Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Drugiej rewolucji nie będzie

Treść

Minimalne zwycięstwo prorosyjskiego Wiktora Janukowycza w niedzielnych wyborach prezydenckich na Ukrainie może być przyczyną wnikliwych badań kart do głosowania ze strony sztabu wyborczego Julii Tymoszenko. Mało prawdopodobne jest jednak, by powtórzyła się sytuacja z 2004 roku, gdy także wygrał Janukowycz, ale wyniki wyborów ze względu na liczne fałszerstwa zostały podważone i na skutek protestów społecznych głosowanie powtórzono.
Mimo że obserwatorzy wyborów na Ukrainie nie odnotowali naruszeń prawa, które mogłyby wpłynąć na wyniki niedzielnego głosowania, niewielka wygrana Wiktora Janukowycza spowodowała, że sztab Julii Tymoszenko skrupulatnie zbada przebieg wyborów. Jak poinformowała Centralna Komisja Wyborcza, w drugiej turze wyborów Janukowycz pokonał Julię Tymoszenko, uzyskując poparcie 48,4 proc. głosujących. Na obecną premier oddało głos 45,99 proc. wyborców. Frekwencja wyborcza wyniosła blisko 70 procent.
Premier Tymoszenko, nazywana "gazową księżniczką" (z powodu jej wcześniejszejszych wpływów w sektorze energetycznym, gdzie zarobiła wielką fortunę w nie do końca uczciwy sposób), miała ambitny plan włączenia Ukrainy do Unii Europejskiej w ciągu pięciu lat. - Jesteśmy zdolni do wzrostu na poziomie europejskich standardów demokracji, praw człowieka, jakości życia i kultury politycznej - mówiła Tymoszenko przed wyborami. Podczas kampanii w całym kraju zawisły jej plakaty, z których nawoływała: "Ukraina wygra! Ukraina to znaczy Ty!". Julia Tymoszenko obiecywała walczyć o sprawiedliwość i porządek, a także zobowiązała się zniszczyć korupcyjne związki pomiędzy władzą i oligarchami. Jej receptą było uporządkowanie polityki, co miało zaowocować porządkiem w kraju. Wśród obietnic, których już nie będzie mogła spełnić, znalazło się zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego oraz systemu ubezpieczenia zdrowotnego dostępnego dla wszystkich obywateli. Tymoszenko opowiadała się za usankcjonowaniem języka ukraińskiego w edukacji, biznesie i sądach, co uczyniło ją niepopularną wśród obywateli na wschodzie i południu kraju, którzy posługują się w urzędach i życiu codziennym językiem rosyjskim. We wrześniu ub.r. Julia Tymoszenko wydała dyrektywę nakazującą nauczycielom mówić w szkołach tylko w języku ukraińskim, nawet podczas przerw, co 4 lutego zostało uznane za niezgodne z konstytucją.
Z kolei jej rywal Wiktor Janukowycz obiecał, że gdy wygra wybory, wprowadzi oficjalnie język rosyjski jako urzędowy na tych terytoriach, gdzie jest używany przez większość obywateli. Charakteryzując rywalkę, Janukowycz powiedział: "Jesteśmy z różnych światów, różnych galaktyk, różnych wymiarów". Mimo takich deklaracji programy kandydatów nie różniły się zbyt mocno. Podobnie jak Tymoszenko Janukowycz jest zwolennikiem integracji z Unią Europejską, ale pragnie również bliskich stosunków z Rosją. - Europa nie daje nam perspektyw i my to rozumiemy - powiedział w wywiadzie dla hiszpańskiej gazety "El Pais". - Dlatego powinniśmy pracować w celu zmodernizowania kraju poprzez wprowadzenie europejskich kryteriów socjalnych, ekonomicznych i technicznych. Do "małżeństwa" z Unią Europejską może tylko dojść za zgodą dwóch stron. Nie chcemy zrywać zaręczyn, ale pragniemy wypełnić nasze zobowiązania co do solidnego partnerstwa z Europą, Rosją i Stanami Zjednoczonymi. Chcielibyśmy mieć pełne zaufanie, efektywne i obopólnie korzystne relacje ze wszystkimi - dodał.
Janukowycz nie jest zwolennikiem przyłączenia Ukrainy do NATO. Zaznaczył również, że rosyjska flota na Morzu Czarnym stacjonująca na Krymie w ramach porozumienia z 1997 r., które wygasa w 2017 r., może być tematem negocjacji. Lider prorosyjskiej Partii Regionów pokonał premier Julię Tymoszenko już drugi raz, bo zdobył też 10 procent głosów więcej w pierwszej turze wyborów 17 stycznia. Sprawującemu urząd prezydentowi Wiktorowi Juszczence z 6-procentowym poparciem nie udało się utrzymać stanowiska. Janukowycz zwyciężył również w wyborach w 2004 roku, jednak z powodu protestów ulicznych, zwanych "pomarańczową rewolucją", wygraną anulowano.
Jak skomentował portal informacyjny Russia Today, pięć lat po "pomarańczowej rewolucji" byli sojusznicy i przeciwnicy powrócili na ukraiński polityczny ring, wywołując podczas tegorocznych wyborów uczucie déj? vu. Zdaniem RT, Ukraińcy mają dość zamieszania politycznego obecnego przez ostatnie dwa lata i chcą stabilizacji i pewnej przyszłości. "Tradycyjnie, odkąd Ukraina stała się niepodległa w 1991 roku, wyborcy podzielili się według politycznych preferencji i tak jak poprzednio głosowanie zmieniło się w ostrą rywalizację nie tylko pomiędzy kandydatami, ale również pomiędzy prorosyjskim wschodem i grawitującym ku Europie zachodem".
Zdaniem Pawła Kowala, przewodniczącego delegacji Parlamentu Europejskiego obserwującej wybory prezydenckie na Ukrainie, wygrana Wiktora Janukowycza oznacza wiele elementów kontynuacji, szczególnie jeśli chodzi o politykę zbliżenia z Unią Europejską. - Oznacza też pewien element zmiany. Na pewno Janukowycz będzie kładł nacisk na polepszenie stosunków z Rosją. Będzie uprawiał politykę balansu pomiędzy Brukselą a Moskwą - powiedział europoseł. Tymczasem choć same wybory na Ukrainie udowodniły, że procedury demokratyczne funkcjonują sprawnie, problemem jest niejasne finansowanie partii politycznych i kampanii wyborczych. - Bardzo trudno rozeznać się, kto opłaca czyją kampanię wyborczą i w jakim zakresie. To powinno zostać zmienione - podkreślił Paweł Kowal. Zdaniem eurodeputowanego, różnica głosów oddanych na Janukowycza i Tymoszenko jest niewielka, dlatego premier nadal będzie obecna na scenie politycznej jako jeden z najbardziej wpływowych polityków. - Na pewno nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa w swojej karierze politycznej. Nie sądzę, by ryzykowała bezpodstawne organizowanie demonstracji. Myślę, że jej sztab dokładnie przyjrzy się wszystkim naruszeniom wyborczym i oceni, czy ewentualne nieprawidłowości mogły wpłynąć na wynik głosowania - powiedział Kowal.
Wojciech Kobryń
Nasz Dziennik 2010-02-09

Autor: jc