Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Duchowe dorastanie

Treść

Cichym adwentowym bohaterem jest św. Józef. Ani jednego słowa przezeń wypowiedzianego nie zanotowali ewangeliści. Może już nie żył, kiedy poznali Jezusa z Nazaretu? W pewnym momencie znika z ich horyzontu zainteresowań. Nie wiadomo. My za to wiemy, że jest on kimś, komu warto się bliżej przyjrzeć, za kim warto pójść. Choć czasy się zmieniły, jego mądrość ani przez chwilę się nie zdezaktualizowała.

Motywem, który spina cały Adwent, jest wewnętrzne napięcie idące po linii ciemność - światło. "Naród kroczący w ciemności ujrzał światłość wielką" - usłyszymy niedługo. Gdy nad stajnią betlejemską zajaśniała jasność, zwiastując światu narodziny Jezusa, jasno się zrobiło także w duszy Józefa. Ale nie zawsze tak było. Był człowiekiem prawym, bogobojnym, chciał służyć Jahwe. Miał życiowe plany, marzenia, oczekiwania. Tymczasem od Boga otrzymuje nakaz, aby poślubić młodziutką Miriam. Gdy się już to dokonuje, po złożeniu przysięgi, która zobowiązywała do wierności, okazuje się, że jego młodziutka żona jest w ciąży! Józef wie, że to nie jest jego dziecko! Kocha swoją żonę, ale też zna zasady: za zdradę - śmierć! Bardzo okrutna, przez ukamienowanie. Nie rozumie, cierpi bardzo. Chce ją oddalić od siebie, żeby uratować jej życie - mniejsza o własną dumę. Wkracza Bóg. "Nie bój się Józefie. Z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło". Zapala się światło, ale nie na długo. Trzeba iść do Betlejem, a tam nie ma miejsca dla nich - za biedni są! Miriam rodzi Dziecię w stajni - w stajennym zapachu i towarzystwie zwierząt. Jakiż to dyshonor dla męża! Porażka. I kolejna ciemność... A później kolejne nocne przesłanie anioła i ucieczka do Egiptu, lęk o najbliższych, tułaczka. Ciemności, ciemności...
Czasem w życiu człowieka zapadają ciemności, choć dalej kroczy on Bożymi ścieżkami - z pomocą spieszą nam mistycy, określając je "ciemną nocą wiary". Wydaje się wtedy, że niebo to utopia, że modlitwy odbijają się suchym echem od ściany, a Bóg uparcie milczy, kiedy świat zdaje się rozpadać w drobne kawałki. Po co to wszystko? Dlaczego tak są doświadczane umiłowane dzieci Boga? Święty Jan od Krzyża pisze, iż w duchowej drodze człowieka wierzącego pojawiają się okresy oschłości, zniechęcenia, wewnętrznego oporu, poczucie duchowej pustki i opuszczenia przez Boga. Ale to nie jest tragedia - to swoiste katharsis, oczyszczenie. To momenty kluczowe dla duchowego dorastania. Ze świata infantylnych wyobrażeń religijnych, sztywnego trzymania się zewnętrznych oznak pobożności, dokonuje się przejście do stanu duchowej dojrzałości. Oczyszczeniu ulegają motywacje, weryfikują się intencje, na światło dzienne zostają wydobyte wstydliwie dotąd ukrywane rany, widoczne stają się białe plamy trądu grzechu. Dopiero wtedy Bóg może zacząć uzdrawiać. Pozorny koniec drogi, wydająca się nie do przebycia ciemność, stają się wspólnym początkiem nowego szlaku.
Szkoła św. Józefa to szkoła ufności. W nim też musiało się wypalić poczucie pewności, jaką dawało bogobojne, poprawne życie. Musiał zrozumieć, że tylko poddając się całkowicie Bogu, będzie w stanie udźwignąć rzeczy, których po ludzku w żaden sposób nie będzie mógł pojąć. Kiedy w nas za dużo nas - naszych wyobrażeń i pomysłów na zbawienie - bywa, że przychodzi zwątpienie, poszukiwanie sensu. Bóg zdaje się wtedy być nieobecny. Ale On jest. Czuwa. Prowadzi - aż do momentu, gdy potrafimy bardziej zaufać, mocniej pokochać, "uwierzyć nadziei wbrew nadziei". Wtedy zaczynamy rozumieć.
Marcin Jasiński
"Nasz Dziennik" 2007-12-22

Autor: wa