Euroentuzjazm na wybory
Treść
Wystąpienie polskiego premiera podczas wczorajszej sesji Parlamentu Europejskiego w Strasburgu było wręcz kopią jego standardowych przemówień w Polsce, pełne emocjonalnych zwrotów i pustej retoryki. Z jednej strony gorliwy euroentuzjazm wpisywał się w oczekiwania dużej części deputowanych reprezentujących ugrupowania prointegracyjne, z drugiej jednak pustosłowie zagorzałej europejskiej politycznej poprawności zderzyło się z ogromem nierozwiązanych problemów przeżywającej kryzys Wspólnoty.
Zabierając głos na początku debaty, Donald Tusk wyraził uznanie dla europarlamentu jako instytucji. - Zarówno doświadczenie Europy jako wspólnoty, ale też osobiste doświadczenie chyba każdego z nas mówi nam, że najlepszą odpowiedzią Europejczyków, najlepszym wynalazkiem Europejczyków jest zjednoczona Europa. Chcę podkreślić z całą mocą (...) Europa, zjednoczona Europa, jej instytucje, jej budżet, jej cele to nie są źródła kryzysu - mówił premier. Przedstawiając zamierzenia polskiego programu, opowiedział się za wzmocnieniem europejskich instytucji, krytykowanych za kolosalną biurokrację i niezdolność do efektywnego działania.
- Byłoby odpowiedzią fałszywą, najgorszą z możliwych, gdybyśmy uwierzyli tym, którzy mówią: "Zredukujemy Europę i to będzie nasza odpowiedź na kryzys". Ja jestem przekonany, że odpowiedzią na kryzys jest więcej Europy, jest więcej integracji europejskiej, a to wymaga mocnych instytucji europejskich - stwierdził Donald Tusk. Opowiedział się za szeroko pojętą solidarnością państw członkowskich, przeciw tworzeniu barier wewnętrznych (w szczególności ustanawianiu granic wewnątrz strefy Schengen) oraz za stopniowym rozszerzaniem Unii. - Po to budujemy wspólnotę, także wtedy, kiedy ją poszerzamy, żeby równocześnie umożliwić w ramach wspólnoty maksimum wolności dla każdego członka tej wspólnoty. Ale zgoda - równocześnie ta wspólnota będzie bezpieczna, jeśli dobrze będziemy strzec granic zewnętrznych tej wspólnoty. Te granice powinniśmy poszerzać i będziemy poszerzać, ale nie jest metodą ochrony naszej wspólnoty tworzenie barier wewnątrz naszej wspólnoty - zadeklarował.
Tusk w swoim wystąpieniu wielokrotnie odwoływał się do własnych doświadczeń z czasów komunistycznych, a także używał ogólnikowych analogii historycznych, wywodząc z nich główną myśl swojego przemówienia, że integracja europejska i utworzenie Unii jest szczytowym osiągnięciem rozwoju politycznego kontynentu i jedyną szansą na rozwiązanie jego problemów. - Historia pokazuje, że wtedy, kiedy Europejczycy wierzyli, że odpowiedzią na zagrożenia jest wzrost nacjonalizmów, etatyzmów, protekcjonizmów, to niezmiennie kończyło się katastrofą - mówił na przykład. O obecnym kryzysie w Grecji powiedział natomiast, że jest on "banalny" w porównaniu z długą historią i osiągnięciami tego kraju.
Priorytetem polskiej prezydencji mają być zagadnienia bezpieczeństwa. Donald Tusk wymienił sferę energetyczną, ale także opowiedział się za powstaniem struktur wojskowych. - Czas najwyższy, żeby zacząć debatę o tym, jak w sposób skoordynowany Europa będzie mogła działać w przyszłości w sytuacji zagrożeń - mówił. Kolejne punkty to sprawy wspólnego rynku oraz to, co polski premier nazwał "Europą otwartą", czyli między innymi jej współpraca z sąsiadami, w tym na Wschodzie.
