Egoaltruizm minister Kluzik
Treść
Minister edukacji narodowej Joanna Kluzik-Rostkowska opublikowała list otwarty do rodziców. Poinformowała, że w czasie przerwy świątecznej szkoły powinny zapewnić opiekę ich dzieciom, jeśli nie mogą one zostać w domu. Jak tłumaczyła, choć ferie zaczynają się 22 grudnia i potrwają w niektórych placówkach nawet do 7 stycznia, to nauczyciele mają wolne tylko 25 i 26 grudnia oraz 1 stycznia. W inne dni są do dyspozycji dyrektora i uczniów.
Na pierwszy rzut oka troska pani minister o dzieci wydaje się uzasadniona. Ale odnoszę dziwne wrażenie, że w rzeczywistości pani minister wykorzystuje tę sprawę do dwóch celów. Pierwszy to zdobycie taniej popularności wśród rodziców, a drugi – zebranie argumentów w walce z nauczycielami. Ściślej mówiąc, jest to element szerszej kampanii propagandowej, której celem jest zlikwidowanie Karty Nauczyciela. Kluzik-Rostkowska przecież nie kryje, że chciałaby zniesienia tej „nauczycielskiej konstytucji”, ale trudno jest jej znaleźć poparcie w rządzie i parlamencie dla tego pomysłu. Musi więc przekonać opinię publiczną, że nauczyciele się lenią, mają nie wiadomo ile wolnego i nie chce im się wziąć na siebie dodatkowych obowiązków. To dlatego wmawiała nam, że nauczyciele za mało pracują (tak jakby ich praca polegała tylko na staniu przy tablicy). I dlatego napisała ten list, w którym wręcz prosi rodziców o to, aby donosili na szkoły, gdzie zajęć w przerwie świątecznej nie będzie.
Nie twierdzę, że nie ma problemu, ale na pewno jest on wyolbrzymiony przez szefową MEN. Większość szkół jest gotowa do uruchomienia zajęć pozalekcyjnych, jednak wbrew pozorom dzieci nie walą na nie drzwiami i oknami, nawet te ze szkół podstawowych, bo mało kto chce w czasie ferii iść do szkoły, jak może dłużej pospać albo robić coś przyjemniejszego w domu. Rodzice też swoich pociech do tego nie zmuszają, chyba że naprawdę nie mają już innej możliwości zapewnienia im opieki. Dlaczego? Bo szkoła nic specjalnie atrakcyjnego nie może dzieciom zaproponować. Nauczyciel zaopiekuje się taką grupą, ale poza zajęciami świetlicowymi czy komputerowymi (o ile są ku temu warunki) nic im nie zaoferuje. W wielu szkołach nie ma nawet sal gimnastycznych z prawdziwego zdarzenia, aby dzieci pograły w koszykówkę lub siatkówkę. Ale tym jakoś pani minister się nie przejmuje.
Krzysztof Losz
Nasz Dziennik, 6 grudnia 2014
Autor: mj