Dwór Wybickich znów tętni życiem
Treść
Z Waldemarem Rekściem, członkiem zarządu gdańskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zabytkami, rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler Podupadający dwór w Sikorzynie na Kaszubach, będący gniazdem rodzinnym Wybickich, został właśnie przywrócony do dawnej świetności. To wielka zasługa gdańskiego konserwatora zabytków Leszka Zakrzewskiego, który jako jego nowy właściciel poświęcił dziesięć lat na jego odrestaurowanie. Co sądzi Pan o takich inicjatywach? - To, co zrobił pan Zakrzewski, zasługuje na najwyższe uznanie i szacunek, ale - o czym już "Nasz Dziennik" pisał - podobnych przedsięwzięć zmierzających do ratowania lub odtwarzania cennych narodowych pamiątek mamy w Polsce coraz więcej, co jest kapitalnym przejawem narodowego instynktu samozachowawczego. Dość wspomnieć słynny zamek w Tykocinie odbudowany od fundamentów przez pana Jacka Nazarkę czy zameczek Korzkiew, tak pięknie odbudowany wraz z całym otoczeniem przez Jerzego Donimirskiego. Mnożą się inicjatywy prywatne i zbiorowe, jak słynna Fundacja "Zamek Chudów" nieocenionego dr. Andrzeja Sośnierza, która w kilkanaście lat więcej dobrego uczyniła dla śląskich zabytków niż państwowe służby konserwatorskie, między innymi w ostatniej chwili ratując bezcenną średniowieczną wieżę rycerską w Siedlęcinie z unikatowymi gotyckimi freskami o świeckiej tematyce. Mnożą się też inicjatywy samorządowe. I tak władze Olkusza rewitalizują ruiny zamku Rabsztyn, a gmina pucka chce od fundamentów odtworzyć zamek w Pucku. Jest więc realna szansa na częściowe odtworzenie polskiego historycznego krajobrazu oraz uratowanie tego wszystkiego z polskiej substancji zabytkowej, co jeszcze jest możliwe do uratowania. Wyczyn pana Zakrzewskiego jest o tyle szczególny, że uratował w ostatniej chwili przed unicestwieniem bezcenną pamiątkę narodową, nie będąc bogatym biznesmenem, tylko wieloletnim, wielce zasłużonym konserwatorem bazyliki Mariackiej w Gdańsku, a obecnie oliwskiej katedry. Tylko ktoś, kto będąc zwyczajnym, zjadaczem chleba, sam rewitalizował jakąś ruderę, ma świadomość wręcz tytanicznego wysiłku pana Zakrzewskiego, który wiele rzeczy zrobił dosłownie własnoręcznie, tworząc jedno z najpiękniejszych miejsc w Polsce. Przypomnijmy, że po wojnie dwór był w prywatnych rękach, potem utworzono w nim świetlicę i sklep wiejski oraz szkołę, aż w końcu popadł w ruinę, a przylegający do niego park stawał się coraz bardziej dziki. Jak to jest w naszym kraju, że z jednej strony czcią otaczamy pieśń Wybickiego, która stała się naszym hymnem państwowym, a z drugiej pozwalamy, by pamiątki po tej rodzinie ulegały zniszczeniu? - Sprawa dworu w Sikorzynie jest kolejnym, dobitnym przykładem pokazującym całą nieudolność Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego z jego terenowymi agendami w obecnym kształcie. Nieuchronnie nasuwa się pytanie o dalszy sens utrzymywania tego ministerstwa. Dwór w Sikorzynie przed dziesięciu laty był już tak zdewastowany, że według opinii ekspertów z Politechniki Gdańskiej nadawał się tylko do rozbiórki. I znowu trzeba zadać pytanie: gdzie był konserwator wojewódzki i jak mógł dopuścić do czegoś takiego? Niefortunna ustawa o ochronie zabytków z roku 2002 otworzyła świat konserwatorów dla ludzi niezbyt kompetentnych, urbanistów i archeologów. Jak to pokazała ubiegłoroczna konferencja w Działdowie, środowisko konserwatorów jest wyraźnie rozbite, nie ma liderów klasy prof. Zachwatowicza i nie potrafi się odnaleźć w obecnej rzeczywistości. Stąd mnożące się, wzajemnie sprzeczne ze sobą decyzje, często wręcz uniemożliwiające podjęcie konkretnych kroków przez prywatnych inwestorów, lub skandaliczna bierność wobec postępującego zniszczenia wielu cennych zabytków. W obecnej sytuacji niesłychanie wzrosła ranga czynnika społecznego i jest to jedyna właściwie szansa na ratunek dla większości zabytków. Na naszych oczach, przy całkowitej obojętności lokalnego konserwatora, wręcz się rozsypują