Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Erika Steinbach: Polacy mieli wybór, Niemcy nie

Treść

Przewodnicząca Związku Wypędzonych Erika Steinbach udzieliła wywiadu „Gazecie Wyborczej”. Wynika z niego, iż Niemcy musieli podporządkować się Hitlerowi. Polacy zaś mieli wybór - mogli postawić się komunistom i nie wysiedlać Niemców z Ziem Odzyskanych.
- Nie ma czegoś takiego jak wina zbiorowa, tak samo jak nie ma zbiorowej kary. Poza tym wojny z reguły nie wywołuje "naród", tylko jego rząd, co zazwyczaj w narodzie wywołuje trwogę – stwierdza Erika Steinbach w wywiadzie udzielonym „Gazecie Wyborczej”. - Kiedy Adolf Hitler dochodził do władzy, moja matka miała 11 lat. Z pewnością to nie ona wybierała tego zbrodniarza. Mój ojciec miał 17 lat i też nie mógł jeszcze głosować, a mimo to całą swoją młodość spędził na wojnie. Z rosyjskiej niewoli wrócił w wieku 33 lat. Nie przyczynił się do stworzenia tego reżimu, ale musiał go przecierpieć. Każdy ma prawo ponosić karę wyłącznie za swoje osobiste przewinienia – dodaje przewodnicząca Związku Wypędzonych (BdV).
Czy wolno więc obarczać Polaków, czy Czechów, winą za wypędzenia? Wszak to nie Polska, a alianci ustalali powojenne granice w Europie i to komuniści zadecydowali o usunięciu Niemców z Europy Środkowo-Wschodniej. Nic podobnego. – W życiu ma się przeważnie jakiś wybór. Szczególnie po wyzwoleniu się spod dyktatury – twierdzi Steinbach, która jest także posłanką chadecji do Bundestagu.  Belgia i Francja zachowały się w stosunku do niemieckiej mniejszości inaczej. Ukarano tylko winnych, chociaż w Belgii również doszło do masakry. Zdaję sobie sprawę z tego, że w Polsce reżim był inny. Ale pretekst do wypędzeń i w Belgii by się znalazł – mówi przewodnicząca Związku Wypędzonych.
Erika Steinbach wyraża także radość z tego, iż jej ojciec był żołnierzem Luftwaffe, a nie innych jednostek. - Nikomu przynajmniej nie przyjdzie do głowy mówić, że był nadzorcą obozu koncentracyjnego – stwierdza. Jednocześnie wymijająco odpowiada na pytanie o to, czy do wypędzonych zalicza także uciekających okupantów. Jej rodzice zamieszkali na terenach dzisiejszej Polski dopiero w 1941 roku, dwa lata po wybuchu II wojny światowej – swoją drogą w okupowanej Rumii.
Z wypowiedzi Steinbach możemy wywnioskować, że Związek Wypędzonych otrzyma wiatr w żagle, jeśli po wrześniowych wyborach do Bundestagu powstanie koalicja rządowa chadeków z liberałami. Na pytanie o to, jak długo jedno miejsce w radzie fundacji, która zajmuje się kontrowersyjnym „Widocznym Znakiem”, pozostanie nieobsadzone, Steinbach odpowiada: „Wszystko zależy od większości w nowo wybranym rządzie”. Socjaldemokratyczna Partia Niemiec (SPD) nie chce bowiem się zgodzić na to, by miejsce to zajmowała przewodnicząca Związku Wypędzonych. „Widoczny Znak” ma upamiętniać tę grupę ludności.
Po drugiej wojnie światowej ok. 15 mln Niemców musiało opuścić kraje w Europie Środkowo-Wschodniej, m.in. Polskę, Czechosłowację, czy Jugosławię. Interesy tych osób oraz ich rodzin reprezentuje w Niemczech Związek Wypędzonych. Mimo upływu lat, liczba członków BdV wciąż rośnie – według danych Związku, liczy on obecnie ponad 2 mln członków, głównie krewnych i ich małżonków „oryginalnych” wypędzonych.
Jego przewodniczącą jest właśnie 65-letnia Erika Steinbach. Jest ona także członkiem zarządu Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej oraz jej posłem do Bundestagu.
sks/GW
Fronda 2009.06.20

Autor: wa