Dżentelmeni nie kłócą się o pieniądze...
Treść
Fiasko unijnego budżetu na najbliższe siedem lat nie wynika z kłótni o pieniądze, lecz z różnic co do wizji przyszłej wspólnej Europy. Inicjatywę w tej sprawie przejmą wkrótce z rąk Niemiec i Francji - Brytyjczycy.
- Nie pieniądze, lecz inne okoliczności zdecydowały o porażce szczytu Rady Europejskiej w Brukseli w sprawie unijnego budżetu na lata 2007-2013 - twierdzi Jarosław Pietras, szef Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej. Ujawniło się to czarno na białym w momencie odrzucenia propozycji premiera Marka Belki, który zaoferował - w imię kompromisu - rezygnację z części subsydiów dla Polski. Mimo szczodrobliwości szefa lewicowego rządu w Polsce, Wielka Brytania, Holandia, Szwecja, Finlandia i Hiszpania odrzuciły kompromisowy projekt 7-letniego budżetu, przygotowany przez prezydencję luksemburską. - Niektóre państwa przybyły na szczyt w Brukseli z zamiarem storpedowania kompromisu wokół nowej perspektywy finansowej - powiedział Pietras. Coraz bardziej realna jest perspektywa, iż Unia będzie w najbliższych latach działała w oparciu o prowizorium budżetowe, które Polsce przyznaje o połowę mniej środków na rozwój, niż wynikałoby to z propozycji budżetowych. Tymczasem, jak przyznał Pietras, Polska wpłaca do unijnej kasy więcej pieniędzy w proporcji do swego budżetu niż bogate kraje Unii. Propozycję zwołania kolejnego "nadzwyczajnego szczytu" jeszcze w tym miesiącu wysunęła na łamach niemieckiej prasy komisarz Danuta Huebner. - W przeciwnym wypadku grozi nam opóźnienie w planowaniu unijnych programów i wypłacie środków na pomoc regionalną - ostrzegła.
Jako remedium na kryzys w Unii rząd postrzega szybką ratyfikację przez Polskę unijnej konstytucji. - Forma nie jest istotna, może się to dokonać w drodze referendum lub też na ścieżce parlamentarnej - twierdzi Pietras. W jego ocenie - gest taki wzmocniłby pozycję Polski w Unii. Zdaniem opozycji, byłoby dokładnie odwrotnie - ratyfikacja eurokonstytucji odebrałaby Polsce silną pozycję wynikającą z traktatu nicejskiego. Szef UKIE przyznał jednak, że ewentualna ratyfikacja byłaby tylko symbolicznym gestem, ponieważ los eurokonstytucji jest niepewny i żadne jasne sygnały na ten temat nie zostały wysłane ze szczytu brukselskiego. Jedyną decyzją było przesunięcie terminu ratyfikacji na połowę 2007 r.
Komentatorzy prasy światowej wskazują, że spór między Wielką Brytanią a tandemem francusko-niemieckim, który do chwili klęski referendów we Francji i Holandii forsował własną politykę, sprowadza się do pytania: pogłębiona integracja czy tylko jednolity europejski rynek? Brytyjczycy tradycyjnie sprzeciwiają się budowie superpaństwa europejskiego z własnymi organami, walutą i konstytucją. Torpedując porozumienie budżetowe, dali sygnał, iż zamierzają zmienić kierunek rozwoju Unii.
Małgorzata Goss
Wiosna narodów
Klęska strategii lizbońskiej, fiasko unijnej konstytucji we Francji i Holandii, klęska siedmioletniego budżetu, pogłębiający się kryzys gospodarczy, niezadowolenie obywateli z eurolandu - to kolejne etapy erozji Unii Europejskiej. Wąskie z początku strużki zlały się w szeroką rzekę i Unia ruszyła nowym, narodowym torem siłą swych dwudziestu pięciu żagli. Ignorowane przez lewicowych utopistów narody Europy przemówiły, pokazując, że są podmiotem i gospodarzem na naszym kontynencie, a nie przedmiotem biurokratycznych projektów. Wobec takiego dictum bezradne gesty polityków, usiłujących zawrócić bieg historii, budzą raczej politowanie niż respekt. Szczególnie pomysł zgranej w naszym kraju postkomunistycznej ekipy, by rękami Polaków wyciągnąć ze śmietnika niedoszły unijny traktat konstytucyjny, odrzucony przez innych. Przyszłość Europy będzie się dopiero wykuwać, ale jedno widać wyraźnie - nie będzie to wymyślona w Maastricht Unia Europejska z własnym rządem i walutą. Resztę pokaże czas.
Małgorzata Goss
"Dziennik Polski" 2005-06-21
Autor: ab