Polityczna arogancja
Ten bijący z każdego zdania bezwarunkowy optymizm budził zdziwienie nawet wspierających Donalda Tuska deputowanych. - Naprawdę są jeszcze w Europie miejsca, gdzie do Unii podchodzi się z taką radością i entuzjazmem - mówili. Przewodniczący Komisji Europejskiej José Manuel Barroso stwierdził, że podziela wizję Europy Donalda Tuska. - W czasach szerokiej niepewności w Europie Polska będzie musiała wykazać się siłą przywódczą, by wyprowadzić Europę z tych burzliwych wód. W dzisiejszych czasach, czasach wymagających historycznego przywództwa, i ja wierzę w to, że premier Tusk oraz Polska mogą zapewnić takie przywództwo w Radzie. Komisja Europejska będzie w pełni popierać wizję Europy silniejszej i otwartej. Wierzę, że Polska jest w stanie dobrze przewodniczyć Radzie, wnieść nowy optymizm i entuzjazm w projekty europejskie - zapewniał Barroso. Ze słowami poparcia i gratulacjami pospieszyli występujący w imieniu największych frakcji niemiecki socjalista Martin Schultz oraz Joseph Daul, Francuz z Europejskiej Partii Ludowej, do której należą PO i PSL. Natomiast do poważnych wyzwań i zagrożeń, którym musi sprostać Europa, nawiązał przemawiający w imieniu grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (należą do niej deputowani PiS i PJN) prof. Ryszard Legutko. - W Europie widzimy dwie formy politycznej arogancji. Jedną z nich jest dążenie do federalnej postnarodowej Europy. Arogancja ta wywołuje gniew milionów mieszkańców naszego kontynentu, którzy mają dość inżynierii społecznej. Drugą formą arogancji jest przekonanie najsilniejszych krajów - przede wszystkim Niemiec i Francji - że władza w Europie należy do nich. Ta arogancja wywołuje gniew wielu moich kolegów z tego parlamentu, z prawicy i z lewicy. My w Grupie EKR jesteśmy eurorealistami i wierzymy, że siła Europy to siła wolności, przedsiębiorczości i kultury europejskich narodów i państw - stwierdził. Legutko życzył sukcesu polskiej prezydencji, ale jednocześnie, zwracając się do Donalda Tuska, wyraził nadzieję, że zmierzy się z przedstawionymi wyrazami "arogancji". - To będzie dla pana prawdziwy europejski test przywództwa, czy podejmie pan wyzwanie jako silna prezydencja Unii, czy zadowoli się pan tym, co łatwe, miłe, bezbolesne, ale też bez znaczenia. Czy będzie pan długo pamiętany jako przywódca silny i zdecydowany, czy szybko zapomniany jako polityk bezpiecznego konformizmu - dodał europoseł.
Skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?
Podczas debaty, w której zabierali głos posłowie z różnych krajów i grup politycznych, widać było, jak wiele jest obszarów konfliktów i antagonizmów, problemów, nad którymi w swoim wprowadzającym wystąpieniu Donald Tusk ledwo się prześliznął lub ograniczył się do banału o konieczności "stawiania czoła problemom", "posiadania wizji", "zaufania" itd. W imieniu grupy Niepodległość i Demokracja Nigel Farage wprost odrzucił całą tę retorykę. - Dlaczego pan tak udaje, że wszystko idzie dobrze? Europa przecież jest w głębokim kryzysie strukturalnym. Grecja, Portugalia i Irlandia nie przeżyją w strefie euro, Duńczycy zerwali umowę z Schengen. Opinia publiczna chce europejskiej współpracy, ale nie Europy, której przewodzą biurokraci, tacy jak pan Barroso. Mówi pan, że Unia jest fantastyczna, popiera pan zniszczenie demokracji krajowej. Mówi pan, że reprezentuje państwo, które żyło wiele lat w niesuwerenności. My właśnie doświadczamy zagrożeń demokracji. Pan mówi, że nie jest tak jak w Związku Sowieckim. I to pana obywatelom ma wystarczyć?! - pytał Brytyjczyk.
