Dublerzy bez przekonania
Treść
Jeśli Franciszek Smuda chciał podczas towarzyskiego meczu z Łotwą przekonać się ostatecznie do słuszności swoich kadrowych decyzji, to ta sztuka mu się udała. Dublerzy, którym dał w Klagenfurcie szansę, nie pokazali bowiem niczego, co zmusiłoby selekcjonera do weryfikacji wcześniejszych pomysłów. Tylko jakoś trudno odczuwać z tego powodu satysfakcję.
Pierwszy testowy mecz przed mistrzostwami Europy Polacy wygrali 1:0. To dobrze, wynik można zapisać po stronie plusów, maleńkich, ale zawsze. Tyle że tak naprawdę nie rezultat był w tym spotkaniu najistotniejszy. Ważniejszy był przegląd stanu posiadania, rezerwowych, sprawdzenie pewnych taktycznych wariantów. I patrząc z tej perspektywy, już tak optymistycznie nie było. Biało-Czerwoni zagrali bowiem źle, nieciekawie, popełniali sporo niewymuszonych błędów. Zbyt łatwo tracili piłkę, na zbyt wiele pozwalali rywalom. Po raz kolejny fatalnie wykonywali stałe fragmenty gry. Tak jak rok temu nie stwarzali po nich zagrożenia, tak i teraz w tym elemencie trudno było dostrzec poprawę. Podsumowując zatem, nie było widać różnicy między obiema ekipami, ba, to Łotysze długimi fragmentami przeważali i stwarzali sobie sytuacje. Że ich nie wykorzystali, jest zasługą Łukasza Fabiańskiego. Występ rezerwowego bramkarza Arsenalu Londyn był małym zaskoczeniem, bo wydawało się, że Smuda postawi na Przemysława Tytonia. Dał jednak szansę Fabiańskiemu i ten pokazał, że rok siedzenia na ławce "Kanonierów" nie wpłynął na niego specjalnie źle. Bronił pewnie, z wyczuciem i refleksem. Błysnął już w trzeciej minucie, gdy kapitalnie odbił strzał Artjoma Rudniewa. Inna sprawa, że koledzy z obrony dbali o to, by nie brakowało mu pracy. Popełniali błędy, szczególnie para środkowych defensorów Marcin Wasilewski i Tomasz Jodłowiec. Niczym nie wykazał się Sebastian Boenisch, ciągnięty przez Smudę do kadry niemal na siłę. Selekcjoner chce za wszelką cenę udowodnić, że po ciężkiej kontuzji i długiej przerwie jest już gotowy podołać wyzwaniom, ale piłkarz Werderu Brema na każdym kroku pokazuje, że jest inaczej. We wtorek brakowało mu dynamiki, w ogóle nie włączał się do akcji ofensywnych, co w dzisiejszym futbolu jest obowiązkiem bocznego obrońcy.
Niczego nie pokazały także dwa kolejne odkrycia Smudy, Eugen Polanski i Adam Matuszczyk. O ile jeszcze ten pierwszy radził sobie jako tako, choć o rewelacji być mowy nie mogło, o tyle trudno zrozumieć fascynację trenera Matuszczykiem. Na tle Łotyszy nie dość, że nie błyszczał, to jeszcze popełniał proste błędy (choćby w przyjęciu piłki), które niosły ze sobą spore zagrożenie. Selekcjonera nie przekonał także Paweł Brożek. Po byłym królu strzelców naszej ekstraklasy widać było przerwę w grze. Przez rok wystąpił w ledwie kilku spotkaniach, brakowało mu wyczucia. Pewnie, to dobry zawodnik, ma swoje zalety, potrafi utrzymać się przy piłce, rozegrać ją, podać koledze, ale czy w obecnej formie zasługuje na miejsce w kadrze? Wątpliwe. Smuda w niedzielę skreśli trzech zawodników, spośród tych, którzy przygotowują się dziś w Lienz. - Do soboty nikt na ten temat nie usłyszy ode mnie słowa - zarzeka się selekcjoner. Brożkowi będzie jednak trudno przekonać go do siebie. We wtorek wypadł blado, a jego zmiennik Artur Sobiech strzelił jedynego gola. Inna sprawa, że i wcześniej, i później napastnik Hannoveru był niewidoczny. Krótko mówiąc, zagrożeni są Brożek, Boenisch, Matuszczyk, może Jodłowiec, Michał Kucharczyk i Marcin Kamiński. A kto przeciw Łotyszom pokazał się z dobrej strony? Wspomniany Fabiański, jedyny, do którego nie można mieć żadnych zastrzeżeń. Starał się Kamil Grosicki, szybki, błyskotliwy, niekiedy przypominający jeszcze jeźdźca bez głowy, niekiedy chaotyczny, ale wprowadzający zamęt w szeregach przeciwnika. Kilka ładnych zagrań miał debiutant Rafał Wolski, kilka Rafał Murawski. Ten ostatni, obok Wasilewskiego, jest obecnie najbliżej składu, który rozpocznie Euro. Grosicki zbliżył się, ale chyba wciąż przegrywa rywalizację z Maciejem Rybusem. Sam Smuda sparing ocenił raczej pozytywnie. - Wszyscy mieli w nogach ciężkie treningi, wszyscy dali z siebie tyle, ile mogli. Były pewne mankamenty taktyczne, wolałbym na przykład, gdyby zawodnicy mniej kombinowali, tylko grali nieco prościej. Przytrafiło im się też zbyt dużo prostych strat - powiedział. Obrońców usprawiedliwiał nowym ustawieniem, jako "poprawny" ocenił występ Boenischa, do którego ma najwyraźniej słabość. Błędy usprawiedliwiał zmęczeniem, podkreślając zarazem, że w Lienz podopiecznym nie pofolguje. Przez cały czas ma zamiar serwować im zajęcia na siłowni, świeżość będą łapać dopiero po zgrupowaniu w Austrii. Przygotowanie fizyczne jest oczkiem w głowie Smudy doskonale pamiętającego, że w tym akurat elemencie Polacy przegrywali rywalizację podczas Euro 2008. - Teraz musimy ciężko pracować, mistrzostwa to turniej, na który trzeba mieć mnóstwo sił - przyznał. W niedzielę Smuda poda skład 23-osobowej kadry na Euro. Dzień wcześniej Biało-Czerwoni zmierzą się w towarzyskim meczu ze Słowacją, w którym trener wystawi potencjalnie najsilniejszy skład. Dla niektórych zawodników ten sparing może być ostatnią szansą na przekonanie selekcjonera, choć wydaje się, że tak naprawdę już wie, kogo za kilka dni pożegna.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik Czwartek, 24 maja 2012, Nr 120 (4355)
Autor: au