Euromrzonka
Treść
We Francji coraz bardziej podkreśla się brak pozytywnych dla gospodarki kraju efektów wprowadzenia wspólnej waluty Unii Europejskiej. Jej zwolennicy przyrzekali, że zwiększy ona mizerną od lat francuską koniunkturę i spowoduje spadek bezrobocia, które nad Sekwaną od 20 lat wynosi około 10 proc. Stawia się też pytanie, jakie są przyczyny braku zwiększenia wzrostu gospodarczego w strefie euro w sytuacji, gdy gospodarka światowa w mijającym roku nabrała przyspieszenia.
Francuzi przekonali się na własnej skórze, jak bardzo mylili się ci, którzy uważali, że wystarczy wprowadzić euro, by samoczynnie powrócił czas gospodarczej euforii z lat 60. Okazało się, że wspólna europejska moneta nie uchroni kulejących gospodarek, które bez radykalnych reform będą jedynie zwiększać swoje kłopoty. Jedynym odczuwalnym we Francji efektem wprowadzenia euro jest znaczna zwyżka cen.
Euro zamiast reform
Brak reform sprawił, że nowa waluta, wbrew oczekiwaniom, niczego nie zmieniła. Nie spadło bezrobocie, nie zmniejszył się deficyt budżetowy ani zadłużenie kraju, nie poprawiła się koniunktura. Tylko reformowanie gospodarki i odchodzenie od życia ponad stan może uratować francuską ekonomię.
Konkretnym dowodem na to są pozytywne efekty niemieckich reform, które stawiają Francję w trudnej sytuacji. Z danych za dziesięć miesięcy mijającego roku wynika, że Francja ma 5,3 mld euro deficytu handlowego, podczas gdy Niemcy mają 133 mld euro nadwyżki eksportu nad importem. Doszło do tego, że Niemcy powracają do tradycyjnej pozycji wielkiego eksportera, podczas gdy Francja wciąż jest krajem żyjącym powyżej swoich możliwości.
W sytuacji gdy Niemcy wytwarzają poszukiwane produkty nowej technologii, Francja kontynuuje proces pozbawiania się jej. Ocenia się, że od 1995 r. Francja traci rocznie średnio 8 proc. swojego rynku zaawansowanych technologii. Za pieniądze uzyskiwane ze sprzedaży swojego sprzętu technicznego Niemcy mieli zwyczaj kupowania francuskich produktów masowej konsumpcji. Obecnie, skazani na indywidualny wysiłek finansowania opieki socjalnej, pracowania w większym wymiarze godzin i za mniejsze zarobki, zwracają się przede wszystkim w kierunku oszczędzania, a nie konsumpcji.
Niewygodna prawda
W ten sposób Francuzi ponoszą koszty dostosowywania się gospodarki niemieckiej do reguł globalizacji. Nad Sekwaną związkowcy starają się za wszelką cenę bronić uzyskanych przywilejów. Władze natomiast, mimo głośnego i częstego mówienia o reformach, próbują dokonywać jedynie drobnych ulepszeń, które w niczym nie zmieniają dotychczasowego funkcjonowania francuskiej gospodarki i państwa.
Ostatnia próba uelastycznienia 35-godzinowego tygodnia pracy bardziej przypomina propagandowe przedsięwzięcie niż realne reformy. Anemiczna postawa rządu wynika przede wszystkim z blokady francuskiego społeczeństwa, które wychowywane w duchu socjalistycznego egalitaryzmu i wynikającej z niego opiekuńczości państwa nie uświadamia sobie rzeczywistego stanu francuskiej gospodarki.
Dlatego głębsze reformy były dotychczas we Francji niweczone przez związki zawodowe. Tego typu blokada stoi w sprzeczności z dynamiką gospodarek, również z nowych krajów unijnych, które przyciągają francuskie inwestycje. Jeżeli nad Sekwaną nie dojdzie do szybkiego, obiektywnego spojrzenia na sytuację francuskiej gospodarki i do rozpoczęcia rzeczywistych reform, to w niedługim czasie kraj ten pozbędzie się swojego przemysłu, który przeniesie się w bardziej korzystne z punktu widzenia warunków produkcji regiony. Zaś euro pozostanie pamiątką po mrzonkach o świetlanej przyszłości.
Franciszek L. Ćwik, Caen
"Nasz Dziennik" 2004-12-29
Autor: kl