Druga po południu
Treść
Niebo jakby bardziej sine. I słońce słabsze – bo niżej. Zmęczyło się wielogodzinną wspinaczką na szczyt południa, teraz już opada – choć musi się do tego przyzwyczaić. I to właśnie ten moment: nie za wcześnie i nie za późno! Dzień już pomału daje się we znaki. Poobiednia ociężałość może się pomylić z obolałością po rozmaitych problemach, które już przyniósł ten dzień. Drobne, ale jednak bolesne. Rozsypują się po myślach i uczuciach jak piasek na świeżo wysprzątanej alei. Najgorsza jest jednak ta otępiałość zwyczajną regularnością i trwaniem. Na początku, tak do południa był jeszcze jakiś entuzjazm. Wszystko narastało. Teraz wszystko się oddala, więdnie – ale trwać trzeba. Może to i najbardziej jałowa godzina. Owszem wieczór ma swoje traumy. Także trudne, „niebieskie” chwile przed samym świtem, kiedy to ponoć najwięcej ludzi odbiera sobie życie. Ta druga po południu jest wszakże taka nijaka. Sterczy tak głupio po środku – i za wczesna i za późna. Jednocześnie – i nie za wczesna i nie za późna. Właśnie odszedł demon południowy, który potrafił bezwstydnie skusić nawet świętego króla Dawida. Demony nocy jeszcze smacznie śpią. Te wieczorne – właśnie są w drodze. Powinien być więc spokój. Że jednak natura nie lubi próżni, właśnie w tych chwilach pojawiają się rozmaite pomysły – niektóre bardziej zwariowane, inne mniej. Skoro nie jest ani za późno, ani za wcześnie – wkrada się beztroska. A skoro jest i za późno, i za wcześnie – wkrada się rezygnacja: co jest, się nie odstanie. Jakoś być musi. Paradoksalnie to taki rodzaj wyzwolenia. Przebite dno bezradności: machamy przez dziurawe nasze plany i zabezpieczenia… jeszcze nie wiemy czemu. Bo i wieczoru nie ma na horyzoncie – a ranek rozpłynął się w pamięci. Opadło też napięcie związane z osiąganiem południa. Staje się jakoś beztrosko:
Gomer może długo robić
Tak, jakby potem niczego nie było.
Śpiewa piosenki
z gitarą
i wsypuje konfetti
do butów Siostry Radaberty.
Co przychodzi,
przychodzi.
Kiedy dalej także niczego nie ma,
jak o godzinie drugiej
po południu,
a Siostra Margaret
tylko zrywa
Melisę –
przychodzi jednak i
Wdziera się wszędzie [Wiersz nosi tytuł Gdy nic nie jest jak godzina druga].
Godzina druga – bardziej może niż jej siostry wcześniejsze i późniejsze – zaczarowuje wszystko wokoło. Wszystko jest jak zwykle, ale jakby inne, oddalone, może nawet przełamane. Codzienne krzątanie dalej trwa – ale jakby tylko jakimś bezwładem, z przyzwyczajenia. Czynności nie mają tej świeżości i determinacji co rano – ani tej wagi co wieczór. Najchętniej się wymykają uwadze i zaangażowaniu, aby przysiąść na moment gdzieś z boku, zostawiając swoje powłoki czy fantomy na zewnątrz – i każąc udawać im działanie, samemu zaś zastygnąwszy w błogim bezruchu. W krajach, gdzie jest sjesta godzina druga cieszy się pełnią swoich praw. Jest najbardziej rozpuszczoną i leniwa spośród swych sióstr. I uchodzi jej to bezkarnie – owszem, znajduje sobie na to wiele argumentów. W krajach gdzie niema sjesty, błąka się na marginesie tego, co robimy, raz po raz próbując uszczknąć czy wręcz nadszarpnąć naszą uwagę.
Te spowolnione stany naszej świadomości, naszego umysłu i ciała – istnieją, czy chcemy tego czy nie. Mało tego – wraz z wiekiem się czują w naszym życiu i w naszej organizacji czasu coraz pewniej. Zagarniają coraz większy teren – czy chcemy tego, czy też nie.
Nic więc dziwnego, że łatwo przez to popaść w bierność, apatię – nie, niekoniecznie tę głęboką, patologiczną – po prostu jakoś tak łatwiej powierzyć się fali czasu i temu co niesie. Może mało to ambitne, gdyż – jak to mówią – zdrowe ryby płyną pod prąd – ale ile można z tym prądem walczyć? Nawet słońce oświetliwszy w pełni ziemią ucieka by się schować. Nie można cały czas trwać w napięciu – nawet jak tradycja mnichów mówi o nieustannej czujności. Godzina druga po południu podszeptuje – daj sobie chwile wytchnienia. Jak to zauważył jeden z Ojców Pustyni – zbyt napięta cięciwa łuku pęka. Po co więc tak kurczowo zgrywać bohatera? Druga po południu nawet nie musi szczególnie przekonywać: i sam św. Benedykt zdając sobie sprawę z jej mocy zaleca, niech bracia po sekście i po zjedzeniu posiłku położą się do łóżek by odpoczywać w całkowitym milczeniu. Gdyby ktoś chciał sobie coś poczytać niech tak czyta, by innym nie przeszkadzać. Nonę odprawią nieco wcześniej, w połowie godziny ósmej [czyli o naszej wpół do trzeciej] a następnie zajmą się znów niezbędnymi pracami aż do Nieszporów (RB 48, 5-6).
Nie ma więc co udawać maszyny. Benedyktyński umiar również uwzględnia potrzebę odpoczynku. A i tak Boża łaska działa, przyjście Pana się zbliża i działa – czy chcemy czy nie, czy czuwamy czy śpimy:
Gdy odpoczywali między zagrodami trzody
Skrzydła gołębicy srebrem się lśniły
A jej pióra zielonkawym odcieniem złota.
Gdy tam Wszechmocny królów rozpraszał,
śniegi opadły na górę Salmon! (Ps 68, 14-15)
Na szczęście Pan Bóg działa i bez naszego udziału! Także o godzinie drugiej po południu wydarzają się wielkie rzeczy, które potem mogą odmienić nasze życie. Nie musimy o nich od razu wiedzieć. Może nie dowiemy się nigdy – albo wtedy, gdy już czas przestanie płynąć, bo wciskające się nieuchronnie przyjście Pana ostatecznie zagarnie całą rzeczywistość odbierając jej całkowicie zmęczenie. A i teraz Jego zbawcze działanie wciska się – a raczej delikatnie wsącza – w nas także gdy odpoczywamy i śpimy: tym bardziej, im z większej miłości do Niego to czynimy. Św. Tereska o Dzieciątka Jezus mając skrupuły z racji na zasypianie podczas modlitwy czy medytacji w pewnej chwili uświadomiła sobie jednak, że rodzice z miłością patrzą także na śpiące dzieci – o ileż bardziej Pan Bóg: wszak tyle daje On i we śnie tym, których miłuje (Ps 127, 2e).
„Selfie z Regułą” to nowy cykl felietonów, których autorem jest Bernard Sawicki OSB, obecnie wykładowca w Papieskim Ateneum św. Anzelma w Rzymie i Koordynator Instytutu Monastycznego.
Źródło: ps-po.pl, 3 października 2018
Autor: mj
Tagi: Druga po południu