Dyrektywa pod dyktando Niemiec
Treść
Wszystko wskazuje na to, że zostaną przeforsowane zapisy mogące wyeliminować konkurencję polskich firm usługowych z krajów starej Unii Europejskiej. Tuż przed dzisiejszym głosowaniem w Parlamencie Europejskim nad regulującą m.in. tę kwestię dyrektywą w sprawie liberalizacji rynku usług dwie największe frakcje - chadecy i socjaliści - pod naciskiem Niemiec doprowadziły do zmian w dyrektywie, nie licząc się ze zdaniem innych. Polscy posłowie głośno wyrażali oburzenie "kompromisem zawartym za ich plecami".
Do ostatnich rozmów na temat dyrektywy usługowej doszło we wtorek wieczorem między przywódcami obu największych frakcji - socjalistów i chadeków. Uzgodnili oni, że zasada kraju pochodzenia nie będzie zapisana w dyrektywie. Przewidywała ona świadczenie usług na terenie wszystkich krajów UE na zasadach obowiązujących w kraju, z którego pochodzi dany przedsiębiorca.
Biorący udział w rozmowach politycy, m.in. brytyjski poseł Malcolm Harbour, który z ramienia chadeków prowadzi prace nad dyrektywą, zapewniają mimo to, że spełni ona swój cel, czyli zniesie bariery w ponadgranicznym świadczeniu usług w UE. Tłumaczą, że usunięty zapis o zasadach prowadzenia działalności zastąpiono ogólną gwarancją swobody świadczenia usług.
Jednak decyzję w tej sprawie będą podejmować w zasadzie konkretne kraje członkowskie. Będą one bowiem mogły ograniczyć ogólną gwarancję swobody wykonywania usług ze względu na bezpieczeństwo i porządek publiczny, bezpieczeństwo socjalne, ochronę zdrowia czy środowiska.
Oburzenia taką decyzją nie kryli nawet członkowie ponadnarodowej frakcji chadeków w PE z Czech, Węgier i Polski. - To rząd w Berlinie zaproponował kompromis i przekonał do niego Francję - żalił się nawet poseł Bronisław Geremek.
BM, PAP
"Nasz Dziennik" 2006-02-16
Autor: ab