Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Duchowy paraliż

Treść

Co było cięższe? Bezwładne ciało człowieka, desperacko spuszczanego przez otwór w dachu, czy jego winy? Od którego ciężaru Jezus najpierw uwalnia? Jaki jest związek pomiędzy grzechem a chorobą? Baczny słuchacz w opisie uzdrowienia dostrzeże w pierwszym odruchu pewną nieścisłość: w niezwykle spektakularny sposób chory zostaje przedstawiony Chrystusowi jako przybyły po uzdrowienie ciała. On zaś jakby tego nie dostrzegł. Zaczął mówić o odpuszczeniu grzechów.

Priorytetem staje się nie fizyczna ułomność, ale choroba duszy. W pierwszej kolejności odpuszcza grzech, dopiero potem leczy ciało - kolejność ma tu fundamentalne znaczenie. Cud uzdrowienia staje się pieczęcią wiarygodności i znakiem mesjańskiego rodowodu Jezusa. Nie bez znaczenia jest też rodzaj choroby: paraliż. Kontekst całej sytuacji wskazuje, że nie chodzi tu tylko o cielesną przypadłość, ale też o duchowy stan człowieka.
Znamienne jest to, że dziś zatraciliśmy zdolność patrzenia na choroby toczące ludzkie ciało i duszę jako na jedność. Nie chodzi o uproszczenia, w myśl których cierpienie czy śmierć są prostą konsekwencją grzechu i wedle tej zasady można wytłumaczyć np. pobyt w szpitalu, śmierć dziecka czy kataklizm. Opinia w rodzaju: "To kara Boża", jest zwykle krzywdząca i nieuprawniona. Kim jest człowiek, by sądzić? Z drugiej strony jednak nie można zupełnie uniezależnić od siebie obu rzeczywistości. Stan ducha, jego bogactwo (bądź ubóstwo) ma ogromny wpływ na konkretne ludzkie wybory. Sytuacja tolerancji dla grzechu w sobie i w strukturach społecznych zwykle prowadzi do wypaczeń i degeneracji. Cywilizacja śmierci zajmuje miejsce cywilizacji miłości. Człowiek, który podnosi rękę na drugiego człowieka, najpierw musi zabić w sobie sumienie. Grzech ma to do siebie, że prowadzi do kolejnego upadku. Celem ostatecznym działania złego ducha jest odebranie człowiekowi nadziei - doprowadzenie do takiej sytuacji, w której przestanie on wierzyć, iż jest Ktoś, kto może go uratować. Analogicznie: zasady rządzące społecznością (wpisane w konstytucję, dekrety) pozbawione tej perspektywy, zamykające jej członków w kręgu tylko własnych spraw, najpierw powodują porażenie zdolności wyrażania siebie, tworzenia relacji z innymi, potem unicestwienie.
Paraliż, z jakiego uzdrawia Jezus, stanowi swoisty paradygmat leczenia wnętrza człowieka, przywracania go do stanu bycia na obraz i podobieństwo Boga. Ukierunkowuje on go ponownie ku życiu! Dokładnie to samo, co tyczy się wspomnianej w dzisiejszej Ewangelii sytuacji, można powiedzieć o uzdrowieniach, o których była mowa w Liturgii Słowa kilku poprzednich niedziel. Człowiek chory (trędowaty, niewidomy, sparaliżowany itp.) jest wyrzucony poza nawias społeczności, nie jest w stanie wejść w "tempo" jej życia, sprostać wymogom stawianym przez świat. Grzesznik wyłącza się z niej sam przez to, że zostaje zaburzony mechanizm budowania jedności z innymi. Wpada w wewnętrzne odrętwienie - duchowy paraliż. Na zewnątrz wszystko może wyglądać normalnie. Można z maską na twarzy chodzić bardzo długo, przy okazji niszcząc wszystkich wokół, którzy ośmielają się zwrócić uwagę, że coś "zgrzyta". Niemoc jednak będzie się pogłębiała, nie pomoże psychoterapeuta, leki antydepresyjne okażą się w końcu za słabe. Zacznie się gubić sens.
Chrystus, dotykając tego, co w nas obumarłe, skażone śmiercią, sprawia, że rodzimy się na nowo. Jest to centralna prawda naszego życia. Trzeba tylko umieć się przyznać do swojej bezradności, niemocy i chcieć stanąć przed Nim w postawie gotowości do przyjęcia w pełni Jego woli.
ks. Paweł Siedlanowski
"Nasz Dziennik" 2009-02-21

Autor: wa