. Twierdzi, że Łukaszenko nie zdobył ponad połowy głosów niezbędnych do zwycięstwa już w pierwszej turze. Zachodni obserwatorzy potwierdzają, że wybory nie były uczciwe. Komisarz ds. stosunków zewnętrznych Unii Europejskiej Benita Ferrero-Waldner zapowiedziała wczoraj nawet, że możliwe jest wprowadzenie sankcji przeciwko Białorusi, w tym rozszerzenie listy przedstawicieli władz objętych zakazem wjazdu do Unii.
Według Centralnej Komisji Wyborczej, Aleksander Łukaszenko uzyskał 82,6 proc. głosów. Demokratycznego kandydata Alaksandra Milinkiewicza, zdaniem komisji poparło 6 proc. głosujących. Natomiast drugi opozycyjny kandydat, Alaksandr Kazulin, miał otrzymać 2,3 proc. głosów. Siarhieja Hajdukiewicza, przywódcę Liberalno-Demokratycznej Partii Białorusi, poparło zdaniem CKW 3,5 proc. wyborców. Frekwencja wyniosła 92,6 procent.
Opozycja jednak podważa te wyniki. Milinkiewicz oświadczył, że opozycja będzie się domagała powtórzenia wyborów. Wezwał kraje demokratyczne, by także ich nie uznały. Według przytaczanych przez sztab Milinkiewicza wyników sondażu przeprowadzonego przez rosyjskie Centrum Jurija Lewady, na Łukaszenkę oddało głos nieco ponad 47, a na Milinkiewicza - 25,6 procent wyborców.
Przewodnicząca CKW Lida Jarmoszyna oświadczyła na konferencji prasowej, że komisja nie odnotowała naruszeń podczas wyborów.
Obserwatorzy OBWE uznali jednak, że niedzielne wybory nie były wolne i uczciwe. - Te wnioski znajdują wsparcie w licznych dowodach empirycznych (...). Demokracja na Białorusi dopiero raczkuje - powiedział Alcee Hastings, specjalny koordynator 500-osobowej misji obserwatorów OBWE na Białorusi.
Z kolei rosyjskie MSZ oznajmiło, że wybory były uczciwe. Również misja obserwatorów Wspólnoty Niepodległych Państw oświadczyła, że wybory były "przejrzyste". Szef misji obserwacyjnej WNP Michaił Ruszajło skrytykował natomiast "bezprecedensową zewnętrzną kampanię nacisków".
Podane wyniki podważa jednak Rada Europy. Ponowny wybór na prezydenta Białorusi Aleksandra Łukaszenki ponad 82 procentami głosów jest "farsą" - ocenił sekretarz generalny RE Terry Davis. - Podstawowy problem w niedzielnych wyborach prezydenckich nie polega na tym, że władze oszukiwały przy urnach, tylko że oszukiwały w okresie przedwyborczym - dodał. Zdaniem Davisa, teraz wspólnota międzynarodowa powinna się skupić na "stworzeniu zachęty do pokojowych zmian i przejścia do demokracji". - Białorusi jest potrzebna demokratyczna ewolucja - zaznaczył.
Międzynarodowa Federacja Helsińska na rzecz Praw Człowieka zaapelowała wczoraj o oficjalne zbadanie "licznych" pogwałceń międzynarodowych standardów wyborczych podczas wyborów na Białorusi. Federacja wyliczała, że: przed wyborami stworzono atmosferę zastraszenia, rejestracja Aleksandra Łukaszenki jako kandydata była bezprawna, przedstawiciele opozycji mieli nierówne prawa podczas kampanii wyborczej, działaczy opozycji i niezależnych obserwatorów nękały policja i służby bezpieczeństwa, instytucje i firmy państwowe wzywały pracowników do wcześniejszego głosowania, choć jest to przewidziane tylko w drodze wyjątku, wybory nie były przejrzyste. Przedstawiciel Federacji powiedział na konferencji prasowej w Wiedniu, że w wielu miejscach uniemożliwiono wejście przedstawicieli opozycji do komisji wyborczych.
Władze odrzucają oskarżenia i same atakują. Prezydent Łukaszenko uznał, że "rewolucja poniosła porażkę", a Białorusini stawili czoło naciskom i "pokazali, kto tu rządzi". Na konferencji prasowej nazwał "absurdalnymi" apele opozycji o nowe wybory.
BM, PAP
"Nasz Dziennik" 2006-03-21
Autor: ab