Dusimy się z powodu braku ciszy...
Treść
Cisza jest czymś zastanym lub faktycznym, w co wchodzimy. Ona jest. Hałas wymaga energii i wysiłku, kiedy go braknie, będzie cisza. Od naszej strony cisza jest brakiem dźwięków, ruchu czy jakiejkolwiek zmienności. Zazwyczaj mówimy o ciszy zewnętrznej. Jednak nawet będąc w ciszy zewnętrznej, sami możemy być w chaosie, rozgardiaszu i tym samym możemy być pozbawieni ciszy. Jeżeli w nią wchodzimy, jest dla nas czymś kojącym, leczącym. Jest to szczególnie ważne obecnie, kiedy żyjemy w ogromnym pędzie, chaosie, w natłoku informacji, w napięciach itd. Cisza daje wówczas uspokojenie, wprowadza ład, leczy, pomaga w odnalezieniu siebie.
Wydaje się jednak, że w życiu duchowym powinniśmy mówić raczej o milczeniu niż o samej ciszy. Istnieje bowiem zasadnicze zagadnienie ciszy wewnętrznej. Ona jest prawdziwym naszym problemem. Ludzie żyjący w rozgardiaszu najczęściej tego zagadnienia nie dostrzegają. Trzeba chcieć się wyciszyć, trzeba chcieć w ciszy stanąć przed Bogiem i sobą samym, aby zobaczyć, że pomimo ciszy zewnętrznej, ciszy wewnątrz nie mamy, że osiągnięcie jej jest bardzo trudne. Taką ciszę możemy osiągnąć, jedynie podejmując milczenie będące przeciwieństwem rozgadania.
To jednak nie jest proste, bo nieustannie przez naszą głowę przepływa strumień myśli, uczuć, wyobrażeń, wspomnień, pragnień, tęsknot, lęków itd., które nas wciągają w wewnętrzną gadaninę. Mnisi starożytni mówili o logismoi, czyli o myślach, które do nas przychodzą. Zasadnicza walka duchowa toczy się właśnie z tymi myślami. Klasycznym tekstem, który to przedstawia, jest kuszenie Pana Jezusa na pustyni (zob. Mt 4,1−11 i Łk 4,1−13). W nim Pan Jezus odpowiada na przychodzące myśli-pokusy. Szatan kusił Pana Jezusa, cytując słowa Pisma Świętego, a Pan Jezus odpowiadał mu, cytując także Pismo Święte.
Zasadnicza walka duchowa rozgrywa się w konfrontacji z przychodzącymi do nas myślami, uczuciami, wyobrażeniami, pragnieniami, lękami itd. Ewagriusz z Pontu, mnich z IV wieku, sporo uwagi poświęcił temu zagadnieniu i doszedł na tej podstawie do bardzo konkretnych wniosków. Mówił, że myśli, które na nas przychodzą, bywają dobre lub złe w zależności od źródła ich pochodzenia. Niemniej, kiedy mówił o logismoi, zasadniczo myślał o myślach złych, czyli o myślach namiętnych, które właściwie utożsamiał z ich źródłem: złymi duchami. Doszedł do tego, że wszystkie myśli namiętne można sprowadzić do zasadniczych ośmiu. Na ten temat pisałem obszerniej w książce pt. Osiem duchów zła.
To są już pewne szczegóły, o których warto wiedzieć, jednak najważniejszy problem dzisiaj polega na tym, że właściwie nie zauważa się, że myśli na nas przychodzą, że mają swoje źródło poza nami i dopóki ich nie przyjmiemy, nie są nasze. Bez zrozumienia tej prawdy trudno mówić o duchowej walce. W kontekście tych przychodzących na nas myśli itd. dopiero odsłania się sens i znaczenie ciszy i milczenia w życiu duchowym. Okazuje się bowiem, że jesteśmy nieustannie na polu walki duchowej. Myśli na nas przychodzące, choćby nie były złe ze swojej natury, nie były grzeszne, wprowadzają w nas chaos, brak wewnętrznej ciszy, w której prawdziwie możemy spotkać się z Bogiem i ze sobą samymi. Ks. Józef Tischner wyraził prawdę o przychodzących na nas myślach słowami; „Ktoś mi myśli”. Dzieje się tak niezależnie od tego, czy tego chcemy, czy nie. Myśli, a także uczucia, wyobrażenia, pragnienia itd., wciskają się do naszej głowy i naszego serca. Dopiero kiedy pragniemy ciszy i milczenia, uświadamiamy sobie cały problem braku ciszy w sobie. Odkrywamy, co się w nas dzieje, odsłania się prawda o nieustannym wewnętrznym kalejdoskopie, który przetacza się przez naszą głowę, nie pozwalając nam w spokojnej refleksji odnaleźć własną tożsamość. Dusimy się z powodu braku ciszy.
