Ecce venio... oto przychodzę...
Treść
Ciągle się gdzieś śpieszymy, narzekamy na brak czasu, nadmiar obowiązków. Żyjemy w ciągłym napięciu i podświadomie chcielibyśmy od tego uciec. XXI wiek pokazał nam, że wielu granic już nie ma. Odległość nie ma znaczenia, można w przeciągu kilku godzin dostać się w dowolne miejsce na kuli ziemskiej. Bariery kulturowe dziś są przełamywane w zawrotnym tempie pokazując, że jeśli tylko czegoś mocno pragniemy, to zawsze znajdziemy sposób aby to osiągnąć. Zauważalne jest coraz silniejsze pragnienie do zrywania z dotychczasowym porządkiem i nazywania wszystkiego od nowa, według własnego uznania.
A co z tym wszystkim ma wspólnego liturgia? Zapewne zapytają niektórzy. Czy nie lepiej postawić gruby i wysoki mur pomiędzy światem a liturgią, zostawiając wszystko przed drzwiami kościoła i wolni, oderwani na chwilę od doczesnych trosk, spędzić trochę czasu z Bogiem?
Podzielę się pewną historią, która być może rozjaśni kilka istotnych kwestii. Otóż przed kilkoma laty, miałem okazje porozmawiać z pewnym emerytowanym prałatem, który niedługo po swoich święceniach został skierowany do pracy w kurii diecezjalnej. Dwa lata później rozpoczął się Sobór Watykański II. Można więc powiedzieć, że był naocznym świadkiem atmosfery tamtych czasów. Wspominał on, że aura podekscytowania i przeświadczenia o czymś wielkim wyczuwalna była na każdym kroku. Czuliśmy się, jakbyśmy byli cząstką Soboru – mówił. Każdy chciał, choćby w najmniejszym stopniu pomóc biskupowi, licząc, że będzie miał okazje porozmawiać z nim o tym, co będzie się działo podczas obrad soborowych. Biskup bowiem, który był człowiekiem niezwykle otwartym i serdecznym często zwracał się z różnymi pytaniami do swoich najbliższych współpracowników, chcąc tym samym możliwie najszerzej rozpatrzyć dane zagadnienie. Niemniej jedna kwestia nie dawała mu ciągle spokoju – wspominał prałat. Była to reforma liturgiczna… Martwi mnie, czy jeśli Ojcowie Soborowi zaaprobują zmiany w duchu postępu i zmieniających się czasów, chcąc tym samym być bliżej świeckich to czy będziemy musieli przeprowadzać takie zmiany co kilkadziesiąt lat, bo nie wydaje mi się aby robiąc ten decydujący krok można następnie stanąć w miejscu… Wszyscy pracujący w kurii zapewniali swojego pasterza, że tak się z całą pewnością nie stanie, ludzie są dziś o wiele bardziej odpowiedzialni i świadomi swojej roli w liturgii…
Oczywiście to tylko jeden z wielu wątków, jakie nasuwały się w niespokojnej dobie Soboru. I choć ten zatroskany biskup świątobliwie zmarł niedługo po jego zakończeniu, a wspomniany przeze mnie ksiądz prałat cieszy się spokojną emeryturą to zasadnicze pytania i wątpliwości nie minęły wraz z upływem czasu. Śmiem twierdzić, że wróciły z nową mocą właśnie teraz, kiedy minęło już kilkadziesiąt lat, emocje okrzepły i możemy z pewną perspektywą przyjrzeć się zmianą jakie nastąpiły w liturgii i w nas, jako przeżywających i współtworzących liturgię.
Uchylę rąbka tajemnicy i przyznam się, że chciałbym zainicjować pewną otwartą polemikę, coś w rodzaju wspólnego poszukiwania i zadawania pytań, być może zbieraniem już istniejących i rozsianych po wielu zakamarkach i kościelnych przedsionkach.
