Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Dyrektywy UE o niedyskryminacji

Treść

Niespełna półtora miesiąca pozostało nam na wprowadzenie do polskiego ustawodawstwa dwóch unijnych dyrektyw dotyczących zwalczania szeroko rozumianej dyskryminacji, w tym jednej dotyczącej rynku pracy.
I choć Polska już dwa lata temu zapewniała Unię Europejską, iż nasze obecne zapisy prawne są wystarczające, ta - nieufna - nie dała się przekonać. W konsekwencji polskich urzędników czeka żmudna praca, którą niekoniecznie uda się wykonać do końca 2006 roku. Tylko kto wtedy zapłaci za opóźnienia...

Obie dyrektywy pochodzą z 2000 roku. Pierwsza, z 29 czerwca, dotyczy realizacji zasady równego traktowania bez względu na rasę lub pochodzenie etniczne we wszystkich sferach życia społecznego, m.in. opieki społecznej, włącznie z zabezpieczeniem społecznym i opieką zdrowotną, edukacji i dostępu do dóbr i usług oferowanych publicznie, w tym do mieszkań. Druga, z 27 listopada, domaga się ustanowienia ogólnych ram w zakresie równego traktowania przy zatrudnieniu i wykonywaniu zawodu, zakazuje dyskryminacji z przyczyn religii, przekonań, wieku, niepełnosprawności oraz tzw. orientacji seksualnej.
W 2004 roku z ramienia ówczesnego pełnomocnika rządu ds. równego statusu kobiet i mężczyzn Polska próbowała przekonać Unię Europejską, że nie mamy potrzeby wprowadzania dodatkowych zapisów, ponieważ nie mamy też żadnych zapisów, które mogłyby sugerować dyskryminację. - Polska ma naprawdę dobrze skonstruowane prawo. Wręcz osoby, które mogłyby podlegać dyskryminacji, w sensie prawnym są dobrze zabezpieczone - powiedziała w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" wiceminister pracy i polityki społecznej Joanna Kluzik-Rostkowska, czuwająca obecnie nad wdrażaniem unijnych dyrektyw. - W Polsce mamy bardzo różne kłopoty, ale w przeciwieństwie do części krajów "starej Unii", m.in. Francji czy Niemiec, nie mamy wielkich kłopotów na przykład z dyskryminacją na tle etnicznym czy rasowym - dodaje. Tłumaczy jednak, że "ponieważ Unia nam nie uwierzyła, nie poddała się naszej argumentacji, my jako jej członek musimy się podporządkować".
Zdaniem Kluzik-Rostkowskiej, wprowadzenie dyrektyw... nie zmieni naszego życia. - Będzie tylko zadośćuczynieniem żądań Unii - tłumaczy wiceminister. - Wprowadzając dyrektywy w życie, zabezpieczymy się wobec sytuacji, które mogą mieć miejsce w przyszłości. W parlamencie mamy obecnie bardzo dużo spraw, bardzo dużo ustaw, które muszą być załatwione już teraz, gdyż mają bardzo realny wpływ na nasze życie. Równocześnie jako członek UE mamy jednak wprowadzić ustawę, która będzie być może znacznie bardziej potrzebna w przyszłości, niż jest w tej chwili - mówi.
Na jakim etapie są w tej chwili prace? 4 listopada br. Polska przedstawiła strukturom unijnym harmonogram prac nad nowelizacją polskich zapisów odnośnie do zwalczania dyskryminacji.
- Poinformowaliśmy, że jesteśmy w trakcie przygotowywania horyzontalnej ustawy, która będzie zawierała cztery unijne dyrektywy, tj. oprócz wymienionych dwóch jeszcze inne wymagane przez Unię - powiedziała nam minister Kluzik-Rostkowska. - Z naszej strony nie ma żadnej złej woli. Mamy nadzieję, że przekonaliśmy Unię, iż pracujemy nad wprowadzeniem wymaganych zapisów prawnych - dodała.
Pytanie tylko, czy ustawa będzie gotowa do końca roku... Jak się bowiem dowiedzieliśmy, dodatkowe uwagi do niej zgłosiło Ministerstwo Sprawiedliwości. I teraz oprócz napisania ustawy horyzontalnej odpowiedzialny za nią resort pracy musi przejrzeć "wiele innych ustaw". - Być może będziemy więc mieli do czynienia z taką sytuacją, że będziemy musieli wprowadzić poprawki w iluś innych ustawach - tłumaczy Kluzik-Rostkowska. Ministerstwo pracy wierzy, że Unia zrozumie polską argumentację... Tymczasem Unia grozi nam palcem, że jeśli nie zdążymy, czekają nas kary, nawet finansowe.
Aneta Jezierska

"Nasz Dziennik" 2006-11-16

Autor: wa