Egipt poszedł w ślady Tunezji
Treść
4 osoby zginęły, a około 250 zostało rannych w trakcie trwających od wtorku starć z policją członków manifestacji zorganizowanej w związku z żądaniami odnośnie do ustąpienia prezydenta Egiptu Hosniego Mubaraka. Spełniły się zatem niedawne przewidywania komentatorów podkreślających, iż trwające od połowy grudnia ubiegłego roku protesty domagających się nowej władzy Tunezyjczyków mogą stać się inspiracją dla mieszkańców sąsiednich krajów, borykających się z podobnymi problemami.
Podobnie jak w Tunezji, władze w Kairze, zamiast starać się rozwiązać problem, wysyłają przeciwko niezadowolonym z obecnej sytuacji obywatelom policję i wojsko. Nie inaczej było podczas wczorajszej demonstracji na placu Tahrir w centrum Kairu, będącej jednym z największych od lat protestów wobec rządów prezydenta Hosniego Mubaraka. Poza dymisją prezydenta obywatele domagają się także ustąpienia premiera Ahmeda Mohammeda Nazifa, rozwiązania parlamentu i stworzenia rządu jedności narodowej. Poza Kairem protesty wybuchają także m.in. w Aleksandrii, Suezie i Ismailii.
Zebrani z wtorku na środę przed budynkami rządowymi obywatele zapowiedzieli, że pozostaną na tym miejscu, dopóki nie upadnie obecny rząd Egiptu. Jednak tuż po północy liczący około tysiąca funkcjonariuszy oddział policji, który pojawił się na placu Tahrir, przystąpił do aresztowania zgromadzonych. W ruch poszedł gaz łzawiący i policyjne pałki. Jak informuje agencja Associated Press, mundurowi ścigali także tych, którzy próbowali uciekać bocznymi ulicami. W sumie - jak podał anonimowy przedstawiciel sił bezpieczeństwa - zatrzymano około 200 osób. Najprawdopodobniej liczba ta jednak wzrośnie, gdy władze przeanalizują policyjne nagrania wideo z demonstracji.
Kilka godzin wcześniej w trakcie starć z policją zginęły 4 osoby - dwóch demonstrantów i dwóch policjantów - a ponad 250 zostało rannych. Najprawdopodobniej wszyscy oni (także mundurowi) zginęli od ran zadanych gumowymi kulami, których używali policjanci.
MSW walczy
z internetem
Egipskie MSW zabroniło także przeprowadzania kolejnych antyprezydenckich manifestacji, do których nawołują grupy na portalach społecznościowych. - Niedozwolony jest żaden akt prowokacji, wiec protestacyjny, marsz ani manifestacja - poinformował w wydanym komunikacie resort spraw wewnętrznych. Na ulice wysłane zostały tysiące policjantów, których zadaniem jest nie dopuszczać do kolejnych zgromadzeń. Władze zaczęły także blokowanie portali, które nawołują obywateli do protestu.
Protesty w Egipcie spowodowane są powszechną biedą, wysokim bezrobociem i dramatycznie rosnącymi cenami żywności. Niemal połowa z 80-milionowej ludności tego kraju żyje poniżej lub na granicy ubóstwa.
Z mniej więcej tych samych powodów na ulice zaczęli wychodzić przed kilkoma tygodniami Tunezyjczycy. I choć tamtejsze krwawe demonstracje doprowadziły do obalenia prezydenta Zina el-Abidina Ben Alego, który rządził krajem przez ponad 23 lata, to jednak nadal trwają tam zamieszki. Codziennie w stolicy - Tunisie, odbywają się manifestacje przeciwko obecności w tymczasowym gabinecie Mohammeda Ghannusziego ministrów należących do ekipy obalonego prezydenta Ben Alego, który 14 stycznia uciekł do Arabii Saudyjskiej. Zdaniem ekspertów, najbliższe dni będą kluczowe dla rządu jedności narodowej, który ma przywrócić w kraju spokój i przygotować w ciągu sześciu miesięcy wolne wybory.
Marta Ziarnik, PAP, Reuters
Nasz Dziennik 2011-01-27
Autor: jc