Erika Steinbach powróci po wyborach?
Treść
Po czasowym odsunięciu Eriki Steinbach od władz fundacji większość  niemieckich mediów zarzuca Polsce stosowanie szantażu politycznego w tej  sprawie. Próbują też odpowiedzieć na pytanie, jaki udział miała w tym Angela  Merkel. Ziomkowie sudeccy i śląscy, którzy są częścią Związku Wypędzonych, grożą  całkowitym wycofaniem się z realizacji projektu rządowego w przypadku, jeżeli  ich szefowa nie wróci do rady fundacji.
Mylą się ci, którzy odtrąbili  sukces polskiego rządu z powodu zawieszenia kandydowania przewodniczącej Związku  Wypędzonych Eriki Steinbach do rady Fundacji "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie",  gdyż sprawa ta wcale w Niemczech nie została zakończona. Ziomkowie śląscy i  sudeccy zagrozili, że ostentacyjnie zrezygnują z udziału w rządowym projekcie,  jeżeli Steinbach nie wróci do rady fundacji. Sudetendeutsche żądają, aby  Steinbach - tak jak zostało wcześniej ustalone - zasiadła w radzie fundacji.  Bernd Posselt, będący we władzach Ziomkostwa Niemców Sudeckich i zarazem członek  CSU, postawił wczoraj w Monachium kategoryczny warunek: jeżeli do końca tego  roku rada fundacji nie zacznie działać, a jej skład nie będzie odpowiadał  wymaganiom ziomków, to wtedy ostatecznie zrezygnują z tego projektu i zbudują  swoje centrum. Posselt jest przekonany, że właśnie teraz w niemieckim  społeczeństwie zmasowane ataki na Erikę Steinbach w sposób zdecydowany  spowodowały wzrost liczby jej zwolenników i dlatego w razie konieczności  zbierania środków na ich "centrum wypędzonych Niemców" oczekuje hojności  społeczeństwa. - Na razie nie zamierzamy na obecne wolne miejsce powoływać  kogokolwiek aż do powrotu Eriki Steinbach - powiedział Posselt. - Nie  rezygnujemy z tej kandydatury. - stwierdził kategorycznie. Politycy CSU - CDU  dają jasno do zrozumienia, że zaraz po wrześniowych wyborach parlamentarnych  mają nadzieję na powrót Steinbach do rady fundacji. Ponadto Posselt bardzo  wysoko ocenił postawę szefowej BdV, "która musiała w ostatnich dniach przejść  okropną kampanię przeciwko sobie". Jednocześnie uważa, że Polacy, krytykując  Stainbach, psują stosunki polsko-niemieckie, i widzi w tym przejaw nacjonalizmu.  - Polska, prowadząc taką kampanię, sama sobie zaszkodziła, gdyż nacjonalizm  najbardziej szkodzi własnemu narodowi - powiedział polityk CSU.
Podobnie do  kwestii czasowej rezygnacji Steinbach z kandydowania do rady fundacji podchodzi  Rudi Pawelka z Powiernictwa Pruskiego. - Jeżeli Erika Steinbach nie zdobędzie  miejsca w radzie fundacji, to Związek Wypędzonych powinien jak najszybciej  wycofać się z rządowego projektu i powinien zacząć budować swoje własne centrum  wypędzonych. W tej sprawie mamy takie samo zdanie jak Niemcy sudeccy -  powiedział Pawelka.
Prasa niemiecka krytykuje  Polskę
Najbardziej zaatakował Polskę "Frankfurter Allgemeine Zeitung",  który bez ogródek napisał, że Polska razem z niemieckimi wrogami Eriki Steinbach  dopuściła się wobec niej politycznego zniesławienia. Gazeta twierdzi, że bez  Steinbach centrum będzie pomnikiem hańby i widocznym znakiem tego, że wypędzeni  w tym kraju - wbrew domniemanej normalizacji w dziedzinie kultury pamięci -  nadal są pod polityczną kuratelą i w sprawie, która nikogo innego nie dotyczy  tak jak ich, zostali faktycznie ubezwłasnowolnieni. Zarzuca polskim politykom  szantaż, pod którym ugiął się rząd Angeli Merkel. Również "Die Welt" zadaje  pytanie, jak głęboko w odsunięciu Steinbach maczała palce kanclerz Niemiec. "Der  Tagesspiegel" pisze co prawda o doprowadzeniu do rezygnacji Steinbach z rady  fundacji, co jednak nie zmienia faktu, iż główny cel i tak został przez szefową  BdV osiągnięty - powstanie centrum wypędzonych w Berlinie. Podobnie  "Sueddeutsche Zeitung" napisał, że wprawdzie Steinbach przegrała miejsce w  radzie fundacji, ale na całej sprawie znacznie zyskał jej wizerunek w polityce,  gdyż dla części niemieckich polityków stała się obecnie bohaterką. Według  najnowszych badań opinii publicznej przeprowadzonych przez "Die Welt", aż 70  proc. pytanych w tej sprawie Niemców uznało, że rezygnacja Eriki Steinbach z  kandydowania do rady fundacji jest zdecydowanie złą decyzją. 
Waldemar  Maszewski, Hamburg
"Nasz Dziennik" 2009-03-06
Autor: wa
 
                    