Kiedy zastanowimy się nad ciszą i milczeniem, uwzględniając tę prawdę odnoszącą się do naszego wewnętrznego życia, to okazuje się, że są bardzo różne rodzaje milczenia. Nie każda cisza i milczenie są dobre. Jest tak zwana „cisza przed burzą”, która jedynie zapowiada nawałnicę. Nie jest to nic dobrego. Są także tak zwane „ciche dni” w małżeństwie, ale także między przyjaciółmi czy w jakiejś wspólnocie. Ciche dni niczego dobrego nie dokonują ani nie wróżą. Istnieje także milczenie pana Dulskiego, który mówi: „A dajcie mi święty spokój!”. Cisza „świętego spokoju” nie jest niczym budującym czy rozwijającym, ale jest ucieczką od prawdy i odpowiedzialności. Czasami milczymy i pozostajemy w ciszy, gdyż nie mamy możliwości wypowiedzenia się, ze względu na lęk przed przełożonym czy jakimś audytorium. Istnieje też niezdolność mówienia z powodu kalectwa lub nieznajomości języka albo niewiedzy, co sprawia, że czujemy się zakompleksieni. To także nie jest niczym dobrym. Jest także milczenie pogardy i osądu, patrzenia z góry, które buduje w człowieku wyniosłość i pychę, co powoduje duchową degradację: Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony (Mt 23,12).
Jeżeli zastanowimy się nad ciszą, którą chcemy osiągnąć w nas, to wpierw musimy wiedzieć, jakie milczenie do niej prowadzi, czyli jakie milczenie jest dobre. Wydaje się, że można to ująć następująco: Dobre jest milczenie, które jest skupieniem się w słuchaniu. Wszelka gadanina zarówno zewnętrzna, jak i wewnętrzna jest najczęściej zagłuszaniem siebie, ucieczką od ciszy, która mogłaby przemówić do nas i odsłonić przed nami coś, czego się boimy. Myślę, że właśnie dlatego dla mnichów tak wielkie znaczenie ma milczenie. W takiej perspektywie o milczeniu pisał także św. Benedykt w rozdziale 6. Reguły. Na pierwszy rzut oka dziwne wydaje się, że zamiast o milczeniu, mówi o mowie i to z dużą rezerwą nawet do mówienia o dobrych rzeczach:
Postępujmy tak, jak mówi Prorok: Rzekłem: Będę pilnował dróg moich, abym nie zgrzeszył językiem; wędzidło nałożyłem na usta, oniemiałem w pokorze i powstrzymałem się nawet od [słów] dobrych (Ps 38,2–3 Wlg). W ten sposób chce nam Prorok wskazać, że jeśli powinniśmy się niekiedy powstrzymywać od mówienia rzeczy dobrych ze względu na milczenie, tym bardziej musimy unikać mówienia złych rzeczy z obawy przed karą za grzechy.
Dlatego też ze względu na ważność milczenia, nawet na rozmowy dobre, święte i budujące należy rzadko pozwalać uczniom dojrzałym, bo jest napisane: Nie unikniesz grzechu w gadulstwie (Prz 10,19) i gdzie indziej: Życie i śmierć jest w mocy języka (Prz 18,21). Wypada bowiem, by nauczyciel mówił i uczył, uczeń zaś powinien milczeć i słuchać (RegBen 6,1–6).
Widać, że św. Benedykt cały nacisk kładzie na to, żeby nie gadać i to nawet gdyby nasza mowa miała charakter pozytywny, budujący. Wynika to stąd, że prawdę możemy poznać przez słuchanie, a nie przez mówienie. Milczenie zasadniczo musi oznaczać wsłuchiwanie się w głos prawdy. Czego zatem należy słuchać? O tym św. Benedykt mówi na samym początku Reguły: „Słuchaj, synu, nauk mistrza i nakłoń [ku nim] ucho swego serca” (RegBen Prol 1). Święty Augustyn, kiedy się zastanawiał nad tym, jak człowiek, który żyje jedynie co najwyżej kilkadziesiąt lat, jest w stanie poznać prawdę absolutną, odwieczną np. taką jak prawda dotycząca praw matematycznych, które są przecież uniwersalne, zawsze obowiązują niezależnie od wieku, od tego, kto rządzi itd., doszedł do wniosku, że w naszym wnętrzu jest Nauczyciel, który nam podpowiada, co jest prawdą, a co nią nie jest, a także co jest dobre, a co złe. Tym wewnętrznym Nauczycielem według św. Augustyna jest odwieczny Logos, który w nas mieszka. Możemy także mówić o sumieniu lub jak Syrach, mędrzec Starego Testamentu, o oku, które Bóg umieścił w naszym sercu, abyśmy umieli rozpoznać Jego dzieła (zob. Syr 17,8).