Innym problemem, z którym będzie się borykał rząd Donalda Tuska, są kwestie budżetowe Wspólnoty. Polskiemu komisarzowi, Januszowi Lewandowskiemu z PO, nie udało się przeforsować swojego projektu planu finansowego na lata 2014-2020 i zamiast niego zajmie się tym komisja powołana przez przewodniczącego Barroso, której Lewandowski będzie tylko członkiem. - Obywatele europejscy byli przez lata oszukiwani. Przedstawiano fałszywe statystyki, które łykali, tylko po to, żeby można było przystąpić do strefy euro albo osiągnąć "jedność europejską". To woła o pomstę do nieba i rodzi pytania. Czy nie jest tak, że to podatnik europejski płaci za to wszystko, zamiast tych, którzy zawinili? Teraz zwiększa się zadłużenie, żeby spłacić ogromne długi za tych, którzy je zaciągnęli. Myślę, że takie kłamstwa to typowa charakterystyka Unii Europejskiej - mówił w związku z tymi problemami niezrzeszony Frank Vanhecke z Belgii.
Deputowani z grupy Zielonych apelowali o większe zaangażowanie na rzecz problemów, na których to ugrupowanie buduje swoje polityczne poparcie. Wzrost wydatków na kontrowersyjne programy, takie jak "walka ze zmianami klimatu", jest szczególnie niekorzystny dla nowych państw członkowskich, które ponoszą koszty modernizacji swoich gospodarek, budowy infrastruktury itd. "Zieloni" posłowie mieli pretensje o polską wstrzemięźliwość w tej sprawie, która jest oczywiście zupełnie zrozumiała. - Dlaczego mówi się tyle o solidarności energetycznej, a nie o solidarności ekologicznej? - pytał jeden z nich.
Wśród polskich deputowanych dały się słyszeć głosy wyrażane przez europosłów partii opozycyjnych związane ze zbiegiem prezydencji i wyborów parlamentarnych. Deputowani ci podnosili obawy, że rząd wykorzysta swoją aktywność na polu europejskim do promocji rządzących ugrupowań. Jeszcze dalej poszedł poseł Zbigniew Ziobro (PiS, EKR), który - nawiązując do przypadków ograniczania wolności mediów w Polsce i naruszeń praw obywatelskich opozycji - stwierdził, że w Polsce "wartości europejskie nie są przestrzegane", co rozpoczęło jego ostrą polemikę z Markiem Siwcem z Lewicy.
Deputowany Lewicy zaatakował byłego ministra sprawiedliwości za to, że podczas rządów PiS "uzbrojone bandy atakowały ludzi, w Polsce o szóstej rano zamykano ludzi do więzienia, a jedna z pań, którą chcieliście zamknąć, popełniła samobójstwo". - Za naszych rządów policja wkraczała nie do domów ludzi krytykujących władzę, ale ludzi władzy, podejrzanych o korupcję i przestępstwa - ripostował Ziobro.
Jeszcze większy protest wzbudził swoim głosem deputowany Barry Madlener, dla którego wystąpienie Donalda Tuska było "najgorszym, jakie słyszał". - W Europie nie chcemy płacić ani polskim bezrobotnym, ani greckim emerytom, ani rumuńskim żebrakom. Nie chcemy też imigrantów z północnej Afryki, nie potrzeba nam Turcji w Europie ani europejskich podatków. Chcemy mniej Europy - krzyczał ksenofobicznie nastawiony Holender.
Jego słowa już spotkały się z protestem między innymi polskich posłów z PiS, w imieniu których list do przewodniczącego Jerzego Buzka napisał poseł Ryszard Legutko. Zarzuca w nim znieważanie Polaków pracujących w Holandii i wnosi o zastosowanie sankcji wobec Madlenera.
Inny deputowany, Oriol Junqueras Vies, reprezentujący mniejszość katalońską w Hiszpanii, nazwał Donalda Tuska "obywatelem polskim narodowości kaszubskiej" i wezwał go do poparcia różnych ruchów separatystycznych. - Niech Szkocja, Flandria i Katalonia staną się członkami Unii Europejskiej tak jak Polska - wezwał polskiego premiera, który - podsumowując debatę - powtórzył swoje główne myśli i stwierdził, że niektóre głosy opozycyjne "nie zasługują na reakcję".
Polska na początku lipca przejęła przewodnictwo w dwóch głównych instytucjach unijnych: Radzie Europejskiej i Radzie Unii Europejskiej. Jednak pod rządami traktatu lizbońskiego rola prezydencji jest znacznie mniejsza niż wcześniej i większość uprawnień przedstawiciela państwa kierującego pracami Unii w Radzie Europejskiej przejął jej przewodniczący Herman Van Rompuy.
Piotr Falkowski
Nasz Dziennik 2011-07-07
Autor: jc