Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Dramatyczna sytuacja w szpitalach na Dolnym Śląsku

Treść

Klinika Transplantacji Szpiku, Onkologii i Hematologii Dziecięcej Akademii Medycznej we Wrocławiu nie ma pieniędzy na leczenie dzieci. Jej szefowa, prof. dr hab. med. Alicja Chybicka, z prośbą o pomoc zwróciła się do minister Ewy Kopacz, prezesa NFZ Jacka Paszkiewicza, parlamentarzystów. A gdy nie otrzymała żadnej odpowiedzi, także do premiera i do prezydenta. Na próżno.
Dwadzieścia sześć dolnośląskich szpitali powiatowych już ograniczyło lub całkowicie wstrzymało przyjęcia. Kolejne placówki przymierzają się do tego drastycznego posunięcia. Dolnośląski Urząd Marszałkowski, chcąc - jak twierdzą jego przedstawiciele - poprawić sytuację finansową szczególnie zadłużonych szpitali, zamierza zlikwidować lub połączyć niektóre placówki we Wrocławiu. Zdecydowanie sprzeciwiają się temu pracownicy, NSZZ "Solidarność" oraz sami pacjenci. Przewodnicząca Regionalnego Sekretariatu Służby Zdrowia NSZZ "Solidarność" Dolny Śląsk Hanna Trochimczuk-Fidut określa sytuację jednoznacznie: dramat.
- Od dyrektora Samodzielnego Szpitala Publicznego nr 1, do którego należy nasza klinika, otrzymałam zakaz przeprowadzania operacji. Świadomie się temu sprzeciwiłam, bo uważam, że byłby to wprost wyrok na małych pacjentów - mówi szefowa Kliniki Transplantacji Szpiku, Onkologii i Hematologii Dziecięcej Akademii Medycznej we Wrocławiu prof. dr hab. med. Alicja Chybicka. Narodowy Fundusz Zdrowia nie chce klinice zapłacić za nadwykonania kwoty 2 mln 200 tys. złotych. Jest to tym bardziej zdumiewające, że zarówno minister zdrowia Ewa Kopacz, jak i prezes NFZ Jacek Paszkiewicz zobowiązali się, że limity dla onkologii dziecięcej oraz dla dorosłych nie będą obowiązywały. Miesięczny budżet tej placówki wynosi 2,5 mln zł, a zatem 2 mln 200 tys. zł nadwykonań oznacza ratowanie życia wszystkich dzieci, które są pod opieką kliniki (a jest ich ok. 2 tys.) przez miesiąc. Do końca br. klinice brakuje 5 mln złotych.
Przed placówką rysuje się również wizja braku lekarstw, bo nie będzie ich za co ich kupować. - Chorym dzieciom nie można nie podać leku, bo one nie mają czasu, żeby czekać, aż nasze pisma interwencyjne gdzieś trafią. One muszą dostawać leki do kroplówek - alarmuje szefowa wrocławskiej kliniki. Podobnego zdania są rodzice chorych dzieci. Zofia Nowak z Oławy z całą mocą podkreśla, że "te dzieci powinny być wyleczone, a bez pieniędzy nic z tego nie będzie", a Anna Wojtasik z Jeleniej Góry dodaje: "W tych chorobach nie ma możliwości czekania".
Z prośbą o pomoc w ratowaniu szpitala prof. Chybicka zwróciła się pisemnie do minister Ewy Kopacz, prezesa NFZ Jacka Paszkiewicza, parlamentarzystów. A gdy nie otrzymała żadnej odpowiedzi, także do premiera Donalda Tuska oraz prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Niestety, jak dotychczas nie spotkało się to z żadną reakcją.
Przyjęcia tylko wyjątkowo
Dyrektor szpitala powiatowego w Świdnicy Jacek Domejko podjął decyzję o wstrzymaniu przyjęć pacjentów, z wyjątkiem tych, których stan zdrowia zagraża życiu. - Nie podpisaliśmy na dwa ostatnie miesiące tego roku kontraktu z NFZ, ponieważ zaproponowano nam kwotę o 3 mln zł mniejszą w stosunku do poprzedniej dotacji. Podobna sytuacja panuje w Specjalistycznym Centrum Medycznym w Polanicy Zdroju, którego kontrakt miałby opiewać na kwotę mniejszą o 1 mln 800 tys. złotych. Z kolei szef Ośrodka Kardiologicznego IV Wojskowego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu, a zarazem prezes Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego płk prof. dr hab. med. Waldemar Banasiak akcentuje, że nie ma ograniczeń ze strony NFZ w zakresie finansowania leczenia pacjentów z bezpośrednim zagrożeniem życia, występują natomiast poważne problemy z płatnościami za tych chorych, którzy nie wymagają ostrych interwencji. Profesor Banasiak wskazuje również, że ok. 30 proc. pacjentów wcale nie musi od razu trafiać do specjalistycznych ośrodków, tylko do gabinetów kardiologicznych w jednostkach podstawowej opieki zdrowotnej. Warunkiem jest dobra diagnostyka. - Trzeba też podkreślić, że jest ona zdecydowanie tańsza - uważa prof. Banasiak.