ruiny cennego zamku Tenczyn pod Krakowem i tylko akcja miejscowych społeczników daje szansę na jego uratowanie. Podobnie jest z najstarszym kościołem szachulcowym w Polsce w Gnojewie pod Malborkiem, któremu grozi całkowite unicestwienie. Trzeba jak najszybciej zmienić wspomnianą ustawę i całkowicie zreorganizować państwowe służby konserwatorskie. Zamiast jednoosobowego podejmowania decyzji przez konserwatora powinny być utworzone rady konserwatorskie z udziałem czynnika społecznego jako organ decyzyjny, bo - jak uczy przykład restytucji Zamku warszawskiego - tylko kolegialność decyzji minimalizuje możliwość popełnienia błędu i chroni przed przesadnym doktrynerstwem. Oczywiście także i ogranicza możliwość dokonywania nadużyć. Przez pewien czas zainteresowane dworem w Sikorzynie było Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie, które planowało utworzyć tu sale konferencyjno-wykładowe i pokoje gościnne. Czyżby zabrakło pieniędzy na ten pomysł? - Sikorzyno było jednym z ośrodków ruchu oporu podczas ostatniej wojny, a w pobliskim Gołubiu zginął twórca i pierwszy dowódca Tajnej Organizacji Wojskowej "Gryf Pomorski" por. Józef Dambek. I swego czasu z grupą kombatantów "Gryfa" próbowaliśmy namówić zrzeszenie, aby w dworze zorganizować muzeum "Gryfa Pomorskiego". Niestety, pomysł ten zrzeszenie zdecydowanie odrzuciło, co też jest dosyć wymowne. Dwór ulegał za to dalszej dewastacji, m.in. zabrano z niego ocalałe resztki dawnego wyposażenia, w tym zabytkowe piece kaflowe. Być może zrzeszenie nie miało pieniędzy na zagospodarowanie dworu, ale możliwe, że chodziło o coś innego. Zapewne fakt, że nowy właściciel dworu, a także jego żona są konserwatorami zabytków, pomógł w przywróceniu pięknego wizerunku dworu i parku? - Dwór wraz z otoczeniem stanowi dziś unikatowe, wręcz niezwykłe miejsce, pełne niebywałego uroku. Aby coś takiego stworzyć, potrzebne jest nie tylko profesjonalne konserwatorskie wykształcenie, ale i szczególne predyspozycje. Trzeba po prostu czuć i rozumieć, czym był polski dwór i kochać tę tradycję. Pan Zakrzewski w bezpośrednim kontakcie jest ujmująco skromny i nie używa górnolotnych słów, ale bezspornie wykonał kawał dobrej, patriotycznej roboty. Dlatego jako gdańskie TOnZ chcemy formalnie wystąpić do władz z wnioskiem o wysokie odznaczenie państwowe dla pana Zakrzewskiego i jego żony. Mocno wątpię, aby pomyślał o tym ktoś z kręgu decydentów, a Polska powinna podziękować za to, że odzyskała tak cenną pamiątkę historyczną. "Od samego początku moim zamiarem było przywrócić dworek wraz z otoczeniem kulturze i społeczeństwu. Nie ma to być, i nie jest, rezydencja prywatna. Chciałem pokazać dom, który kiedyś tętnił życiem rodzinnym" - powiedział Leszek Zakrzewski. Czy spotkał się już Pan z podobnym podejściem do zabytkowego obiektu? - W przytłaczającej większości wypadków prywatni inwestorzy ratują lub odtwarzają zabytkowe obiekty z myślą o ich udostępnieniu społeczeństwu w tej lub innej formie, zwykle łącząc funkcje muzealne z hotelowymi, aby obiekt sam zarobił na własne utrzymanie. Sikorzyno jest o tyle wyjątkowe, że nie ma w nim klimatu martwego muzeum, tylko jest to żywy obiekt, w którym czas się cofa o sto kilkadziesiąt lat i gość ma nieodparte wrażenie, że jest w autentycznym XIX-wiecznym dworze, którego właściciele wyszli na spacer po przepięknym parku. Tam pomyślano o wszystkim z najdrobniejszymi detalami, które dają temu miejscu znamię autentyzmu i jest tam - przykładowo - normalny używany warzywnik, jak to kiedyś było przy każdym dworze, a także odtworzony jedyny w Polsce labirynt z żywopłotów - wprost wymarzone miejsce na romantyczne spotkania. Właściciele dworu organizują w nim wystawy malarskie i koncerty muzyki dawnej. Czyż nie jest piękne, że ten dwór znów zaczyna tętnić życiem kulturalnym? - Dwór nie tylko tętni życiem, ale i jak typowy polski dwór promienieje tym życiem na okolice. Dość popatrzeć na gospodarstwa w jego otoczeniu, wręcz wzorowo zadbane i utrzymane. Od roku 