Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Emigranci źle widziani

Treść

Ojciec Święty Benedykt XVI wyraził w poniedziałek przekonanie, że niedawna fala zamieszek na przedmieściach francuskich miast stanowi świadczące o dramatycznych napięciach społecznych przesłanie, którego nie można zlekceważyć. Papież podkreślił, że zarówno Francja, jak i inne państwa europejskie powinny "zrobić dodatkowy krok naprzód ku integracji całego społeczeństwa w imię prawdziwej godności każdej osoby ludzkiej". Tymczasem działania władz w Paryżu wydają się iść w przeciwnym kierunku.
Problem emigracji od lat jest przedmiotem dyskusji na szczeblu europejskim. Mimo negatywnej tendencji demograficznej tzw. stara Europa, która boryka się także z problemem bezrobocia, stara się coraz bardziej zamykać granice przed imigracją. Szczególnie trudna sytuacja obcokrajowców jest we Francji, która należy do państw o największym napływie emigrantów. Francuska krajowa federacja stowarzyszeń zajmujących się aktywizacją zawodową osób mających trudności ekonomiczno-społeczne (FNARS) bije na alarm, twierdząc, że Francja nie przestrzega podstawowych unijnych norm dotyczących traktowania uchodźców politycznych. Jej zdaniem, warunki, w jakich żyją osoby starające się o azyl polityczny, "są katastrofalne". Struktury tzw. pilnych przyjęć od dawna nie mają wolnych miejsc. W tej sytuacji całe emigranckie rodziny bezustannie zmieniają hotele i miejsce swojego zamieszkania. Ocenia się, że trzydzieści tysięcy osób mieszka w lokalach urągających wszelkim standardom.

Biurokratyczna schizofrenia
Władze szeregu francuskich departamentów robią wszystko, by zmusić takich ludzi do wyjazdu, odmawiając im zameldowania czy wpisania do ewidencji ośrodków pomocy społecznej. W 2004 r. tylko 15 proc. osób ubiegających się o azyl polityczny było ulokowanych w specjalistycznych ośrodkach zapewniających pomoc administracyjną, medyczną i socjalną, gwarantujących odpowiednie warunki mieszkaniowe. Jednak ostatnio również dla tych ludzi sprawy zaczynają się bardzo szybko komplikować, bo tylko znikoma część z nich uzyskuje statut uchodźcy politycznego.
Osoby starające się o azyl dostają przez 12 miesięcy zasiłek umożliwiający im zaspokojenie minimalnych potrzeb. Nieliczne osoby, przyjęte do specjalistycznych ośrodków (CADA), otrzymują podobne sumy pieniężne. Zapewnia się im naukę języka francuskiego, dopłaty do stołówek szkolnych i darmową opiekę lekarską. Uchodźcy otrzymują też pomoc w załatwianiu wszystkich spraw administracyjnych. Nie mają oni jednak prawa do pracy. Problem stanowi także bardzo długa procedura przyznania azylu. Trwa to średnio 20 miesięcy. Tymczasem po roku pobytu we Francji osoby proszące o azyl tracą prawo do zasiłku państwowego i dostają pomoc finansową wypłacaną z kas samorządowych. Jednak nie wszyscy. Osoby samotne, małżeństwa bezdzietne lub posiadające dorosłe dzieci nie otrzymują żadnych pieniędzy. Jeżeli nie zostali oni przyjęci do ośrodków pomocy socjalnej, pozostaje im życie na łasce ludzi i często poszerzają rzesze bezdomnych. Ludzie tacy stają się ciężarem dla lokalnej społeczności, w związku z czym prefektury wysyłają zagranicznym tułaczom pisma informujące o konieczności opuszczenia w czasie jednego miesiąca terytorium Francji. Problem w tym, że nikt z nich nie chce z Francji dobrowolnie wyjeżdżać.
Według obowiązującego prawa, jeżeli ma się dodatkowe dokumenty, można ponownie zwrócić się o rozpatrzenie prośby o azyl. Mimo że nie wyklucza ona możliwości deportacji, w praktyce prefektury czekają na ostateczne decyzje biur zajmujących się przyznawaniem azylu. Procedury są długie, trwające do 12 miesięcy. W tym czasie ludzie ci żyją w większości na łasce służb socjalnych lub pracują nielegalnie. Mają oni prawo do minimalnej opieki medycznej. Jednak prefektury nie wydają im kart pobytu i według prawa są oni osobami nielegalnie przebywającymi we Francji.