Ten wewnętrzny nauczyciel czy sumienie ma inny sposób mówienia niż rozgardiasz i gadanina na świecie, czy wpychające się do naszej głowy myśli, wyobrażenia, pragnienia itd. Przede wszystkim w rozgardiaszu najczęściej szukamy argumentów, racji za tym, żeby osiągnąć pewność, zabezpieczenie, usprawiedliwienie dla swoich wyborów i ewentualnie obronić się przed zarzutami. Jednym słowem, żeby mieć usprawiedliwienie dla swoich wyborów, które mamy podjąć lub już podjęliśmy. Ta wewnętrzna gadanina dzieje się wobec tłumów, stąd potrzeba głośnych argumentów i usprawiedliwień w logice uznawanej przez ten tłum. Przy czym sam tłum i jego oczekiwania są widziane przez pryzmat naszej subiektywnej wyobraźni. Natomiast postawa słuchania nie szuka argumentów, racji usprawiedliwiających, lecz jest skoncentrowana na tym, co jest prawdą i dobrem. Podpowiada nam to delikatny głos wewnętrznego Nauczyciela. Ks. Józef Tischner powiedział trafnie o sumieniu, że ono nie gada, ale milczy, jednak z milczenia sumienia rośnie dobra wiara albo wina człowieka. Przy czym milcząc, sumienie mówi o wiele więcej niż jakakolwiek gadanina.
I trzeba się uchwycić tego milczenia w skupieniu, aby usłyszeć milczący głos sumienia, czyli milczący głos samego Boga. To wymaga wewnętrznego wysiłku, gdyż kalejdoskop przychodzących na nas ciągle logismoi, nieustannie się kręci w nas. Logismoi na nas przychodzą, czyli nie są na wstępie nasze. Stają się nasze, kiedy je przyjmujemy. Kiedy się pojawiają, to są podobne do pokusy, która przychodzi do nas, ale sama nie jest grzechem, dopóki jej nie ulegniemy.
Samo milczenie zewnętrzne nie jest tożsame z wysiłkiem wewnętrznego skupienia się w słuchaniu. Bywa często tak, że ktoś milczy zewnętrznie, a wewnętrznie jest rozgadany. W takim rozgadaniu właściwie zawsze chodzi o realizację swoich pragnień oraz o obronę siebie. Dlatego dosyć łatwo można rozpoznać taką postawę, gdy człowiek zaczyna mówić. Bardzo często będzie mówił o sobie i swoich sprawach, pragnąc wykazać, jakie to ważne i wspaniałe, a jednocześnie taki człowiek krytykuje innych, łatwo ich osądza i potępia. Kiedy natomiast usłyszy krytyczną uwagę odnoszącą się do niego, zaraz się broni, uraża, odbiera takie słowa jako atak na siebie samego. To odsłania istniejące w nim wewnętrzne rozgadanie skoncentrowanie na obronie siebie i na szemraniu.
Św. Benedykt bardzo mocno przestrzega przed szemraniem. Prawie nic nie mówi o innych grzechach języka takich, jak: złorzeczenie, bluźnierstwa, kłamstwo, wulgaryzm…, a koncentruje się w zasadzie na szemraniu, które oznacza krytykę, niezadowolenie, narzekanie, insynuacje itd., często przeżywane tylko wewnętrznie. Taka postawa jest właściwie otwieraniem serca na podszepty Złego, który, jak czytamy w Piśmie Świętym, jest „oskarżycielem braci” (zob. Ap 12,10). Szemrząc, przyjmujemy takie oskarżenia i insynuacje, ulegając tym samym Złemu. W szemraniu trudno uniknąć insynuacji. Dzisiaj w Polsce taka właśnie postawa jest największym problemem w wymiarze społecznym.
