Dziennikarze nie byli śledzeni
Treść
Dziennikarze "Rzeczpospolitej" nie byli inwigilowani podczas śledztwa prowadzonego w 2001 r. - wynika z odpowiedzi przedstawionej wczoraj w Sejmie przez zastępcę prokuratora generalnego Irenę Okrągłą na pytanie jednego z posłów PO. Formacja ta chce powołania komisji śledczej do wyjaśnienia tej konkretnej sprawy, natomiast PiS opowiada się za zbadaniem naruszenia wolności mediów w ostatnim szesnastoleciu.
Według wyjaśnień prokurator Ireny Okrągłej, śledztwo prowadzone przez Prokuraturę Okręgową w Warszawie dotyczyło ewentualnego przekroczenia uprawnień funkcjonariuszy UOP w okresie od listopada 2000 roku do stycznia 2001 roku. Służby miały stać za publikacjami prasowymi mogącymi narazić wysokiej rangi urzędników państwowych na utratę zaufania społecznego. Chodziło tutaj o artykuły z grudnia 2000 r. opublikowane w gazecie "Rzeczpospolita" stawiające zarzuty niejasnych powiązań ministrowi transportu Jerzemu Widzykowi i tolerowania korupcji przez wojewodę śląskiego Marka Kempskiego.
Okrągła powiedziała, że prokuratura, wszczynając śledztwo, oparła się na notatce urzędowej Elżbiety Kruk, szefowej gabinetu politycznego ministra sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego. Wynikało z niej, że autorzy artykułów w "Rzeczpospolitej" Anna Marszałek i Bertold Kittel "otrzymali zlecenie wykorzystania mediów do wyeliminowania z życia publicznego trzech polityków: wojewody śląskiego Marka Kempskiego, ministra transportu i gospodarki morskiej Jerzego Widzyka i ministra sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego". Ten atak medialny, prowadzony w porozumieniu z UOP, miał zaowocować powrotem do władzy środowisk związanych z wicepremierem Januszem Tomaszewskim, tzw. spółdzielni. Takie informacje Kruk uzyskała od ówczesnego dyrektora departamentu z resortu kultury Jana Ołdakowskiego.
Niech wyjaśni komisja
Podczas śledztwa toczonego od stycznia do sierpnia 2001 r. przesłuchano kilkudziesięciu świadków, w tym posłów, funkcjonariuszy policji i UOP, prokuratorów, dziennikarzy oraz wysokich urzędników państwowych. Jak powiedziała zastępczyni prokuratora generalnego, niektórzy z nich zeznali, że w środowisku dziennikarskim krążyły opinie sugerujące, że to UOP dostarczył dziennikarzom materiały mające skompromitować wojewodę i ministra.
Odpowiedź ta nie zadowoliła polityków PO. Poseł Bronisław Komorowski powiedział, że ta sprawa musi być wyjaśniona. PO złożyła kilka dni temu w Sejmie projekt uchwały o powołaniu komisji śledczej, która miałaby zbadać zasadność prowadzenia tego śledztwa. Inny lider PO Jan Rokita uważa, że informacja Okrągłej potwierdziła fakt inwigilacji dziennikarzy, za co ma odpowiadać Lech Kaczyński, który jako ówczesny minister sprawiedliwości polecił wszczęcie śledztwa pięć lat temu. W związku z tym domaga się dalszych informacji na temat motywów leżących u podstaw decyzji o przeprowadzeniu dochodzenia. Według posła, należy rozważyć możliwość zaproszenia przed sejmową komisję sprawiedliwości prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Odpowiedzią PiS na działania PO jest także pomysł powołania komisji śledczej, ale "do zbadania naruszeń wolności słowa mediów i dziennikarzy oraz prawa społeczeństwa do rzetelnej informacji w latach 1990-2006". Komisja miałaby także zająć się procedurami wpływania przez służby specjalne na środowisko dziennikarskie oraz werbowania agentury spośród dziennikarzy.
Zenon Baranowski
"Nasz Dziennik" 2006-03-16
Autor: ab