2005 w każdą ostatnią sobotę maja odbywa się w Sikorzynie finał masowego rajdu dla dzieci i młodzieży "Majówka z generałem Wybickim", symbolicznie łącząc ten dwór z dworem w pobliskim Będominie, miejscu urodzin twórcy naszego hymnu. Dwór pełni więc także bardzo ważną funkcję dydaktyczno-patriotyczną. Czy wnętrza dworu przypominają te z czasów Wybickich? - Jak najbardziej. Główny korpus to typowy polski dwór z XVIII czy XIX wieku z charakterystycznym kolumnowym portykiem, bodaj jedyny taki zachowany dwór w całej Polsce Północnej. Prawdziwym cudem uratowano lub odzyskano wiele oryginalnych elementów wyposażenia, jak parkiety czy piece kaflowe. Jest nawet odzyskany zabytkowy kufer. Pozostałe wyposażenie zgromadził pan Zakrzewski drogą poszukiwań i zakupów w antykwariatach, z wyjątkowym gustem i wyczuciem tworząc spójną całość żywego dworu, a nie martwej muzealnej kolekcji. Jak wygląda sytuacja innych dworów i zespołów pałacowo-parkowych w Polsce, które nie doczekały się renowacji czy restauracji. Czy Towarzystwo Opieki nad Zabytkami w jakiś sposób otacza je ochroną? - Towarzystwo Opieki nad Zabytkami niewiele samo może zrobić, gdyż nie dysponuje takimi materialnymi możliwościami, jakie miał poprzednik, a więc Towarzystwo Opieki nad Zabytkami Przeszłości. Ale TOnZ może skutecznie wymuszać na lokalnych władzach czy terenowych konserwatorach zajęcie się konkretnymi obiektami. Wszystko zależy od energii i inwencji lokalnych działaczy. I tak to właśnie głównie działacze gdańskiego TOnZ uratowali zamek w Ciechanowie przed zamierzoną zabudową szkłem i betonem. Jak wiele takich zabytkowych obiektów przepadło już nieuchronnie, a ile z nich da się jeszcze uratować i odnowić? - Spośród blisko dziesięciu tysięcy wiejskich dworów i pałaców w Polsce zachowało się lub jeszcze się nadaje do rewaloryzacji zaledwie około siedmiuset. Jest to miarą wielkości barbarzyńskiego unicestwienia zabytkowej substancji w Polsce w okresie powojennym, którego rozmiar znacznie przekroczył straty wojenne. Obszernie to udokumentował raport opracowany przez generalnego konserwatora zabytków w roku 1981, a od tego czasu dalsze obiekty poszły w ruinę lub zostały całkowicie unicestwione. Dlatego skandalem jest tragiczny fakt, że nadal wiele zabytkowych obiektów podlega dalszej dewastacji. I dlatego potrzeba zmiany ustawy, o której wspomniałem, i całkowitej reformy Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego jest pilną potrzebą. Przywrócenie dawnej świetności zniszczonym polskim rezydencjom pociąga za sobą wielkie nakłady finansowe. Czy państwo powinno sprzedawać taki zabytkowy obiekt, ważny dla polskiej historii, na cele czysto prywatne czy raczej przykład pana Zakrzewskiego może być niejako wzorcowym? - Poza wybranymi obiektami, takimi jak zamek w Krasiczynie, wiejskie rezydencje powinny iść w prywatne ręce. Tylko w nielicznych wypadkach będą one służyły wyłącznie właścicielowi. W większości wypadków będą one służyły całemu społeczeństwu, gdyż tylko przystosowanie ich do celów komercyjnych, a więc hotelowo-konferencyjno-gastronomicznych, zapewni środki na ich kosztowne utrzymanie. Aby przyciągnąć jak najwięcej gości, właściciele we własnym interesie muszą zadbać o atrakcyjność tych obiektów, tworząc ciekawe zbiory muzealne oraz organizując widowiska historyczne czy imprezy kulturalne. Zameczek Korzkiew to nie tylko sam zamek, ale i cały zespół ze skansenem i amfiteatrem dla różnych imprez kulturalnych. Zamek w Tykocinie, chociaż jeszcze nie jest ukończony, już teraz jest miejscem bardzo atrakcyjnych widowisk historycznych i właściciel chce, aby w przyszłości zamek służył nie tylko celom hotelowo-konferencyjnym, ale był żywym ośrodkiem kulturalnym dla Podlasia i całej Polski. A niezależnie od intencji właścicieli, czym więcej wiejskich rezydencji trafi w prywatne ręce, tym tańszy będzie do nich dostęp, co wymuszą naturalne mechanizmy wolnego rynku. Dziękuję Panu za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-08-02
Autor: wa