Prezes Unii Uzdrowisk Polskich i szef Zespołu Uzdrowisk Kłodzkich Jerzy Szymańczyk jest pełen obaw, jeśli chodzi o refundowanie przez NFZ w przyszłym roku leczenia sanatoryjnego. - Docierają do mnie niepokojące informacje, że w 2010 roku środki na lecznictwo uzdrowiskowe będą mniejsze, mimo że NFZ w 2007 roku zobowiązał się do tego, iż będą one adekwatnie indeksowane w stosunku do wzrostu nakładów finansowych na inne obszary służby zdrowia - mówi. - Jeśli tak się rzeczywiście stanie, to będę zmuszony zamknąć część naszych obiektów znajdujących się w Polanicy, Dusznikach i w Kudowie oraz dokonać redukcji zatrudnienia - zapowiada zaniepokojony prezes Szymańczyk.
Rzecznik prasowy dolnośląskiego oddziału NFZ Joanna Mierzwińska twierdzi, że negocjacje ze szpitalami dotyczące wysokości kontraktu na dwa ostatnie miesiące br. są cały czas prowadzone. Dodaje, że jeśli chodzi o klinikę hematologii dziecięcej, to "gdybyśmy mieli takie pieniądze w planie finansowym, to byśmy natychmiast skierowali je na leczenie dzieci przebywających w tym szpitalu".
W miniony piątek po południu do Wrocławia dotarła wiadomość, że minister zdrowia Ewa Kopacz zdecydowała, iż szpitale w całym kraju dostaną na dwa ostatnie miesiące br. dodatkowo 516 mln zł z funduszu zapasowego Narodowego Funduszu Zdrowia. Z tej kwoty Dolny Śląsk ma otrzymać 75 mln złotych. Można mieć jednak wątpliwości, czy - a jeżeli tak, to na jak długo - ta suma rozwiąże problem. Dziś upływa termin, w którym dyrektor dolnośląskiego oddziału NFZ ma określić, na co chce wydać te pieniądze. Szef szpitala w Miliczu, a zarazem przewodniczący powołanego niedawno Dolnośląskiego Konsorcjum Szpitali Powiatowych Maciej Piorunek zachowuje w tej kwestii dużą ostrożność. - Diabeł tkwi w szczegółach. Będę spokojniejszy, jak dowiem się, czy Fundusz sprawiedliwie podzielił tę dotację - podkreśla dyrektor Piorunek.
¸ŕczenie uzdrowią
Dolnośląski Urząd Marszałkowski planuje tymczasem zlikwidować we Wrocławiu Szpital Kolejowy i włączyć go w struktury Szpitala im. T. Marciniaka oraz działający dotychczas w ramach Specjalistycznego Szpitala Rehabilitacyjno-Ortopedycznego Oddział Ortopedii przekazać w zarządzanie Wojewódzkiemu Szpitalowi Specjalistycznemu. Działaniom tym sprzeciwiają się zdecydowanie zarówno pracownicy, jak i pacjenci tych placówek. Członkowie NSZZ "Solidarność" obawiają się wręcz, że to skok na kasę.
Innego zdania jest Jerzy Łuźnia k, wicemarszałek województwa dolnośląskiego odpowiedzialny za służbę zdrowia. - To absolutnie nieprawda. Związki zawodowe muszą jednak wiedzieć, że z czegoś musimy wybudować nowy szpital na wrocławskim osiedlu Złotniki. Pierwszym źródłem sfinansowania tej inwestycji są kredyty z Europejskiego Banku Inwestycyjnego, a drugim właśnie majątek Samorządu Województwa Dolnośląskiego, który będziemy musieli pozyskać na ten cel ze sprzedaży należących do nas nieruchomości - tłumaczył Łuźniak. Wicemarszałek zapewnia również, że nie będzie żadnych zwolnień wśród białego personelu, mogą one dotyczyć jedynie części administracyjnej tych placówek. Zapytany przez nas, czy ten pośpiech jest podyktowany przyszłorocznymi wyborami samorządowymi, kategorycznie sprzeciwił się takiej tezie. - Zależy nam na tym także z tego względu, że od wielu lat mówi się o budowie nowego szpitala we Wrocławiu i nic się w tym kierunku dotychczas nie zrobiło. Dzisiaj jest również ostatni moment na to, aby te szpitale, które są teraz mocno zadłużone, mogły skorzystać, bo za miesiąc, dwa, może to za nas uczynić komornik - dodał Łuźniak.
O tych zamiarach związki zawodowe i branżowe zostały poinformowane na specjalnym spotkaniu konsultacyjnym, które zwołano w przededniu ostatniej sesji Sejmiku Województwa Dolnośląskiego. Takie potraktowanie związkowców przemawiający na tym spotkaniu przedstawiciel "Solidarności" dr Leszek Sokalski nazwał skandalem. - Jak można konsultować z nami tak ważną kwestię dosłownie na kilkanaście godzin przed zaprezentowaniem jej na forum samorządu wojewódzkiego? - grzmiał poirytowany dr Sokalski. Kiedy zapytał, jakie są gwarancje, że te zobowiązania - szczególnie kadrowe - zostaną dotrzymane, wicemarszałek odpowiedział: "Na pewno tak będzie do końca naszej kadencji...". Zgłoszony na sesji Sejmiku Województwa Dolnośląskiego przez Komisję Zdrowia i radnych opozycyjnych wniosek o zdjęcie tego punktu z programu obrad i przekazanie go do dalszych konsultacji nie uzyskał jednak akceptacji i głosami rządzącej województwem koalicji PO - PSL doszło do pierwszego czytania projektu uchwały.
Marek Zygmunt, Wrocław
"Nasz Dziennik" 2009-10-13

Autor: wa