Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Dramatyczny bieg Justyny Kowalczyk

Treść

Wczorajszych startów reprezentantów Polski oczekiwaliśmy z ogromnymi nadziejami. Liczyliśmy, że w biegu na 10 km techniką klasyczną o podium powalczy Justyna Kowalczyk, że kolejną niespodziankę sprawi któraś z naszych biatlonistek, a na trasach snowcrossowych z dobrej strony pokaże się Mateusz Ligocki. Niestety, jak to na 20. Zimowych Igrzyskach Olimpijskich już nieraz bywało, na nadziejach się skończyło. Kowalczyk w dramatycznych okolicznościach w ogóle nie dobiegła do mety, najlepsza z biatlonistek Magdalena Gwizdoń uplasowała się na 20. pozycji, a Ligocki zakończył zmagania na 1/8 finału. Dodajmy, że ostatnie, 15. miejsce w skeletonie zajęła Monika Wołowiec.

Dramat Kowalczyk
To miał być wielki bieg i wielki dzień Justyny Kowalczyk. Wszyscy mocno wierzyliśmy, że na swoim ulubionym dystansie nasza niezwykle utalentowana biegaczka włączy się do walki o czołową piątkę, być może nawet o medal. I Polka rozpoczęła dobrze. Na pierwszym pomiarze czasu (2,6 km) była ósma, ale z bardzo małą, niespełna
9-sekundową stratą do prowadzącej Kanadyjki Sary Renner. Do drugiej Norweżki Marit Bjoergen Kowalczyk traciła tylko 3 sekundy, do późniejszej triumfatorki, Estonki Kristiny Smigun - ledwie sekundę. Wydawało się wtedy, że będzie dobrze, że nasza reprezentantka może postarać się o niespodziankę. Z każdym pokonywanym metrem było jednak gorzej. Polka słabła, widać było, że mimo ogromnych chęci i wielkiej pracy nie jest w stanie dorównać najlepszym. Ba, nie jest w stanie biec swym rytmem, spokojnie i płynnie. Na kolejnym pomiarze czasu (6,2 km) zajmowała już trzynaste miejsce i miała coraz więcej problemów. Gdy do mety pozostało około dwóch kilometrów, zawodniczka nagle upadła. Później się okazało, że straciła przytomność. Tu rozpoczął się dramat. Minęło ponad pół godziny, nim znalazła się pod opieką lekarzy. Gdy już trafiła do szpitala polowego, zrobiono jej EKG, zmierzono ciśnienie i poziom cukru. Wyniki na szczęście było dobre, ale dziś trudno prognozować na temat kolejnych startów Polki w Turynie. Po wczorajszym była załamana...
A cieszyła się - już po raz drugi na igrzyskach - Kristina Smigun. Fantastycznie dysponowana Estonka w końcowej fazie biegu narzuciła ogromne tempo, któremu żadna rywalka nie była w stanie sprostać. Metę minęła ponad 21 sekund przed faworytką Marit Bjoergen. Trzecie miejsce zajęła inna Norweżka - Hilde G. Pedersen.

Nie było powtórki
Po wyśmienitym występie Krystyny Pałki w biegu na 15 km (na metę przybiegła jako szósta, ale po dyskwalifikacji Olgi Pylewej przesunęła się na piątą pozycję) liczyliśmy po cichu, że i wczoraj na dystansie o połowę krótszym któraś z naszych biatlonistek zdoła sprawić miłą niespodziankę. Tym razem jednak rewelacji nie było, choć trudno mieć do naszych pań jakieś pretensje. Pobiegły na miarę możliwości i uplasowały się na przyzwoitych miejscach. Wczoraj najlepiej z Polek spisała się doświadczona Magdalena Gwizdoń, która zajęła 20. miejsce. Pałka uplasowała się na 25. pozycji. Obie panie zaliczyły po jednej nieudanej próbie na strzelnicy. Na dalszych miejscach rywalizację zakończyły Magdalena Nykiel (56.) i Katarzyna Ponikwia (63.).
Wygrała - to niespodzianka - Florence Baverel-Robert. Francuzka nigdy wcześniej nie stała na najwyższym stopniu podium Pucharu Świata i nie była wymieniana w gronie faworytek. Wczoraj spisała się jednak znakomicie, a o jej sukcesie zadecydowało bezbłędne strzelanie. Rywalizacja na trasie olimpijskiego sprintu była niezwykle wyrównana, dość powiedzieć, że szósta na mecie inna Francuzka Sandrine Bailly straciła do triumfatorki zaledwie 11,6 s! Druga Szwedka Anna Carin Olofsson przybiegła 2,4 s za Baverel-Robert, a gdyby trzymała nerwy na wodzy i nie zaliczyła jednego pudła na strzelnicy - byłaby pierwsza. Brązowy medal wywalczyła Ukrainka Lilia Jefremowa (6,6 s straty, strzelała bezbłędnie).

Ligoccy - to koniec
Do Turynu p rzyjechał cały klan Ligockich i miał walczyć o wysokie miejsca na snowboardowych trasach. Największe nadzieje wiązaliśmy z Pauliną, która była jedną z kandydatek do medalu w halfpipe'ie. Jej jednak występ się nie udał, podium pozostało w sferze marzeń. Kiepsko wypadł i kuzyn Michał, wczoraj na starcie stanął kolejny kuzyn - Mateusz. Nie ukrywał, że liczy na dobre miejsce w snowcrossie, ale zawiódł. Podobnie jak Rafał Skarbek-Malczewski zdołał co prawda awansować do 1/8 finału, ale na tym sukcesy Polaków się skończyły. Szkoda zwłaszcza Skarbka-Malczewskiego, który był blisko awansu do ćwierćfinału, i gdyby nie głupi błąd - i w konsekwencji upadek - pewnie pozostałby w grze. A tak przeżył rozczarowanie, podobnie jak Ligocki. Mateusz pojechał źle, już kilkanaście metrów po starcie (rywalizowało ze sobą czterech zawodników, dwóch najlepszych kwalifikowało się dalej) spadł na ostatnie miejsce, potem co prawda rozpoczął ostrą pogoń, ale nie starczyło umiejętności. Szkoda.
Dodajmy, że złoty medal w snowcrossie (historyczny, bo ta dyscyplina debiutuje w programie igrzysk) zdobył Amerykanim Seth Wescott. Srebrny wywalczył Słowak Radoslav Zidek, a brązowy Francuz Paul-Henri de le Rue.

Wołowiec ostatnia, ale...
Wczoraj w skeletonie rywalizowała jedyna Polka - Monika Wołowiec. W dwóch ślizgach uzyskała najsłabsze wyniki, została sklasyfikowana na ostatnim, 15. miejscu. W jej przypadku najważniejsze było jednak to, że po prostu w igrzyskach uczestniczyła. Wołowiec jest bowiem pierwszą naszą olimpijką w skeletonie, która w dodatku do zawodów przygotowywała się sama, za własne pieniądze.
A na torze w Cesanie najszybsza była Szwajcarka Maya Pedersen - aktualna mistrzyni świata i zdecydowana faworytka. Drugie miejsce zajęła Brytyjka Shelley Rudman, a trzecia była Kanadyjka Mellisa Hollingsworth-Richards. Pedersen triumfowała w obu ślizgach i jako jedyna uzyskała łączny czas poniżej dwóch minut.
Piotr Skrobisz

żródło: "Nasz Dziennik" 2006-02-17

Autor: mj