Dyktatorów zastąpią islamiści?
Treść
Arabska wiosna ludów w Północnej Afryce prowadzi nieuchronnie do gwałtownej islamizacji tej części świata - głoszą zgodnie eksperci z różnych stron globu. O tej tendencji świadczą choćby wyniki wyborów do konstytuanty w Tunezji, gdzie wygrało proislamistyczne ugrupowanie Hizb an-Nahda (Partia Odrodzenia). Tak wynika z pierwszych nieoficjalnych danych opublikowanych przez tunezyjskie media. Niezależna Komisja Wyborcza informowała, że ostateczne wyniki zostaną podane dopiero dziś wieczorem, ale najważniejsze partie dysponują danymi od swoich przedstawicieli w komisjach wyborczych w poszczególnych okręgach. Według tych prognoz, islamiści uzyskali ok. 40 proc. głosów. Były to pierwsze demokratyczne wybory w tym kraju dziewięć miesięcy po przewrocie i ucieczce z kraju prezydenta Ben Alego. Zdaniem ekspertów, tak dobry rezultat partii muzułmańskiej świadczy przede wszystkim o tym, że proces islamizacji północnych regionów Afryki jest już bardzo zaawansowany. Komentatorzy prognozują, że podobne wyniki mogą powtórzyć się również w innych krajach, które przeszły "arabską wiosnę ludów" i będą chciały zorganizować demokratyczne wybory.
Taki proces nie będzie jednak ułatwiał stosunków z krajami wyzwolonymi spod dyktatury. Świadczy o tym np. zamieszanie wywołane wokół śmierci dyktatora Libii Muammara Kaddafiego. Pomimo że wiele europejskich państw wezwało nowe władze w Trypolisie do przeprowadzenia międzynarodowego śledztwa w sprawie śmierci Kaddafiego, Narodowa Rada Libijska odrzuciła te wezwania. Członek NRL Mohamed Szamam stwierdził, że tego typu apele to jedynie "międzynarodowe prowokacje", którym jego kraj nie zamierza ulegać. Według oficjalnej wersji, Kaddafi zginął podczas strzelaniny w Syrcie. Istnieją jednak nagrania wideo pokazujące, że został pojmany, a następnie był bity przez powstańców. O wszczęcie śledztwa w sprawie ewentualnego samosądu dokonanego przez powstańców na byłym dyktatorze apelują m.in. USA czy Włochy. W odpowiedzi Szamam zarzuca premierowi Włoch Silvio Berlusconiemu, że wielokrotnie gościł w namiocie Kaddafiego i podawał mu rękę, a dziś bierze w obronę tego "zabójcę i przestępcę". Dodał, że przez 42 lata żadne państwo nie wyznaczyło choćby jednej komisji, która zbadałaby zbrodnie, jakich dopuszczał się Kaddafii.
Oficjalne potwierdzenie śmierci Kaddafiego dodało animuszu antyprezydenckim grupom w Syrii. W miniony weekend wielotysięczne tłumy Syryjczyków wyległy na ulice miast. "Kaddafi jest skończony, teraz twoja kolej, Baszar!" - krzyczeli demonstranci. Z przedstawicielami opozycji spotkał się m.in. amerykański ambasador w tym kraju Robert Ford. Decyzja ta rozłościła na tyle przedstawicieli władz, iż w prasie pojawiły się liczne artykuły podżegające do nienawiści wobec dyplomaty. Najprawdopodobniej właśnie takie zachowanie mediów zadecydowało o wezwaniu Forda do Waszyngtonu. Przedstawiciele Białego Domu poinformowali, że ambasador został wezwany do kraju "tymczasowo" i nie oznacza to, iż zostanie oficjalnie odwołany z Damaszku.
Łukasz Sianożęcki
Nasz Dziennik Wtorek, 25 października 2011, Nr 249 (4180)
Autor: au