Dziennikarka TVN obrzuciła mnie wulgarnymi wyzwiskami
Treść
Z ojcem Tadeuszem Rydzykiem CSsR, dyrektorem Radia Maryja, rozmawia Wojciech Wybranowski
Mamy informację o pewnym bardzo nieprzyjemnym incydencie z udziałem dziennikarzy TVN, jaki spotkał Ojca podczas lotu na Walny Zlot USOPAŁ. Dodajmy, incydencie, który gdyby dotyczył dziennikarzy jakiejkolwiek poważnej zachodniej redakcji, natychmiast zaowocowałby zapewne dyscyplinarnymi zwolnieniami...
- Leciałem w środę rano z lotniska we Frankfurcie samolotem linii lotniczych Lufthansa, by wziąć udział w trzynastym już zlocie USOPAŁ. Najpierw zaskoczyło mnie, że ktoś w "rękawie" przy wejściu do samolotu rozmawia przez telefon komórkowy. Chwilę później podeszła do mnie młoda kobieta, udała zaskoczenie i mówi: "Och, Ojciec Dyrektor Tadeusz Rydzyk, tatuś nie uwierzy, że ja z ojcem lecę, czy mogę sobie z ojcem zdjęcie zrobić?". Usiedliśmy, samolot wystartował, za chwilę ta pani podchodzi do mnie i mówi, że bardzo chciałaby ze mną porozmawiać. Ale coś mi w jej zachowaniu wydawało się dziwne, była bardzo natarczywa. Więc zapytałem, z jakiej jest gazety? Była bardzo zaskoczona, nie wiedziała, co odpowiedzieć, zaczęła zaczepiać siedzącą obok posłankę do Parlamentu Europejskiego panią dr Urszulę Krupę. Później okazało się, że tej kobiecie towarzyszy jeszcze dwóch mężczyzn: Adam Lenart i Ryszard Kot.
Może to przypadek? Frankfurckie lotnisko jest jednym z najbardziej "uczęszczanych"...
- Później od naszych przyjaciół w Montevideo dowiedzieliśmy się, że dziennikarze czekali tam na nas już od soboty. Co ciekawe, taki był pierwszy planowany termin mojego lotu, później musiałem go zmienić i dosłownie w ostatniej chwili zmienić jeszcze raz. Ostatecznie wyleciałem w środę rano. I bardzo mnie zastanawia, jak to się stało, że mimo dwukrotnych zmian terminu wylotu dziennikarze doskonale wiedzieli, o której będę leciał, skąd, i jakie będę miał miejsce. Mam poważne obawy, że w grę może wchodzić działanie służb specjalnych, podsłuchy. Sytuacja, w której kupuje się w biurach LOT bilet, a informacje o pasażerach są przekazywane nie wiadomo gdzie, trafiają do mediów, do służb specjalnych, sprawia, że nie możemy czuć się bezpiecznie.
Wróćmy do sprawy tej pani i jej towarzyszy. W jaki sposób Ojciec dowiedział się, że jest dziennikarką TVN?
- Pani poseł Urszula Krupa zapytała tę młodą kobietę: "Skąd pani jest?". I usłyszała odpowiedź, że z TVN. Wtedy pani Urszula Krupa zapytała jeszcze o nazwisko. Jak się okazało - to była pani Anna Machowska. Zapytałem: "Dlaczego pani kłamała od samego początku? Z ludźmi, którzy kłamią, nie mogę rozmawiać". Zareagowała, mówiąc wprost - po chamsku. Obrzuciła mnie bardzo obraźliwymi wyzwiskami.
Ustaliliśmy, że w trakcie lotu interweniował personel samolotu...
- Muszę powiedzieć, że niemiecka obsługa lotu zachowała się bardzo przyzwoicie. Interweniowali, ostrzegli, że są odpowiedzialni za bezpieczeństwo lotu i komfort podróży pasażerów, i jeżeli taka sytuacja się powtórzy, to wyciągną konsekwencje.
Czy te wyzwiska, kiedy owa dziennikarka usłyszała odmowę wywiadu, rozmowy to jednorazowy incydent?
- Ta kobieta zaczęła później ubliżać pani poseł Urszuli Krupie, mnie również. Tyle że ja starałem się nie reagować, nie podejmować rozmowy z nią, kiedy zaczynała, to wołałem stewardesę. Obsługa lotu uspokoiła ich w końcu na dłuższy czas, niestety, nie na cały czas trwania podróży. Później, kiedy wychodziliśmy, idąc za mną cały czas, zachowywała się bardzo agresywnie, ordynarnie wyzywała.
"Paparazzi" z TVN dali Ojcu i pani poseł spokój, kiedy lot się skończył?
- Sytuacja powtórzyła się, kiedy oczekiwaliśmy na odprawę paszportową w Buenos Aires. Owa kobieta wyzywała mnie w sposób niesłychanie wulgarny. Nie będę powtarzał tych słów. Najbardziej agresywnie zachowywała się ta dziennikarka Anna Machowska. Towarzyszący jej mężczyźni Adam Lenart i Ryszard Kot to również pracownicy TVN. Tyle mogę powiedzieć. Wiem, że szukali nas jeszcze w hotelu, w którym zwykle zatrzymują się goście pana Jana Kobylańskiego, ale w związku z zaistniałą sytuacją zmieniliśmy plany i od razu promem popłynęliśmy do Urugwaju. Mówię o tym, bo kto wie, do czego ci ludzie jeszcze są zdolni.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2007-11-23
Autor: wa