Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Euromarketing sponsorowany

Treść

Rusza kolejna kampania medialna lobby bankowego - "podwójne euro" w 2012 roku. Chodzi o to, aby w roku mistrzostw Europy w piłce nożnej - Euro 2012 - Polska zastąpiła złotówkę europejską walutą. Kampanię marketingową na rzecz euro podjęła też wiceminister finansów w rządzie PiS Katarzyna Zajdel-Kurowska, wcześniej analityk Banku Handlowego.

- Data 2012 jest najwcześniejszą możliwą datą i byłoby wspaniale, gdyby udało się mieć to podwójne euro, ale mamy jeszcze dużo pracy domowej do odrobienia - oświadczyła wiceminister Zajdel-Kurowska podczas seminarium brytyjskiej izby handlowej. Jej zwierzchniczka, wicepremier i minister finansów Zyta Gilowska, zapytana o te kwestie, zachowała zimny dystans, nie chcąc publicznie dezawuować swojej wiceminister. Jeszcze bardziej wstrzemięźliwy był premier Jarosław Kaczyński, który oświadczył, że do Eurolandu nie powinniśmy się zanadto spieszyć.
Głosy rozsądku nie przeszkadzają jednak środowiskom ekonomicznym związanym z rynkiem finansowym propagować idei "podwójnego euro" na wszystkich forach. Na razie opinia publiczna wydaje się odporna na tę kampanię organizowaną przez środowiska związane z instytucjami finansowymi i lobby eksporterów.
Ogłoszony ad hoc sondaż na portalu Wirtualnej Polski pokazał, że większość internautów opowiada się za ostrożnym podejściem do przyjęcia europejskiej waluty. Pod wpływem zmasowanej kampanii ta opinia może się jednak zmienić. Tym bardziej że ludzie rynku, występując w roli agitatorów, nie przebierają w środkach. Przykładem tego może być Krzysztof Pietraszkiewicz, szef Związku Banków Polskich, który nawet na antenie Radia Maryja usiłował przekonywać słuchaczy, jak wielkie odniosą korzyści ze... zniesienia ryzyka kursowego. Tak jakby przeciętny polski emeryt parał się operacjami finansowymi na międzynarodowych rynkach.
- Marketingowe łączenie Euro 2012 i eurowaluty niesie za sobą to niebezpieczeństwo, że podczas referendum nad przystąpieniem do eurostrefy ludzie nie będą wiedzieli, czy głosują za mistrzostwami, czy za przyjęciem euro - ostrzega dr Cezary Mech, były wiceminister finansów.
A może właśnie o to chodzi? - Prezentowane przez panią minister Zajdel-Kurowską hasłowe podejście, pozbawione analizy problemu, jest niewłaściwe - twierdzi prof. Jerzy Żyżyński.
Z punktu widzenia obywateli przejście na euro powinno nastąpić w momencie, gdy złotówka będzie najmocniejsza, bo wtedy najkorzystniejsze będzie przeliczenie pensji i emerytur na euro. Z punktu widzenia przemysłu, zwłaszcza eksporterów - odwrotnie, przyjęcie euro powinno dokonać się w chwili, gdy złotówka jest słaba, bo to sprzyjałoby konkurencyjności. - Rząd musi rozważyć racje obu stron, przeprowadzić rachunek zysków i strat - podkreśla prof. Żyżyński.
- Niemcom euro kojarzy się ze słowem "teuro", czyli "drogo". Ci, którzy prowadzą kampanię na rzecz szybkiego wprowadzenia wspólnej waluty, mają obowiązek o tym powiedzieć społeczeństwu - twierdzi analityk gospodarczy Janusz Szewczak. Przypomina też, że nieżyjący już noblista Milton Freedman przewidywał w 1999 r., iż wspólna unijna waluta po 10 latach przestanie istnieć. Niezadowolenie społeczeństw ze wspólnego pieniądza znalazło m.in. wyraz w kampanii prezydenckiej we Francji, gdzie dwoje kandydatów, którzy przeszli do drugiej tury, publicznie zajmowało krytyczne stanowisko wobec euro. Ponad połowa Francuzów jest przeciwna wspólnej walucie, obwiniając ją o kłopoty gospodarcze Francji. Podobną opinię wyraża 56 proc. Niemców.
Polski rząd i prezydent stoją na stanowisku, że przedwczesne przyjęcie euro może się okazać zabójcze dla gospodarki. Nie przeszkadza to jednak niektórym przedstawicielom obozu władzy prezentować w tej sprawie stanowiska rynków, a nie rządu.
- Byli analitycy banków komercyjnych nie mają zbyt rozległej wiedzy ekonomicznej. Zasiadając na stanowiskach państwowych, prezentują słaby poziom merytoryczny - wyjaśnia dualizm w poglądach urzędników rządowych ekonomista związany z PiS. Jego zdaniem, nie można odpowiedzialnie proponować społeczeństwu przejścia na eurowalutę, jeśli chce się jednocześnie wprowadzić elementy polityki prorodzinnej, obniżyć podatki, wybudować drogi i stadiony. Wprowadzenie euro wymaga bowiem restrykcyjnych oszczędności w finansach publicznych.
Małgorzata Goss

Wiceminister kontra mitomani
W wywiadzie dla gazety "Parkiet" pani wiceminister Katarzyna Zajdel-Kurowska posunęła się jeszcze dalej: orzekła, że opinie na temat skutków cenowych i inflacyjnych wprowadzenia euro to mity, i wezwała NBP do edukacji społeczeństwa (czytaj: indoktrynacji) przed ewentualnym referendum. Wygląda na to, że pani wiceminister jeszcze nie zdążyła oswoić się z funkcją państwową i nadal występuje w roli ekonomisty banku komercyjnego. Z jej słów wynika, że premier, prezydent i poważni ekonomiści - to... mitomani. Trudno nie spytać: czy to jest oficjalne stanowisko rządu?
Małgorzata Goss
"Nasz Dziennik" 2007-04-26

Autor: wa