Emocje uchwycone w brązie
Treść
Z Jerzym Teperem, rzeźbiarzem, autorem wystawy "Fabuła formy", w której pojawił się wątek katastrofy smoleńskiej, rozmawia Marta Ziarnik
"Fabuła formy" to Pańska najnowsza wystawa, która zaskakuje nie tylko formą. W spektrum tematów dotyczących historii znalazł się także wątek nawiązujący do katastrofy smoleńskiej, "Samotność Chopina" przeplata się z "Mgłą" i "Gibraltarem, Smoleńskiem".
- Przeżyłem tę katastrofę niesłychanie boleśnie i przez wiele miesięcy, każdego dnia, moje myśli wielokrotnie powracały do tego tematu. To we mnie było, siedziało i musiało w pewnym momencie znaleźć upust w mojej pracy. Bo jeśli pracuję twórczo, to zawsze pracuję w sposób emocjonalny - co innego, kiedy artysta otrzymuje zamówienie na jakąś pracę, wówczas obowiązują pewne reguły. Ale kiedy coś robię dla siebie, kiedy uważam, że jest to kawałkiem mojej linii twórczej, moich poszukiwań i doświadczeń, wówczas to wypływa z moich emocji. Dlatego w tym przypadku, kiedy tworzyłem z wewnętrznej potrzeby, zagadnienie katastrofy smoleńskiej musiało się pojawić. Jako pierwsza powstała rzeźba "Mgła", która przyniosła mi wiele satysfakcji. Ale muszę przyznać, że byłem rozczarowany, kiedy na dużej przeglądowej wystawie rzeźby naszego środowiska znalazła się tylko jedna praca na ten temat. Jednak po kilku miesiącach poczułem wielki niedosyt. I w pewnym momencie, pamiętam, że byłem wówczas w Paryżu, pojawił się pomysł na projekt rzeźby pod tytułem "Ziemia bez powrotu". Oczywiście myślałem o Rosji. I ten temat, to zagadnienie pchnęło mnie do pracy. W niedługim czasie powstał szkic nowej rzeźby, zaraz po tym kolejnej i w taki sposób, w stosunkowo niedługim czasie, temat 10 kwietnia 2010 roku zamknął się w trzech rzeźbach, czyli w formie tryptyku.
To Pana ulubiona forma?
- Mniej więcej od roku mam koncepcję swojej wystawy "Polonia - trzy tryptyki", która będzie oparta w całości na tryptykach. Pierwszy to "Tryptyk Chopinowski", drugi - "Tryptyk Polski" i trzeci, zamykający, to "Tryptyk Smoleński". Z czasem doszedł do tego jeszcze jeden - "Zaduszki Polskie". Tak więc takie myślenie tryptykami okazuje się, jak dla mnie, bardzo wygodne, owocne i twórcze. Kiedyś kończyłem scenografię i interesowałem się teatrem, w związku z czym wiem, że pewne rzeczy muszą mieć pewne przełamania, momenty dramatyczne, jakieś punkty i nić, która to wiąże. Ta nić, taka, nazwijmy to, iskra, powstaje. I nawet jeśli jest ona niewidoczna, to te związki są. Zwłaszcza w "Tryptyku Smoleńskim", który wraz z innymi moimi rzeźbami można oglądać w Galerii Lufcik, tych nici jest szalenie dużo.
Pańskie prace cechuje swoista surowość, która nie pozwala przejść obok obojętnie, bez próby zastanowienia.
- I o to właśnie chodzi. Te niedopowiedzenia czasami są nawet silniejsze od tego, co widać na pierwszy rzut oka. Bo to, co widać, to jest tylko pretekst do poruszenia wyobraźni i psychiki człowieka. A tę surowość, na której mi zależało, zawdzięczają także materiałowi, z którego powstały, czyli z brązu.
Jak Pana prace odbierają zwiedzający?
- Choć nie spodziewałem się wielkiego echa, muszę przyznać, że jestem mile zaskoczony. Po pierwszej ze wspomnianych wystaw, podczas której pojawiła się moja rzeźba "Mgła", zgłosiło się do mnie dwóch panów, którzy rozmawiali ze mną na temat wspomnianej rzeźby. Następstwem tej rozmowy było wykonanie przeze mnie tablicy pamiątkowej poświęconej zmarłemu w katastrofie pod Smoleńskiem aktorowi Januszowi Zakrzeńskiemu. Zostanie ona umieszczona w kościele św. Katarzyny na Ursynowie. Jeśli jednak mówimy o jakimś większym oddźwięku społecznym, to takiego nie było. Naszymi wystawami związkowymi media niezbyt się interesują, a podejrzewam, że ten akurat temat byłby szczególnie starannie omijany przez rządowe ośrodki informacji. Mając tego świadomość, nie miałem zbyt dużych oczekiwań. Nie ukrywam jednak, że gdyby informacja o mojej wystawie dotarła do szerszego kręgu odbiorców i została przez nich obejrzana, byłoby to dla mnie szczególne wyróżnienie. Ta wystawa jest bowiem pewną pamiątką. Jest dokumentacją artystyczną miejsca katastrofy/pobojowiska, która bardzo mocno dotknęła nasz kraj.
Oglądając "Tryptyk Smoleński", nie sposób nie odnieść wrażenia, że katastrofa szczególnie mocno Pana poruszyła.
- Nie miałem tam żadnej osoby, z którą byłbym związany w sposób szczególny - jeśli o to pani pyta. Katastrofa rządowego Tu-154M poruszyła mnie jednak bardzo głęboko jako Polaka, jako patriotę. To było i nadal jest dla mnie wstrząsające. Cały czas jestem zainteresowany tym, co się wokół tego tematu dzieje, i wszystkimi związanymi z nim informacjami. Wierzę też, że prawda wyjdzie na jaw i że będzie musiała zostać uwzględniona - jeśli nie przez wszystkich, to przynajmniej przez dużą część społeczeństwa. Zdaję sobie bowiem sprawę z tego, że nadal będą ludzie, którzy będą tej prawdzie zaprzeczać i dowodzić, że MAK jednak ma rację. Ale to są szczególne jednostki. Obywatele jednak swój rozum mają.
Chce Pan w swoich pracach pokazać coś szczególnego?
- Wystawa indywidualna to jest zwykle wystawa dla siebie. Bardzo często jest to dla autora podsumowanie pewnego okresu pracy i jego ocena w sposób rzetelny. Sposób odbierania przez widzów może nam w tym dopomóc. Jednak jak już wspomniałem, nasza twórczość nie ma zbytniego oddźwięku w mediach, w związku z czym naszą galerię odwiedzają raczej artyści, czyli ludzie z naszego środowiska. Niemniej także ich ocena jest istotna. Dlatego ciekaw jestem, co o tej wystawie powie kilku moich kolegów po fachu. A jeżeli informacja o niej dotrze też dalej, jeśli zobaczą ją inni, to będę bardzo zadowolony. Zwłaszcza wtedy, jeśli moje prace zachęcą zwiedzających do rozważań na ten temat.
Dziękuję za rozmowę.
Wystawę Jerzego Tepera można oglądać w warszawskiej Galerii Lufcik przy ul. Mazowieckiej 11a do 1 marca. Ekspozycja otwarta jest w pn.-śr. w godz. 11.00-18.00, a w czw.-sob. w godz. 11.00-21.30. Wstęp wolny.
Nasz Dziennik Czwartek, 23 lutego 2012, Nr 45 (4280)
Autor: au