Dlaczego szemranie jest tak powszechne. Składa się na to przede wszystkim potrzeba uzyskania dobrej oceny siebie samego. Kiedy krytykujemy innych lub narzekamy, że nie otrzymaliśmy tego, co nam się należało, ewentualną winę za niepowodzenia i zło w naszym życiu możemy złożyć na innych. To inni są winni tego, że nam się nie udaje.
Jest to ucieczką od prawdy o sobie i zagłuszaniem własnych problemów. Podobną rolę odgrywają plotki, gdyż o wiele łatwiej zajmować się sprawami innych i narzekać na nich, niż skonfrontować się z prawdą o sobie samym. Szemrząc, odcinamy się od prawdy wewnętrznej, a tym samym od jedynej szansy na dojście do pełni siebie. Szemranie i plotkowanie to mechanizm zagłuszania ciszy wewnętrznej, w której moglibyśmy usłyszeć prawdę.
Przeciwieństwem człowieka szemrzącego jest człowiek słuchający. Salomon, będąc jeszcze bardzo młody, został królem po śmierci swego ojca Dawida. Wtedy zwrócił się do Boga z prośbą:
Racz więc dać Twemu słudze serce pełne rozsądku do sądzenia Twego ludu i rozróżniania dobra od zła, bo któż zdoła sądzić ten lud Twój tak liczny? (1 Krl 3,9).
„Serce pełne rozsądku” to dosłownie „serce słuchające” (po hebrajsku leb szama). To tylko skupiając się w słuchaniu, jesteśmy w stanie usłyszeć głos prawdy. Tylko taka postawa umożliwia nam dojście do pełni życia. Wszelka wewnętrzna gadanina, nawet „dobra” stanowi zagłuszanie ciszy, w której rozbrzmiewa milczący głos Boga. Postawa słuchania wyraża się także wówczas, gdy mówimy. Święty Benedykt pisze, jak mnisi powinni zabierać głos podczas wspólnej rady:
Bracia zaś powinni wyrażać swe zdanie z wielką pokorą i uległością. A niech się nie ośmielają bronić zuchwale tego, co im samym wyda się słuszne (RegBen 3,4).
Mówienie musi wyrastać ze słuchania, a nie szukania własnych racji czy forsowania swojego. W rozdziale o pokorze św. Benedykt mówi:
Jedenasty stopień pokory: jeżeli mnich, gdy nawet otworzy usta mówi powoli i bez śmiechu, pokornie i z powagą, niewiele, ale w sposób przemyślany i nie nazbyt krzykliwie, 61 bo jest napisane: Mądry daje się poznać w kilku słowach (RegBen 7,60n).
Nie chodzi w tym przypadku o narzuconą sobie z zewnątrz dyscyplinę, ale postawę, która rodzi się z wewnętrznego wsłuchania się w głos Boży. Podobnie nie chodzi o temperament flegmatyka, ale o wewnętrzną spójność wypowiadanego słowa z odkrywaną prawdą w świadomości, że ta prawda nie jest nasza, ale pochodzi od wewnętrznego Nauczyciela i jest uniwersalna. W rozmowie warto dzielić się tą usłyszaną wewnętrznie prawdą. Ta prawda nie dotyczy czczych rzeczy, ale zawsze odnosi się do życia i jego prawdziwej wartości. W naszym życiu naprawdę nie ma niczego ważniejszego i dlatego nie warto uczestniczyć w pustej gadaninie, która tworzy jedynie rozgardiasz i zagłusza prawdę serca.
Fragment książki Droga w zawierzeniu. O autorze: Włodzimierz Zatorski OSB (ur. 1953) benedyktyn, fizyk, teolog, filozof. Ukończył studia z fizyki teoretycznej na Uniwersytecie Jagiellońskim (1980 r.) Od 1980 w Opactwie Benedyktynów w Tyńcu, (śluby wieczyste złożył w 1984 r.). Założycieli wieloletni dyrektor Wydawnictwa Benedyktynów „Tyniec”. Od 2005 do 2009 przeor w Tyńcu, 2010-2013 mistrz nowicjatu. Od 2015 szafarz (ekonom) klasztoru. Od 2002 roku prefekt (opiekun) oblatów świeckich przy Opactwie w Tyńcu. Autor ponad 40 tytułów książkowych w tym 3 tytuły z zakresu duchowości lidera: Podstawy duchowości lidera (2011), Duchowość lidera. Wybrane zagadnienia (2014), Duchowe dylematy lidera (2017).
Źródło: ps-po.pl, 15 kwietnia 2019
Autor: mj
Tagi: Dusimy się ciszy