Dramatyczny wybór Grecji
Treść
Greccy deputowani rozpoczęli wczoraj po południu debatę, która zakończy się głosowaniem nad budzącym olbrzymie kontrowersje planem cięć wymaganych przez Unię Europejską, Europejski Bank Centralny i Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Od jego wyniku zależy, czy Ateny otrzymają kredyty. Premier Lucas Papademos nałożył na koalicyjnych deputowanych obowiązek głosowania za ustawą pod groźbą wykluczenia z parlamentu.
Nie tylko Grecy, ale także cała Unia Europejska z napięciem obserwowała wczoraj rozwój wydarzeń w Grecji, gdzie przy wtórze tysięcy niezadowolonych obywateli parlament zebrał się w celu przegłosowania nowego planu oszczędnościowego przyjętego przez rząd w piątek wieczorem.
Głosowanie nad pakietem poprzedziły dymisje sześciu ministrów i wiceministrów reprezentujących prawicę i socjalistów, sprzeciwiających się drakońskim cięciom narzuconym przez Unię. Projekt przewiduje m.in. obniżenie płacy minimalnej o 20 proc., zamrożenie pensji w sektorze publicznym oraz redukcję zatrudnienia o 150 tys. osób do 2015 roku. Greccy parlamentarzyści są między młotem a kowadłem. Odrzucenie ustawy będzie oznaczało, że Ateny nie dostaną kolejnej transzy pożyczki w ramach pakietu pomocowego, czego konsekwencją może być bankructwo Grecji i wykluczenie jej ze strefy euro. Dlatego też premier Lucas Papademos po piątkowej obietnicy, że "zrobi wszystko, co niezbędne", by zagwarantować przyjęcie programu, nałożył na deputowanych dwóch partii wchodzących w skład koalicji rządowej (socjaldemokratycznej PASOK i konserwatywnej Nowej Demokracji) obowiązek głosowania za ustawą, pod groźbą usunięcia z szeregów partii. A nawet z parlamentu. - Parlament Grecji stanął w obliczu historycznej odpowiedzialności, ponieważ musi zatwierdzić nowy program ekonomiczny, bez którego Grecję ogarnąłby chaos i nieuniknione wyjście ze strefy euro - powiedział cytowany przez PAP grecki premier w wieczornym, 20-minutowym wystąpieniu telewizyjnym. Papademos dodał, że ta "bolesna ofiara", jaką muszą ponieść Grecy, zaowocuje wsparciem finansowym i wydźwignięciem kraju z upadłości. - W przeciwnym razie Grecji grozi chaos gospodarczy i niekontrolowane protesty społeczne - dodał szef rządu.
Innego zdania są jednak sami obywatele. Po zwołanym na piątek 48-godzinnym strajku generalnym przeciwko programowi oszczędności w niedzielę doszło do gwałtownych protestów społecznych. Od rana przed budynkiem parlamentu w greckiej stolicy gromadziły się tysiące obywateli żądających odrzucenia programu cięć.
Jak informuje BBC, wczorajsze demonstracje były największymi od miesięcy. W samej tylko stolicy zebrało się około 80 tys. osób, podczas gdy kolejne 20 tys. protestowało w Salonikach. Próbująca rozpędzić tłumy policja użyła gazu łzawiącego i granatów ogłuszających. W odpowiedzi w stronę mundurowych poleciały kamienie i butelki z benzyną. W płomieniach stanęło też kilka zabytkowych budynków, w których mieszczą się m.in. kawiarnie i kino.
Jak poinformowała telewizja BBC, mimo nałożonego przez premiera nakazu, niektórzy posłowie z partii rządzącej zapowiedzieli głosowanie zgodnie z wolą obywateli, czyli przeciwko planowi oszczędności. Komentatorzy podkreślają jednak, że to akt symboliczny, bo koalicja rządząca (dysponująca 236 miejscami w 300-osobowym parlamencie) i tak będzie miała wystarczającą do przegłosowania ustawy większość.
Głosowanie nad projektem spodziewane jest w nocy z niedzieli na poniedziałek. Jeśli zostanie przyjęty, decyzja w sprawie kolejnych transzy kredytów dla Grecji w wysokości 130 mld euro zapadnie prawdopodobnie podczas wyznaczonego na środę spotkania państw eurogrupy. Do tego czasu rząd w Atenach musi też zapewnić polityków strefy euro, że w tym roku zaoszczędzi dodatkowo 300 mln euro.
Marta Ziarnik
Nasz Dziennik Poniedziałek, 13 lutego 2012, Nr 36 (4271)
Autor: au