Dzieci gorszego Boga? - Stanisław Michalkiewicz
Treść
Z okazji 60. rocznicy operacji "Wisła" Światowy Związek Ukraińców z siedzibą w Toronto opublikował specjalną deklarację wzywającą do urządzenia uroczystych obchodów tej rocznicy. Sugeruje on prezydentowi Ukrainy Wiktorowi Juszczence, by "potępienie" tej operacji oraz skłonienie Polski do wypłaty odszkodowań dla jej ofiar i ponownego osiedlenia "wypędzonych", a właściwie ich potomków na "ukraińskim terytorium etnicznym" - jak deklaracja określa obszar województw podkarpackiego i małopolskiego - uczynił podstawową treścią stosunków ukraińsko-polskich.
Społeczeństwo ukraińskie cieszy się w Polsce licznymi swobodami, obejmują one m.in. możliwość otwartego krytykowania władz polskich, co prawda "komunistycznych", niemniej jednak polskich, a nie, dajmy na to, chińskich, na przykład za operację "Wisła". Operacja ta będąca elementem akcji przeciwko Ukraińskiej Powstańczej Armii polegała m.in. na przesiedleniu ludności łemkowskiej z obecnych województw podkarpackiego i małopolskiego. Z okazji 60. rocznicy tej operacji Światowy Związek Ukraińców z siedzibą w Toronto opublikował specjalną deklarację wzywającą do urządzenia uroczystych obchodów tej rocznicy. Sugeruje on prezydentowi Ukrainy Wiktorowi Juszczence, by "potępienie" tej operacji oraz skłonienie Polski do wypłaty odszkodowań dla jej ofiar i ponownego osiedlenia "wypędzonych", a właściwie ich potomków na "ukraińskim terytorium etnicznym" - jak deklaracja określa obszar województw podkarpackiego i małopolskiego - uczynił podstawową treścią stosunków ukraińsko-polskich. Wiele wskazuje na to, że prezydent Juszczenko potraktował tę sugestię bardzo poważnie, zwłaszcza że trzonem Naszej Ukrainy, stanowiącej jego polityczne zaplecze, są banderowcy, którzy opanowali politycznie ukraińską diasporę. Stąd też obchody operacji "Wisła" odbyły się w wielu gminach na terenie zaliczonym do "ukraińskiego terytorium etnicznego", również z udziałem urzędników Rzeczypospolitej Polskiej, zaś na stronie internetowej Związku Ukraińców w Polsce informacja o operacji "Wisła" opatrzona jest emblematem tryzuba skrępowanego kolczastym drutem.
Od Adolfa Hitlera do Jerzego Busha
Banderowcy stanowią jeden z nurtów nacjonalistycznego ruchu ukraińskiego, którego ideologiem był Dymitr Doncow. Nadał mu on charakter niezwykle radykalny: jednostka pozostaje bez reszty w służbie narodu, który z kolei dzieli się na warstwę przywódczą i tzw. czerń, którą "przywódcy", w imię wyższych, ma się rozumieć, racji, mogą swobodnie dysponować według swego uznania. Na tle nacjonalistów ukraińskich polscy nacjonaliści akcentujący przywiązanie do Kościoła katolickiego, a właściwie posłuszeństwo jego nakazom, prezentują się niezwykle łagodnie, żeby nie powiedzieć - safandulsko. Nacjonaliści ukraińscy nie tylko nie byli posłuszni żadnemu Kościołowi, ale zmuszali do posłuszeństwa, jeśli nie cały Kościół ukraiński, to w każdym razie bardzo wielu duchownych. Jeśli mieli taki stosunek do własnego narodu, to czegóż mogły spodziewać się po nich narody obcoplemienne? Banderowcy mieli dla nich właściwie tylko jedną propozycję - żeby zniknęły z "ukraińskiego terytorium etnicznego" jak najszybciej. W warunkach pokojowych doprowadzenie do zniknięcia całych narodów było raczej niemożliwe, ale wojna rozpętana przez Adolfa Hitlera i Józefa Stalina otworzyła nowe możliwości. Banderowcy nawiązali współpracę z Rzeszą Niemiecką, czego nie można mieć im za złe, bo trudno wymagać, by byli lojalni wobec Związku Sowieckiego i Józefa Stalina, a także Rzeczypospolitej Polskiej, którą też uważali za swojego wroga. Kiedy się okazało, że Hitler nie zamierza tworzyć żadnej niepodległej Ukrainy, miodowy miesiąc tej sodomii się zakończył, ale OUN - UPA wykorzystały pozyskane możliwości do przeprowadzenia "oczyszczenia ukraińskiego terytorium etnicznego" z Polaków i innych narodowości mniej wartościowych.
