Echa dawnych dni
Treść
Jeden z tygodni lutego spędziłem wraz z rodziną na odpoczynku w Ciechocinku. Już pierwszego dnia zorientowaliśmy się, że po godz. 14.00 nie mamy czego szukać w restauracjach. Obiad zjeść trzeba wcześniej. O czternastej bowiem zaczynają się "fajfy" (tańcujące herbatki). Potem krótka przerwa i do nocy dancingowe harce. Średnia wieku 65 lat.
Raz jedliśmy obiad, obserwując wirujące pary. Wnętrza sprzed 100 lat. Meble też chyba nie z naszej epoki. Tylko ludzie, choć często pamiętający II wojnę światową, bardzo dzisiejsi. Panowie bez krawatów, a często i bez marynarek, a panie - nierzadko w spodniach. Muzyka, choć to przeboje trącące myszką, była jednak bliższa w brzmieniu disco polo niż wiedeńskim walcom i wykonywana głównie przy użyciu elektronicznych gadżetów.
Przedziwna mieszanka starego i nowego, dużo kiczu i tandety. Wyraźnie czuło się echa wspaniałych lat dwudziestych i trzydziestych, ale tylko echa nostalgiczne i jakoś smutne. Co zostało z tamtych lat, ich romantyzmu i elegancji, z tamtych balów, orkiestr, kreacji?
Kultura życia codziennego, wciąż to sobie boleśnie uświadamiam, jest coraz niższej jakości, gubi się i rozprasza w dzisiejszych zamerykanizowanych, liberalno-lewicowych - "demokratycznych" realiach. Gdzie jest Ciechocinek tamtych lat - Ciechocinek długich powiewnych sukien, czarnych, dobrze skrojonych, szytych na miarę smokingów, orkiestr z prawdziwego zdarzenia.
Stare piękne budynki uzdrowiska najczęściej stoją w ruinie. Wybite szyby, odpadające tynki przypominają o zniszczeniu, jakie dotknęło nas w drugiej połowie XX wieku, zniszczeniu nie tylko materialnej substancji, ale również znacznej części tego, co powoduje, że życie przynajmniej bywało nadprzeciętne i przynajmniej bywało sztuką - jedną ze sztuk pięknych, a nie tylko pogonią za czymś bardzo materialnym, a zarazem całkowicie tak naprawdę nieuchwytnym, pogonią, w trakcie której ludzie potrafią zgubić wszystko, cokolwiek ma jakikolwiek sens.
Stanisław Krajski
"Nasz Dziennik" 2007-03-08
Autor: wa