Egipcjanie wrócili na plac Tahrir
Treść
Tysiące uczestników niedawnych protestów antyprezydenckich w Egipcie wróciło wczoraj na kairski plac Tahrir po tym, jak rano wojsko usunęło kilkudziesięciu zebranych tam demonstrantów. Agencja Reutera napisała, że w centrum stolicy zebrało się około 250 tys. osób. Przywódcy ruchu prodemokratycznego ostrzegli, że obywatele znów zaczną demonstrować, jeśli ich żądania radykalnych przemian nie zostaną spełnione. Zapowiedzieli także na piątek wielki "marsz zwycięstwa", który ma uczcić rewolucję oraz przypomnieć sprawującemu władzę wojsku o potędze ulicy.
Na ulicach Kairu pojawiło się wczoraj tysiące osób po tym, jak zebranych rano na placu Tahrir kilkudziesięciu Egipcjan otoczyli żołnierze, nakazując im rozejście się pod groźbą aresztowania. - Dostaliśmy pół godziny, jesteśmy otoczeni przez żandarmerię. Nie wiemy, co robić - podkreślał w rozmowie z Agencją Reutera jeden z protestujących. I kiedy wydawało się, że plac znajduje się pod pełną kontrolą wojskowych, nagle jego środkiem przemaszerowało kilkuset ubranych w mundury i po cywilnemu policjantów, którzy zademonstrowali solidarność z narodem. Zapewniali również przestraszonych przechodniów, że ich intencją jest "oddanie czci męczennikom tej rewolucji". Według szacunków ONZ, w antyprezydenckich protestach życie straciło już około 300 osób.
Demonstracje spotkały się jednak z natychmiastową reakcją egipskiej armii, która wezwała obywateli do "solidarności narodowej". Jej przedstawiciele zwrócili się także do pracowników, by pomogli w uzdrawianiu gospodarki, i skrytykowali strajki płacowe, podejmowane przez wielu zatrudnionych, których ośmieliły niedawne antyprezydenckie demonstracje. W odczytanym wczoraj w państwowej telewizji "komunikacie nr 5" rzecznik armii powiedział, że "szlachetni Egipcjanie widzą, iż te strajki, w tym wrażliwym okresie, prowadzą do negatywnych rezultatów", szkodzą bezpieczeństwu i gospodarce.
Egipskie media spekulują też, jakoby 83-letni Mubarak, który w piątek opuścił Kair, był w ciężkim stanie i zapadł w śpiączkę. Informacje takie podała m.in. gazeta "Al-Masry Al-Youm", powołując się na "dobrze poinformowane źródła". Gazeta przypomniała również pogłoski, według których prezydent zemdlał dwa razy podczas wygłoszonego w czwartek przemówienia, w którym oświadczył, że nie odejdzie ze stanowiska, ale przekaże swoje uprawnienia wiceprezydentowi Omarowi Sulejmanowi.
Także telewizja CBS, powołując się na francuskojęzyczny izraelski magazyn "JSS News", twierdzi, że Mubarak był bliski śmierci już podczas pobytu w szpitalu w Niemczech. Jak dodaje, od dawna krążą plotki, że ma raka i jest to ostatnia faza choroby. Potwierdzałyby to także informacje podane w ubiegłym tygodniu przez niemiecki "Spiegel", który twierdzi, że wkrótce Mubarak miał zostać przyjęty do jednej z niemieckich klinik. Informacje te dementuje jednak rzecznik kanclerz Angeli Merkel Steffen Seibert, który podkreśla, iż jest to jedynie kolejna z serii plotek. Także dziennik egipski "Al-Gumhurija" twierdzi, że te informacje są nieprawdziwe. Gazeta dodaje jednak, że faktycznie Mubarak jest w "bardzo trudnym stanie", ale psychicznym, co związane jest z depresją. "Al-Gumhurija" potwierdza, że do rezydencji Mubaraka w Szarm el-Szejk, w której obecnie ma przebywać, dwa dni temu przybyła ekipa lekarzy, która została wezwana po kilkakrotnej utracie przytomności przez byłego przywódcę.
W związku z ciągle napiętą sytuacją w Egipcie nadal pozostanie zamknięta tamtejsza giełda. Jej przedstawiciel podkreślił, iż jej ponowne otwarcie nastąpi w "nieokreślonym czasie". Decyzja o zamknięciu giełdy zapadła w niedzielę, gdy rząd po protestach pracowników banku narodowego, którego szef, Tarek Amer, podał się do dymisji, nakazał zamknięcie banków. Pracownicy banku narzekali, że członkowie rodziny Mubaraka wynieśli w nim na stanowiska swoich ludzi, którzy dostają nieproporcjonalnie wysokie pensje. W niedzielę wieczorem państwowa telewizja podała, że banki będą zamknięte do środy.
Marta Ziarnik, PAP, Reuters
Nasz Dziennik 2011-02-15
Autor: jc