Przejdź do treści
Przejdź do stopki

"Ekstra" służba

Treść

W ustawie o służbie cywilnej PiS postuluje likwidację Urzędu Służby Cywilnej i Rady Służby Cywilnej, a także powołanie państwowego zasobu kadrowego, do którego będzie mógł dołączyć niemal każdy po zdaniu egzaminu z administracji i głównego języka UE. SLD krytykuje propozycje zmian. Nic dziwnego. Dotkną one w największym stopniu urzędników powołanych w latach 2001-2005. PO broni natomiast status quo, bo nie chce się przyznać do klęski systemu służby cywilnej tworzonej m.in. przez Jana Rokitę.
Przedstawiciel wnioskodawców, wiceprzewodniczący klubu PiS Marek Kuchciński tłumaczy, że zarzuty o próbie zawłaszczenia służby cywilnej to niezrozumienie i zła wola.
- Chodzi o naprawę aparatu państwowego przez dbałość o kadry urzędników - mówił, podając przykłady dyrektorów generalnych, którzy zdali egzamin z... podstawowej znajomości języka rosyjskiego. Artur Górski (PiS) dodał, że aż 48 proc. urzędników zgłaszających się na egzamin deklarowało znajomość tylko tego jednego języka!
- Musi być wymóg egzaminu z jednego z czterech podstawowych języków Unii Europejskiej - deklarował Kuchciński.
Górski zarzucił poprzedniej ekipie naginanie zapisów dotychczasowej ustawy do własnych potrzeb.
- Dziś można dostać się na wyższe stanowisko w administracji jedynie w drodze konkursu organizowanego przez USC, a i tak w ostatnich latach były one maksymalnie opóźniane, by osoba pełniąca obowiązki rządziła jak najdłużej - powiedział Górski.
PiS zarzuca obecnej kadrze służby cywilnej zamiar stworzenia korporacji zawodowej, która dziś pracuje sama dla siebie. Podkreśla, że urzędnicy muszą pracować dla państwa i współpracować z rządem, a nie rywalizować.
- Nie może być tak, że nasi ministrowie spotykają się z jawną wrogością mianowanych urzędników w resortach - tłumaczył Górski.

Dwa projekty
PiS złożyło dwa p rojekty ustaw, którymi wczoraj zajął się Sejm. To nowa ustawa o służbie cywilnej oraz ustawa o państwowym zasobie kadrowym i obsadzaniu wysokich stanowiska państwowych. Zgodnie z tym drugim projektem, z zasobu kadrowego kandydatów na wysokie stanowiska państwowe mógłby dowolnie korzystać premier czy ministrowie, obsadzając wysokie stanowiska w administracji publicznej, także wojewodów i wicewojewodów czy szefów agencji rządowych (tzw. grupa "ekstra-R"). Nie byłoby już konkursów na wysokie stanowiska. Pozostałyby egzaminy, ale ich przeprowadzenie i wymagania określałaby Krajowa Szkoła Administracji Publicznej. Na egzamin mógłby się zgłosić każdy. Wymogiem dla osób z zewnątrz byłby jedynie pięcioletni staż pracy. W takiej sytuacji PiS nie widzi sensu istnienia Urzędu Służby Cywilnej - jego kompetencje zostaną przesunięte do kancelarii premiera. Nie wiadomo, czy w toku prac komisji nad tymi projektami nie zostanie utrzymane istnienie Rady Służby Cywilnej. PiS krytykuje jednak jej nadmierne upolitycznienie (zasiadają w niej m.in. przedstawiciele klubów parlamentarnych).
- Obecna ustawa nie uwolniła służby cywilnej od upolitycznienia, a stała się wręcz przykrywką dla działań politycznych - twierdzi Górski. PiS dąży do współpracy z innymi siłami politycznymi we wprowadzaniu zaproponowanych zmian. Czy może na nią liczyć?
- O co chodzi w tej ustawie? - pytał Jan Rokita. Cytował uzasadnienie, w którym czytamy: "ze służby cywilnej zostaną wyłączeni kierujący departamentami lub komórkami równorzędnymi w urzędach oraz dyrektorzy generalni, a jest to powodowane koniecznością dostosowania stosunku pracy tych osób do potrzeb realizacji polityki rządu, która wymaga podejmowania szybkich decyzji kadrowych w krótkim czasie (...), a kadra kierownicza wyższego szczebla nie jest decydująca dla realizacji zadań służby cywilnej rozumianej sensu stricto".
- To sekretarki decydują o realizacji zadań służby cywilnej? - pytał retorycznie polityk PO. Według Rokity, chodzi o likwidację korpusu służby cywilnej, a w jego miejsce wprowadzenie ludzi całkowicie dyspozycyjnych względem nowej władzy.
- A do tego dobudowana jest potężna gra pozorów, która nie wiadomo czemu ma służyć - twierdzi wiceszef PO. I sam sobie odpowiada, że chodzi o to, żeby "cudzych wylać, a swoich przyjąć, tyle że ustawowo". Skrytykował PiS za "bezczelność w łamaniu standardów". PO złożyła wniosek o odrzucenie obu projektów w I czytaniu.
Witold Gintowt-Dziewiałtowski (SLD) mówił w stronę posłów PiS, że muszą mieć świadomość, iż takie działania, jakie prowadzą, mogą być wykorzystane za 4 lata. Negatywne stanowisko wobec projektów PiS podziela również PSL.
Mikołaj Wójcik

"Nasz Dziennik" 2006-06-09

Autor: ab