Ekonomia bardzo polityczna
Treść
Pod koniec ubiegłego roku komisarz Unii Europejskiej ds. gospodarczych Joaquin Almunia tłumaczył dziennikarzom, dlaczego konieczne są "łagodniejsze traktowanie" i rezygnacja z kar finansowych wobec państw UE przekraczających granicę deficytu budżetowego. Od wielu lat 3-procentową granicę przekraczały Niemcy i Francja...
- Sugestie organu wykonawczego UE mają na względzie dobro wszystkich państw Unii, a nie tylko Francji i Niemiec - tłumaczył wtedy Almunia.
Dobrotliwy wobec "europejskich mocarstw" komisarz dodał jednak, że łagodność wobec Francji i Niemiec nie oznacza podobnego nastawienia wobec Polski.
- Nowe państwa członkowskie notują wyższy wzrost gospodarczy i mogą znaleźć większe pole manewru, aby konsolidować budżety publiczne - surowo stwierdził (dobrotliwy wcześniej) komisarz.
Europejscy urzędnicy, zachwyceni planami i działaniami gospodarczymi poprzednich ekip rządowych w Polsce, stali się ostatnio bardziej krytyczni. W poprzednich latach polski deficyt budżetowy grubo przekraczający 30 miliardów złotych nie robił wielkiego wrażenia na brukselskich biurokratach. Po obniżeniu stał się według nich... zbyt wysoki.
Trudno podejrzewać wysokich urzędników europejskich o brak znajomości podstaw matematyki. Przyczyna zmiany podejścia unijnych komisarzy wobec Polski musiała być inna. Okazało się, że problemem dla biurokratów nie jest sama wysokość deficytu, lecz... sytuacja polityczna w Polsce!
Zaniepokojony komisarz Almunia "podzielił się z dziennikarzami wrażeniem", że polski rząd nie określił jasno terminu ograniczenia zbyt wysokiego deficytu. "Obecna sytuacja polityczna w Polsce nie sprzyja wprowadzeniu niezbędnych posunięć, które przyniosłyby zmniejszenie deficytu, i osiągnięciu stabilizacji finansów publicznych" - stwierdzili w raporcie europejscy polityczni ekonomiści.
Jak dotąd unijni urzędnicy nie odpowiedzieli na podstawowe pytanie: kto powinien kierować polskim rządem, aby dowolna wysokość naszego deficytu budżetowego zyskiwała w Brukseli akceptację.
Piotr Tomczyk
"Nasz Dziennik" 2006-03-02
Autor: ab