Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Dzisiaj trzeba zawierzyć Bogu, że daje nam to, co najlepsze...

Treść

Jeżeli wierzymy, że Bóg jest dobrym Ojcem, to czy może On nie wysłuchać naszych autentycznych modlitw?! Jeżeli nawet zły sędzia wysłuchuje natarczywych próśb biednej kobiety, to czy Bóg miłosierny nie wysłucha?!

XXIX Niedziela Zwykła
Wj 17,8–13; 2 Tm 3,14–4,2; Łk 18,1–8

Zawsze powinniśmy się modlić i nie ustawać!

Jeżeli te słowa rozumielibyśmy jako wezwanie do nieustannego odmawiania rozmaitych modlitw, byłby to koszmar. Pan Jezus nie wzywa nas do nieustannego zajmowania się modlitwą kosztem innych prac i zajęć. Byłoby to zresztą niemożliwe. Do czego zatem nas wzywa?

Dla wyjaśnienia podaje przypowieść o bezbożnym sędzim i nieustępliwej wdowie. Ostatecznie spełnia on prośbę biednej kobiety ze względu na jej natarczywość – na stale ponawianą prośbę. W przypowieści nie ma mowy o nieustanności czasowej, ale o ciągłym ponawianiu prośby. „Nieustannie się módlcie” nie oznacza zatem „bez przerwy czasowej”, bo to jest niemożliwe, ale: stale powracajcie do modlitwy.

Wezwanie do nieustannej modlitwy było bardzo ważne dla mnichów. Dlatego wiele na ten temat rozważali. Odkryli prawdę, że modlitwa, do jakiej wzywa nas Pan Jezus, nie jest odrębną czynnością obok innych i dlatego „nieustanna modlitwa” nie polega na nieprzerwanym zajmowaniu się nią. Istniała grupa mnichów (tzw. euchici, tj. mesalianie), którzy właśnie tak rozumieli to wezwanie i chcieli nieustannie się modlić, nie zajmując się niczym innym. Ojcowie musieli wyprowadzać ich z błędu, pokazać, że nie da się tego zrobić i że nie jest to dobre.

Nieustanna modlitwa w tradycji Ojców Pustyni polega przede wszystkim na wypracowaniu w sercu nieustannego wzywania Boga. Mnisi podczas swojej pracy powtarzali w sercu krótkie wezwania modlitewne, często brane z psalmów, które odmawiali podczas liturgii. I tak niezależnie od tego, co robili, czym się zajmowali, mogli nieustannie zwracać się do Boga. Jest to wielka mądrość dla każdego człowieka. Zazwyczaj nie mamy wiele czasu na długie pozostawanie na modlitwie w kościele albo nawet w domu na kolanach przed krzyżem. Niezależnie jednak od tego, czym się w życiu zajmujemy, czy pracujemy, czy jesteśmy już na emeryturze, czy dojeżdżamy do pracy, czy pracujemy na miejscu, jak np. matka, która prowadzi dom i wychowuje dzieci, niezależnie od tego wszystkiego możemy praktykować nieustanną modlitwę jako ciągłe powtarzanie wezwań kierowanych do Boga.

W tradycji Kościoła istnieje bardzo bogate doświadczenie w tej dziedzinie. W Kościele wschodnim bardzo znana jest modlitwa Jezusowa, która polega na nieustannym powtarzaniu słów: „Panie Jezu, Synu Boga żywego, zmiłuj się nad nami grzesznymi”. Przy czym wartość modlitwy nie polega na ilości wypowiedzianych wezwań, ale na zjednoczeniu się w sercu z tym wezwaniem, które całkowicie zwraca nas ku Chrystusowi. Jej celem jest nieustanne przebywanie z Jezusem niezależnie od tego, co zewnętrznie się robi. Całe nasze życie staje się wówczas zjednoczone z Chrystusem.

W naszej tradycji do takiej modlitwy należy różaniec. On także jest nieustannym powtarzaniem słów po to, by samemu upodabniać się do Maryi w Jej zawierzeniu i zjednoczeniu z Bogiem. Można tę modlitwę odmawiać, idąc do pracy, czekając na autobus, w samym autobusie, w sklepie, przy gotowaniu obiadu, jadąc samochodem, wykonując rozmaite czynności fizyczne. Nieco trudniejsze jest to wtedy, gdy potrzeba skoncentrowania umysłu przy pracy. Ale i wtedy, jeżeli się ktoś nauczy, można nieustannie nosić w sercu wezwanie modlitwy Jezusowej.