W tamtym jeszcze, można powiedzieć - miodowym miesiącu współżycia banderowców z Adolfem Hitlerem, rozpoczyna się kariera pana Bohdana Osadczuka, któremu prezydent Kwaśniewski nadał Order Orła Białego. Pan Osadczuk za zasługi w depolonizacji Chełmszczyzny, w 1941 roku otrzymał stypendium na studia w Berlinie. Po ich ukończeniu i klęsce Niemiec odnalazł się w nowej służbie, co było ułatwione o tyle, że dla potrzeb rozpoczynającej się właśnie zimnej wojny banderowcy byli dla Amerykanów znakomitym materiałem na dywersantów. To nowe zaangażowanie nie tylko pozwoliło na puszczenie w niepamięć zarówno niebezpiecznych związków z Hitlerem, jak i ludobójstwa na Polakach, co banderowcy skwapliwie wykorzystali do umocnienia swojej pozycji politycznej w środowiskach ukraińskiej emigracji na Zachodzie, jak i po rozpadzie Związku Sowieckiego - w niepodległej Ukrainie. W rezultacie administracja prezydenta Jerzego W. Busha z entuzjazmem ujrzała w nich główną siłę napędową "pomarańczowej rewolucji", do której przedstawiciele władz polskich przyłączyli się z zamkniętymi szczelnie oczami. Cóż innego zresztą mogli zrobić, skoro ich głównym informatorem w sprawach ukraińskich był i jest wspomniany pan Bohdan Osadczuk, z powodu podeszłego wieku coraz częściej wyręczający się panią Bogumiłą Berdychowską, o której nie można powiedzieć, że jest rzecznikiem banderowców na Polskę, bo takiego urzędu nie ma.
Złudzenia starszego pana
Jeśli chodzi o pana prezydenta Kwaśniewskiego, to wśród wielu wzorców, na których się "wychował", obok nieśmiertelnego Włodzimierza Lenina i Feliksa Dzierżyńskiego, znalazł się, jak wiadomo, Jerzy Giedroyć, który prowadził na emigracji Instytut Literacki, wydawał miesięcznik "Kultura" i z tego powodu zaliczany był przez PZPR i SB do "ośrodków dywersji ideologicznej", a nawet "agentów obcego wywiadu". Widocznie takie rzeczy musiały Aleksandra Kwaśniewskiego fascynować, bo patrzcie państwo - "wychował się" - wygląda na to, że według formuły "pokorne cielę dwie matki ssie". Ale mniejsza już o tego ssaka, bo znacznie ważniejsze są fascynacje, jakim niestety ulegał również Jerzy Giedroyć. Położył on ogromne zasługi dla kultury polskiej, polskiej literatury i pamiętam swoje wzruszenie, kiedy pierwszy raz miałem zaszczyt rozmawiać z nim jesienią 1977 roku. Ale niezależnie od tego miał również złudzenia, do których należało niezachwiane przekonanie, że bez niepodległej Ukrainy nie może być niepodległej Polski. Czy to wpływ pana Osadczuka, który bardzo szybko przeborował sobie dojście do "Kultury", czy coś innego - dość, że przekonanie to żywił wbrew powszechnie znanym faktom, iż Polska przez kilka wieków istniała bez niepodległej Ukrainy nawet jako mocarstwo, a i po 1918 roku też jakoś sobie radziła. Oczywiście rozumiem, że niepodległość Ukrainy traktował jako sposób osłabiania Rosji i odsuwania jej od Polski, ale niezależnie od tego ukraiński feblik z czasem bardzo się usamodzielnił, a na domiar złego nabrał swoistego charakteru paternalistycznego, że to niby Polska, jako "brat starszy", powinna cierpliwie znosić wyskoki "brata młodszego", a nawet się dla niego poświęcać. Dla cwanych banderowców ten feblik Jerzego Giedroycia był prawdziwym darem Niebios, zważywszy na wpływ, jaki wywierał on na polską opinię, skutecznie przez komunistów oduczoną myślenia w kategoriach geopolitycznych. Fatalny zbieg okoliczności sprawił, że za przyczyną michnikowszczyzny feblik Jerzego Giedroycia stał się kamieniem węgielnym politycznego myślenia znacznej części ludzi wykształconych w Polsce, których właśnie dlatego nie można nazwać inteligentami.