Jak już wspomniałem liturgia zawsze wywoływała i wywołuje najwięcej emocji. Dlaczego więc nie poświęcić odrobinę czasu aby zatrzymać się i zastanowić nad tym podstawowym wydaje mi się pytaniem: Co to znaczy dla mnie przeżywać liturgię? Próbując odpowiedzieć sobie w sercu na to pytanie, rozpocznie się przed nami nowa droga do kolejnych pytań: Czym jest dla mnie ryt liturgiczny? Jakie znaczenie ma dla mnie oprawa liturgiczna? Czego oczekuje od celebrującego liturgię? Jak postrzegam konkretną formę liturgiczną, czy ułatwia, czy utrudnia moje spotkanie z Bogiem?
Ostatnio od pewnej starszej pani na furcie usłyszałem, że głupie pytania może zadać każdy i równie głupio można szukać odpowiedzi na pytania ważne, stąd wniosek aby pomiędzy jednym i drugim nie dać się zakrzyczeć. Lepiej jest bowiem wyruszyć w drogę aby znaleźć to co jest dla nas najistotniejsze, niż stojąc w miejscu udawać że się nic nie widzi, nic nie słyszy i w efekcie nic nie mówi…
Przychodzimy do kościołów i z nich wychodzimy, uczestniczymy w kolejnych celebracjach liturgicznych. W najważniejszych chwilach życia kierujemy nasze kroki do świątyni. Wciąż niejako od nowa pochylamy się nad Słowem Bożym i szukamy pokrzepienia w modlitwie. Gdzieś głęboko w nas jest zakorzeniony głód spotkania z Chrystusem w liturgii. Nieustannie doświadczamy ciągłego przenikania się tego co Boskie z tym co ludzkie, sacrum i profanum towarzyszy nam czy tego chcemy czy też nie.
Jestem przekonany, że postawa tamtego zatroskanego biskupa wyrażająca się w niezwykle pokornym i ufnym ecce venio… oto przychodzę… oddany całkowicie Bogu i otwarty na jego działanie, może pomóc również i nam. Bowiem pomiędzy pytaniem a jałowym krytykanctwem, postawą dialogu a zamknięciem się we własnym schematyzmie, pełną szacunku tolerancją a pogardliwą ignorancją istnieje ogromna różnica…
Być może nie na wszystkie pytania istnieją łatwe odpowiedzi, nie wszystko co odmienne musi być złe, skazane na etykietę herezja. Jednak czy miara demokratycznej większości głosząca, że ci mają rację, których więcej jest aby na pewno dobra w kwestii liturgicznej?
Pewnych procesów nie da się zmienić, żyjemy w czasach pogłębionej analizy, ciągłej pogoni za tym by wiedzieć więcej. Pragniemy na wszystko mieć swoje zdanie, wpływ. Nie jest możliwe cofnięcie czasu, by móc jednym szybkim rozwiązaniem powiedzieć, że teraz nareszcie jest tak jak powinno być.. czyli jak? Jedni powiedzą, że w czasach wspólnot apostolskich, inni sprzed Wielkiej Schizmy, jeszcze inni, w czasach Grzegorza Wielkiego, Soboru Laterańskiego IV, Trydenckiego… Nieważne w którym miejscu postawimy punkt, to wciąż nie będą NASZE czasy. Św. Augustyn powiedział piękne zdanie, że minione czasy są dlatego takie piękne, ponieważ się w nich nie urodziliśmy…
Sam bardzo często zastanawiając się nad kwestiami liturgicznymi i jej doskonałości sięgam po słowa św. Pawła z Listu do Filipian: Bracia, ja nie sądzę, że już ją zdobyłem, ale to jedno [czynię]: zapominając o tym, co za mną, a wytężając siły ku temu, co przede mną, pędzę ku wyznaczonej mecie, ku nagrodzie, do jakiej Bóg wzywa w górę w Chrystusie Jezusie. Wszyscy więc, tak to odczuwajmy: a jeśli odczuwamy inaczej, i to Bóg wam objawi. W każdym razie: dokąd doszliśmy, w tę samą stronę zgodnie postępujmy… (Flp 3,13-16)
Materiały dodatkowe:
Wawrzyniec Lisowski OSB
Źródło: ps-po.pl, 22 lutego 2017
Autor: mj