Ekologiczna katastrofa
Treść
Setki, a być może nawet ponad tysiąc ton nielegalnie zakopanej padliny - szczątków chorych zwierząt, znaleziono na polach należących do firmy "Farmutil" w Śmiłowie koło Piły, będącej własnością senatora Henryka Stokłosy. Zdaniem ekologów i specjalistów od ochrony środowiska, wstępne dane pozwalają szacować, że zagrożenie epidemiologiczne dla okolicy jest bardzo duże. O tym, że pracownicy Stokłosy zakopują martwą zwierzynę na polach, już wiele miesięcy wcześniej alarmowali mieszkańcy Śmiłowa. Nie wywoływało to jednak żadnej reakcji odpowiednich służb w województwie.
- Jestem przerażona tym, co odkryli policjanci i pracownicy Inspektoratu Ochrony Środowiska na terenie zakładów utylizacyjnych należących do senatora Henryka Stokłosy w Śmiłowie. Wszyscy tutaj czekamy na oficjalne wyniki badań i oświadczenie służb sanitarnych w sprawie ewentualnego zagrożenia - powiedziała "Naszemu Dziennikowi" Hanna Gapińska, radna powiatu pilskiego.
O tym, że chore, martwe zwierzęta, które trafiały do Zakładu Utylizacyjnego "Farmutil", w sporej części nie były - zgodnie z przepisami prawa - utylizowane, a po prostu zakopywane w ziemi, okoliczni mieszkańcy alarmowali od wielu miesięcy. Długi czas jednak ich skargi, wnioski i prośby o kontrolę kierowane do powiatowych i wojewódzkich organów odpowiednich służb pozostawały bez odpowiedzi lub były lekceważone. I nic dziwnego, senator Stokłosa słynie wręcz ze znakomitych kontaktów z urzędnikami, a na zorganizowanym przezeń głośnym bankiecie w ubiegłym roku (o sprawie informował "Nasz Dziennik") bawili się oprócz pilskich parlamentarzystów, również dygnitarze z powiatowych i wojewódzkich urzędów kontroli weterynaryjnej.
- To był cały szereg konferencji prasowych, na których alarmowaliśmy o sytuacji, to były wnioski składane przez mieszkańców o przeprowadzenie kontroli. Wszystko do tej pory pozostawało bez efektu. Teraz, mam nadzieję, sytuacja się zmieniła - powiedział "Naszemu Dziennikowi" ekolog Marek Kryda z Polskiej Inicjatywy Agrośrodowiskowej.
Sytuacja zmieniła się dopiero pod koniec ubiegłego tygodnia, kiedy to ekolodzy powiadomili policję o swoich podejrzeniach co do nielegalnego zakopywania na polach należących do "Farmutilu" martwej zwierzyny, która powinna podlegać utylizacji. Jak mówią mieszkańcy Śmiłowa, o tym, że chora zwierzyna zakopywana jest na polach, powiadomili ich nieoficjalnie sami pracownicy firmy.
- Odkryliśmy rowy długości ponad stu metrów i szerokości trzech metrów. Szczątki zwierzęce zakopane były na głębokość co najmniej dwóch metrów, choć możliwe, że głębiej. W tej sytuacji nawet pobieżne obliczenia wykazują, że informacje podawane przez ekologów o tysiącu ton zakopanej padliny są bardzo prawdopodobne - poinformował Marek Duraj, szef pilskiego oddziału Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska.
Pilska policja weszła już na teren, na którym wykryto szczątki padłych zwierząt, i zabezpieczyła znalezisko. Potrzebne są jednak szczegółowe ekspertyzy, które pozwolą ustalić, jaką ilość chorych i martwych zwierząt zamiast poddać utylizacji, zakopano na polach.
- Szacujemy wstępnie, na podstawie informacji, które do nas dotarły, że na polach "Farmutilu" może być zakopanych nawet od tysiąca do dwóch tysięcy ton padliny. I nie ma co ukrywać, jest to olbrzymie zagrożenie epidemiologiczno-sanitarne. Te zwierzęta padły, a to oznacza, że były chore. Dzika zwierzyna może roznieść te szczątki po całej okolicy, mogą dostać się też do wód podskórnych - alarmuje Marek Kryda z Polskiej Inicjatywy Agrośrodowiskowej.
Obawy ekologów i mieszkańców podziela również Cezary Bogusz, zastępca głównego lekarza weterynarii kraju, który zapowiedział już przeprowadzenie stosownej kontroli na terenie zakładów należących do senatora Stokłosy. Nie wiadomo jednak jeszcze, czy inspekcja przeprowadzana będzie przez pracowników szczebla centralnego czy wojewódzkiego. W tym drugim przypadku mieszkańcy Śmiłowa mają poważne wątpliwości, czy kontrola cokolwiek wykryje, i przypominają o wcześniejszych swoich skargach i wnioskach dotyczących sytuacji w Śmiłowie, które pozostawały bez stosownej reakcji. Mają jednak nadzieję, że główny inspektor weterynarii stosownie do swoich słów potraktuje sprawę poważnie.
- Jest zagrożenie i to dla mnie wystarczający powód, by wszcząć kontrolę, a dopiero wyniki takiej kontroli wskażą, jakie jest zagrożenie. Jeśli jednak zostało zakopane choć jedno martwe zwierzę, to istnieje bardzo duże zagrożenie, bo to nie powinno znaleźć się w ziemi - mówił Cezary Bogusz, zastępca głównego inspektora weterynarii w wywiadzie dla jednej z poznańskich rozgłośni.
Nie udało nam się poznać stanowiska senatora Stokłosy w tej sprawie. Przedstawiciele "Farmutilu" bowiem stanowczo odmawiają jakichkolwiek wypowiedzi dla prasy do czasu zakończenia kontroli służb sanitarno-weterynaryjnych. Tymczasem wczoraj grupa pracowników "Farmutilu" bezprawnie na gminnej drodze zatrzymała grupę dziennikarzy i ekologów ze Stowarzyszenia Ekologicznego Przyjaciół Ziemi Nadnoteckiej. Ludzie Stokłosy chcieli w ten sposób uniemożliwić dziennikarzom dotarcie na miejsce, w którym znaleziono zakopane pod ziemią szczątki padłych zwierząt. Przez ponad dwie godziny trzydziestoosobowa grupa przedstawicieli mediów, mieszkańców Śmiłowa i ekologów przetrzymywana była na drodze wiodącej do zakładów. Dopiero na wieść o planowanym przyjeździe na miejsce policji ludzie senatora Stokłosy wypuścili przetrzymywanych.
Sprawa ma również drugie dno. Skarb Państwa refunduje bowiem około 98 procent kosztów utylizacji padłej zwierzyny. Nie są to małe pieniądze - utylizacja tony padliny kosztuje, według różnych danych, od 350 do 400 złotych. Dopiero szczegółowa kontrola pozwoli dokładnie stwierdzić, czy część martwej zwierzyny, za którą Zakłady Utylizacyjne "Farmutil" otrzymały refundację, miast trafić do utylizacyjnego "pieca", została po prostu zakopana w ziemi.
Wojciech Wybranowski
"Nasz Dziennik" 2005-08-09
Autor: ab