Ludzki balast
Rocznie dociera nad Sekwanę 70 tys. osób proszących o azyl polityczny. Ponad trzy czwarte z nich tego azylu nie otrzymuje i pozostaje na terenie kraju. Minister spraw wewnętrznych Nicolas Sarkozy ma zamiar zwiększyć liczbę rocznych wydaleń z 20 do 25 tys. osób. Nawet gdyby mu się to udało zrealizować, oznaczałoby, że jedynie jedna trzecia ludzi przebywających nielegalnie we Francji byłaby z niej wydalona. Pozostaje pytanie, co zrobić z resztą?
Plan Sarkozy'ego zwiększenia liczby wydaleń emigrantów napotyka na wiele barier. Prefekci, naciskani przez ministra spraw wewnętrznych, odpowiadają, że nie mogą realizować jego prerogatyw z bardzo wielu względów. Podstawową barierą jest brak miejsc w tzw. ośrodkach przejściowych, w których umieszczane są osoby przeznaczone do wydalenia z Francji. Oczekują oni tam na stawienie się przed sądem zatwierdzającym decyzje prefektur o wydaleniu. Prefektury bardzo często nie mogą też dokonać deportacji emigrantów z racji protestów lokalnych stowarzyszeń, merostw, szkół czy też z powodu presji środków masowego przekazu.
Rząd próbuje wszystkich środków, by zmusić nielegalnych emigrantów do opuszczenia Francji. Od września br. do końca czerwca 2006 r. w 21 departamentach wypróbowywany jest plan bazujący na finansowym motywowaniu ludzi do opuszczenia Francji. Proponuje się 3,5 tys. euro dla małżonków i kolejne 1000 euro na każde dziecko. Dyrektorzy ośrodków i hoteli, w których żyją nielegalni emigranci, zostali zobowiązani do przedstawienia im tej propozycji. Pierwsze dane wykazują, że rządowy plan nie wzbudził zainteresowania wśród licznej populacji osób, które nie dostały azylu politycznego. Zdecydowana większość z nich twierdzi, że wyjechała ze swojego kraju z powodu ważnych przyczyn i nie ma zamiaru wracać do ojczyzny.
Nieprzestrzeganie obowiązującego prawa przez bezradną administrację francuską tworzy z dnia na dzień rzesze nielegalnych emigrantów żyjących na marginesie francuskiego społeczeństwa, wykorzystywanych przez bezdusznych przedsiębiorców, stających się łatwym łupem wszelkich kombinatorów i przemytników.

Brak klarownej strategii
Sytuacja taka rodzi wśród emigrantów, zwłaszcza młodych, desperację, która nierzadko popycha ich w kierunku ekstremalnych działań. Francuski policyjny wywiad (DST) w ubiegłym tygodniu przeprowadził akcję antyterrorystyczną w podparyskiej miejscowości Clichy-sous-Bois, która na przełomie października i listopada była miejscem zamieszek wywołanych przez imigrantów z Afryki Północnej. Policja wykryła w pomieszczeniach przyległych do jednego z parkingu i w pobliskich piwnicach liczne pistolety maszynowe, środki wybuchowe, detonatory, rusznice, amunicję, kamizelki kuloodporne, kombinezony policyjne i długie wiertła.
Wykrycie arsenału w Clichy-sous-Bois jest najprawdopodobniej zwiastunem bardzo poważnych dla Francji problemów, a jednocześnie wskazaniem na pilną konieczność uregulowania sytuacji przebywających we Francji imigrantów. Tymczasem działania rządu francuskiego pokazują, że nie wypracował on klarownej strategii działania w tej sprawie. Z jednej strony Francja z powodu wysokiego bezrobocia broni się przed emigrantami, z drugiej jednak ze względu na starzenie się autochtonów bardzo ich potrzebuje. Stąd wynika brak klarowności działań rządu w tej sprawie. Tymczasem Paryż musi się na coś zdecydować, albo szybko zahamować niekontrolowany napływ emigrantów, albo znaleźć sposób na ich godne przyjęcie.
Franciszek L. Ćwik

"Nasz Dziennik" 2005-12-21

Autor: ab