Euro spisane na straty
Treść
Wielka Brytania nie wierzy w powodzenie planu ratowania euro. Z tonu komentarzy polityków i publicystów na Wyspach można wnioskować, że Londyn spisuje kontynent na straty. Zmartwieniem MSZ jest los poddanych Elżbiety II, którzy znaleźli się w zagrożonych bankructwem państwach południa Europy.
Według tygodnika "Sunday Times", gdyby doszło do załamania finansów w Hiszpanii lub Portugalii, Brytyjczycy mieszkający w tych krajach mogliby nie mieć dostępu do swych kont w tamtejszych bankach. Groziłoby im, że nie będą mogli w terminie spłacać rat kredytów hipotecznych i stracą dach nad głową. Tymczasem setki tysięcy brytyjskich emerytów zdecydowały się pod koniec życia przenieść z chłodnej i deszczowej Anglii nad ciepłe brzegi Morza Śródziemnego. Łącznie w Hiszpanii mieszka na stałe około miliona Brytyjczyków, a w Portugalii - 50 tysięcy.
Czarny scenariusz uwzględniony w planach resortu spraw zagranicznych zakłada, że tysiące Brytyjczyków, głównie starszych wiekiem, będzie zmuszonych do koczowania na lotniskach i nie będzie ich stać na bilet powrotny do Wielkiej Brytanii. W razie takiej sytuacji ministerstwo bierze pod uwagę wysłanie samolotów, autokarów i statków. Inne działania brane pod uwagę to udzielenie Brytyjczykom niewielkich pożyczek na opłacenie biletu powrotnego oraz kontakty z rządami Hiszpanii i Portugalii, mające stworzyć gwarancje, że tamtejsze banki nie zablokują Brytyjczykom kont.
Nie ma też na Wyspach silnego przeświadczenia o szansach naprawy finansów strefy euro. "Ustalenia ubiegłotygodniowego szczytu UE są puste, a planowana umowa międzyrządowa, która ma odbudować fiskalną dyscyplinę w strefie euro, nie przekonuje inwestorów i może łatwo zostać "zabita przez rynki" lub przez odrzucenie w jednym lub więcej krajach eurostrefy" - pisze "The Economist". W tekście "Komedia euro" tygodnik zwraca uwagę, że ustalenia szczytu w Brukseli, chwalone jako sukces, nie rozwiążą problemu eurolandu. Rynki mogą wkrótce doprowadzić kraje unii walutowej do utraty płynności. Prędzej czy później euro może być nie do uratowania. Głównym błędem przywódców europejskich jest to, że w istocie nie stworzyli planu ratowania euro.
Rządy musiałyby zobowiązać się do przestrzegania reguł dyscypliny finansowej. Powinny też przyjąć odpowiedzialność za nadmierne zadłużenie przy założeniu, że tylko przestrzegające tych ustaleń państwa mogłyby korzystać z bezpiecznego schronienia, jakie dałyby im euroobligacje. W zamian Europejski Bank Centralny powinien obiecać całkowite wsparcie dla tych członków Unii, którzy pozostają wypłacalni. Ponadto pomysł na to, by kraje unijne wpisały do swoich konstytucji reguły dyscypliny finansowej (tak jak np. w polskiej Konstytucji), nie jest środkiem, który w przyszłości ochroni euro przed kryzysami i załamaniami koniunktury. Jako przykład "The Economist" podaje załamanie rynków finansowych Hiszpanii i Irlandii w 2008 roku, chociaż oba kraje miały niższe zadłużenie publiczne i zdrowsze budżety niż Niemcy.
Zdaniem komentatorów brytyjskiego tygodnika, pakiet ustalony na szczycie UE kładzie zbyt duży nacisk na oszczędności i cięcia, a za mało uwagi poświęca środkom stymulowania wzrostu. To zwiększa i tak spore zagrożenie, że w przyszłym roku całą Europę ogarnie recesja, a dodatkowo nastąpią protesty społeczne.
Piotr Falkowski, PAP
Nasz Dziennik Wtorek, 20 grudnia 2011, Nr 295 (4226)
Autor: au