Oszustwa michnikowszczyzny
W rezultacie znaczna część opinii polskiej dała narzucić sobie kilka zuchwałych oszustw. Po pierwsze - że musimy "pojednać się" z "narodem ukraińskim". Jest to zuchwałe oszustwo, ponieważ Naród Polski wcale nie potrzebuje żadnego "pojednania" z narodem ukraińskim, bo nie żywi do niego wrogości i od niego wrogości nie doznaje. Ewentualne pojednanie mogłoby nastąpić z banderowcami, ale ponieważ nie chcą oni ani wyrzec się swojej ideologii, w której ludobójstwo jest uznane za jedną z uprawnionych metod uprawiania polityki, ani też nie zamierzają dokonać rachunku sumienia za zbrodnie już dokonane, to żadnego "pojednania" z nimi być nie może. Tym bardziej że - po drugie - wbrew sugestii michnikowszczyzny - banderowcy nigdy nie stanowili ani teraz też nie stanowią większości ukraińskiego narodu, o czym świadczą choćby wyniki ostatnich wyborów. Nie można zatem stawiać znaku równości między narodem ukraińskim i banderowcami i na tej podstawie twierdzić, że dla pojednania Polacy powinni zacisnąć zęby i nie tylko cierpliwie znosić ekscesy "młodszych braci", a nawet im nadskakiwać. Wreszcie należy śmiało chwycić byka za rogi i popatrzeć na całą rzecz również od strony, że tak powiem, "etnicznej". Czy nie jest rzeczą dziwaczną, że w tej kwestii, podobnie zresztą jak w wielu innych, swoją opinię Narodowi Polskiemu usiłuje narzucić lobby żydowskie najwyraźniej wyświadczające dzisiaj "dobre usługi" lobby banderowskiemu, które jeszcze nie odważa się występować w Polsce z otwartą przyłbicą? Oczywiście mamy wolność słowa i w ramach tej wolności lobby żydowskie może, a nawet powinno prezentować swój punkt widzenia, ale nie powinno podnosić lamentów ani oskarżać o "antysemityzm" lub "ksenofobię" każdego, kto prezentuje odmienny punkt widzenia, a zwłaszcza - polski interes państwowy, z którym ani interes lobby żydowskiego, ani tym bardziej lobby banderowskiego wcale nie musi się pokrywać.
Dzieje pewnego pomnika
Widać to szczególnie na tle historii, a właściwie prehistorii pomnika ofiar ludobójstwa dokonanego przez OUN - UPA na ludności polskiej Kresów Wschodnich. Pomnika tego jeszcze nie ma, ale kiedy tylko w lutym br. ukonstytuował się komitet pragnący go zbudować, natychmiast podniosły się protesty, właśnie ze strony środowisk reprezentujących lobby żydowskie w Polsce, a skupionych wokół "Gazety Wyborczej". Autorzy tych stadnych, żeby nie powiedzieć - trybalistycznych protestów, bez najmniejszych ku temu podstaw przypisali ludziom tworzącym komitet intencję wzniecenia nienawiści między Narodem Polskim i ukraińskim, a także "wzbudzenia sensacji". Przede wszystkim zaś podnoszone były argumenty natury estetycznej - że projekt pomnika jest zbyt realistyczny i ukazuje ludobójstwo zbyt dosłownie. Projekt prof. Mariana Koniecznego przedstawiał bowiem trupy dzieci przywiązane drutem do pnia stylizowanego drzewa. Nietrudno się domyślić, skąd te nerwy maskowane poczuciem estetyki.
Oto mamy do czynienia z czynionymi na Ukrainie intensywnymi próbami budowania fałszywej legendy UPA jako narodowej armii ochotniczej, która po rycersku walczyła z wrogami ukraińskiej niepodległości. Tymczasem ani UPA nie była formacją ochotniczą, bo - jak przekonująco dowodzi w swoich opracowaniach Wiktor Poliszczuk - większość członków UPA pochodziła z "poboru" polegającego na przedstawianiu poborowemu propozycji nie do odrzucenia. Po drugie - UPA nie była formacją rycerską, o czym świadczy choćby zamordowanie Jana Rumla, który jako emisariusz wysłany przez polskie władze na pertraktacje mające na celu przerwanie masowych mordów cywilnej ludności polskiej został przez odział UPA rozerwany końmi. Wreszcie UPA nie tyle walczyła z wrogami ukraińskiej niepodległości, co przeprowadzała czystki etniczne wynikające ze zbrodniczej ideologii OUN. "Walczyła" z bezbronnymi kobietami i dziećmi - i właśnie dlatego te trupy dzieci tak rażą poczucie estetyki dawnych rezunów, ich ideowych spadkobierców i michnikowszczyzny, która z zagadkowych przyczyn występuje jako ich negotiorum gestor. Doszło do tego, że w archiwach wyszperano fotografię przywiązanych do drzewa trupów dzieci, które zostały zamordowane przez ich szaloną matkę - Cygankę, jeszcze w latach 20. Zatem żeby nie narazić się na zarzut fałszowania historycznej prawdy, komitet poprosił prof. Koniecznego o dokonanie korekty projektu poprzez dodanie sylwetki dorosłej kobiety - bo mordowane były też całe rodziny, przede wszystkim właśnie kobiety i dzieci. Okazało się, że niezależnie od pomysłu i tak nie spodoba się żaden pomnik. Tymczasem we Lwowie trwają przygotowania do wzniesienia olbrzymiego pomnika Stefana Bandery - pomysłodawcy dokonanego w 1943 roku ludobójstwa.
W tej sytuacji nie pozostaje nic innego, jak zwrócić się do opinii publicznej z zapytaniem, czy Polacy w Polsce już są obywatelami drugiej kategorii i czy polskie ofiary ludobójstwa dokonanego przez OUN - UPA mają pozostać zapomniane pod pozorem "pojednania" forsowanego przez michnikowszczyznę? Czy polskie dzieci, których tragedię pokazuje pomnik, są dziećmi gorszego Boga?
Stanisław Michalkiewicz
"Nasz Dziennik" 2007-07-21
Autor: wa