Dziennikarze uważają się za wyrocznię delficką
Treść
Z prof. Piotrem Jaroszyńskim, kierownikiem Katedry Filozofii Kultury KUL,  wykładowcą w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, rozmawia  Anna Ambroziak
Dziennikarzom brakuje odpowiedniego wykształcenia -  to Pańskie słowa. Surowa ocena...
- Ale prawdziwa, i na tym polega  tragedia. Wielu dziennikarzy myśli, że jeśli słuchają ich miliony odbiorców, to  taka "masa" musi generować prawdę i kompetencję. Nic podobnego! Współczesne  media pełnią rolę wróżki lub czarownika. Niedokształcone (celowo, bo przez  system polityczny) społeczeństwo patrzy w dziennikarza jak w magiczne lusterko,  nie wiedząc, że on często nie ma pojęcia, o czym mówi, a czyta tekst, którego  autorem jest ktoś, kogo odbiorca nie zna. Taka sytuacja "rozpuszcza"  dziennikarzy, traktują oni samych siebie jak wyrocznię delficką, tymczasem  bardzo często nie potrafią nawet mówić po polsku, a cóż dopiero od nich żądać  znajomości etymologii słów wywodzących się z greki lub łaciny, nie mówiąc już o  kontekstach filozoficznych czy teologicznych. Ale wielu pracodawców pilnuje, aby  dziennikarz był niedouczony, bo w obawie przed utratą pracy wykona wszystkie  polecenia.
Dziś mówi się o kompromisie jako o pewnym wypośrodkowaniu,  zajęciu postawy "ani całkiem za, ani całkiem przeciw".
- "Kompromis" to  słowo łacińskie, którego sens poddano obróbce ideologicznej po to, by  manipulować społeczeństwem, zwłaszcza w kwestiach zasadniczych dotyczących  choćby moralności i wiary. Kompromis ma być dziś wyznacznikiem postawy otwartej  na dialog, negocjacje, konsensus we wszystkich sprawach, a tymczasem ani prawdy  matematyczne, ani sprawy dotyczące moralności czy wiary nie podlegają  kompromisowi. Jak nie można się zgodzić na kompromis w sprawie tabliczki  mnożenia, że dwa razy trzy to nie jest sześć, ale dziewięć lub osiem, tak nie  można zgodzić się na to, by na drodze kompromisu zagwarantować człowiekowi prawo  do życia od 6. tygodnia do 75. roku: jeśli ktoś jest człowiekiem, to ma prawo do  życia od początku, czyli od chwili poczęcia, i do naturalnego  końca.
Media są permanentnie poddawane manipulacji, za którą kryje się  prymitywna żądza władzy - taki był leitmotiv konferencji. Odnosi się wrażenie,  że niektórzy dziennikarze mają często poczucie władzy nad "ciemnym ludem", który  trzeba nieustannie "oświecać".
- Wiódł ślepy kulawego. To poczucie misji  zostało zaszczepione w dziennikarzy (i w artystów) w czasach PRL, gdy potrzebni  byli posłuszni "inżynierowie dusz" (pisarze, aktorzy, reżyserzy, dziennikarze),  a których społeczeństwo darzyło wyjątkową estymą. Pan lub pani X, to musi być  ktoś nadzwyczajny, bo wczoraj występował(a) w telewizji. Po prostu nadczłowiek.  Otóż władza, widząc, jak to działa na społeczeństwo, podchlebiała owym  inżynierom, aby byli całkowicie dyspozycyjni, bo w innym wypadku spadną z  piedestału, czyli albo znikną z ekranu, albo zostaną "żywcem pogrzebani" na  skutek ujawnienia jakiejś afery. I to trwa do dziś. Więc dajmy sobie z tym  spokój, że dziennikarz tylko z tego tytułu, że jest dziennikarzem, kogoś  oświeci. Może natomiast uczynić wiele dobrego, jeśli zna swoją miarę i jeśli  uczciwie wykonuje swój zawód, czyli jest wolny od podejrzanych  zależności.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-10-26
Autor: wa
 
                    