Dla mnichów nieustanna modlitwa miała jeszcze jedną ważną cechę: była ona związana z czytaniem Pisma Świętego, stanowiła odpowiedź na usłyszane słowa lub próbę wniknięcia w ich głębię. O tym pisze św. Paweł do Tymoteusza:

Wszelkie Pismo, od Boga jest natchnione i pożyteczne do nauczania, do przekonywania, do poprawiania, do kształcenia w sprawiedliwości, aby człowiek Boży był doskonały, przysposobiony do każdego dobrego czynu (2 Tm 3,16n).

Nieustanne powtarzanie krótkiej sentencji z Pisma Świętego pozwala prawdziwie wniknąć w ukrytą mądrość, która kształtuje serce człowieka. Taka modlitwa nie tylko jest wyrażaniem własnych pragnień czy radości i wdzięczności, ale także nauką Bożej mądrości. Tradycyjnie mówimy, że modlitwa jest rozmową z Bogiem. Jeżeli tak, to w tej rozmowie powinniśmy przede wszystkim słuchać, a nie mówić. I takie powtarzanie Słowa Boga jest wsłuchiwaniem się w Jego mowę do nas, a jednocześnie umożliwieniem Mu, aby kształtował nasze serce.

Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na samo zakończenie dzisiejszej Ewangelii. Ono chyba odsłania zasadniczy zamysł Pana Jezusa:

Słuchajcie, co ten niesprawiedliwy sędzia mówi. A Bóg czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie? Powiadam wam, że prędko weźmie ich w obronę. Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie? (Łk 18,6–8).

Jeżeli wierzymy, że Bóg jest dobrym Ojcem, to czy może On nie wysłuchać naszych autentycznych modlitw?! Jeżeli nawet zły sędzia wysłuchuje natarczywych próśb biednej kobiety, to czy Bóg miłosierny nie wysłucha?! Czy prawdziwie wierzymy, że Bóg nas wysłuchuje, że nie jest obojętny na nasze błagania? Pytanie nie jest banalne. Wielu ludzi, a myślę, że nawet każdy z nas, doświadcza zachwiania się w wierze, gdy nie uzyskuje tego, o co tak bardzo się modli. Przecież to, o co prosiłem, jest dobre, np. zdrowie dla najbliższych, uratowanie kogoś od wyboru złej drogi itd. Dlaczego nie dzieje się od razu tak, jak o to prosimy?

Jest to wielka tajemnica. Nie wiemy, dlaczego właśnie tak się czasem dzieje. Ale przypowieść o złym sędzim upewnia nas, że Bóg na pewno wysłuchuje. Niemniej to On wie, co naprawdę jest dobre w tej chwili dla mnie i dla drugiego. Dlaczego się tak właśnie stało, dowiemy się dopiero na sądzie ostatecznym i wtedy zrozumiemy. Dzisiaj trzeba zawierzyć Bogu, że daje nam to, co najlepsze, choćby wydawało się to nieszczęściem. Przecież tak było nawet w życiu Pana Jezusa. Ostatecznie przecierpiał śmierć na krzyżu, chociaż modlił się: „oddal ode Mnie ten kielich”. Krzyż wówczas był uważany za całkowitą klęskę. Ale właśnie on stał się narzędziem zwycięstwa. Człowiek by tego nie wymyślił, ale Bóg to wiedział. Dlatego taka modlitwa Jezusa do Ojca: „ale Twoja, nie Moja wola niech się stanie”. I taka powinna być nasza modlitwa. Codziennie w „Ojcze nasz” modlimy się: „Bądź wola Twoja!”. Twoja, bo tylko Ty wiesz, co jest dobre, co nas prowadzi do jedności z Tobą. I właśnie takiego zawierzenia oczekuje od nas Pan.

Fragment książki Rozważania liturgiczne na każdy dzień. T. 5: Okres zwykły 24-34 tydzień

Włodzimierz Zatorski OSB – urodził się w Czechowicach-Dziedzicach. Do klasztoru wstąpił w roku 1980 po ukończeniu fizyki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pierwsze śluby złożył w 1981 r., święcenia kapłańskie przyjął w 1987 r. Założyciel i do roku 2007 dyrektor wydawnictwa Tyniec. W latach 2005–2009 przeor klasztoru, od roku 2002 prefekt oblatów świeckich przy opactwie. Autor książek o tematyce duchowej, między innymi: “Przebaczenie”, “Otworzyć serce”, “Dar sumienia”, “Milczeć, aby usłyszeć”, “Droga człowieka”, “Osiem duchów zła”, “Po owocach poznacie”. Od kwietnia 2009 do kwietnia 2010 przebywał w pustelni na Mazurach oraz w klasztorze benedyktyńskim Dormitio w Jerozolimie. Od 2010 do 2013 był mistrzem nowicjatu w Tyńcu. W latach 2013-2015 podprzeor. Pełnił funkcję asystenta Fundacji Opcja Benedykta. Zmarł 28 grudnia 2020 r.

 

Żródło: cspb.pl, 16

Autor: mj